piątek, 20 czerwca 2025

Gorset

 






Wyciągnęłam go wczoraj. Nie jak rzecz, ale jak ślad. Wiadomość, którą ktoś zostawił między dniami. Leżał w pudełku owinięty delikatnym papierem. Milczał. Czekał, nie na mnie, tylko na czyjąś obecność. Czarny welur, matowy, miękki, w świetle łapie odcień nocy – nie tej głębokiej, tylko tej tuż przed świtem, kiedy jeszcze nie wiadomo, czy się zacznie dzień, czy skończy pamięć. Na nim – haft. Drobny, a jednak stanowczy. Nici jak źdźbła, sarnie rzęsy, kolory z łąki zapomnianej przez ogrodnika. Nie kwiaty z rabat, tylko te, które rosną same, z uporem i czułością. Haft nie ozdabia. Opowiada. Wzór, opowieść przenoszona w cieniu rąk, z pokolenia na pokolenie – motyw Lachów Sądeckich. Nieznaczny, a głęboko osadzony. Powściągliwy i czuły. Zapisany nie w nutach, ale w ściegach. Tak wyszywano w dolinie między Popradem a Dunajcem, tam gdzie ziemia rodziła twardo, a ludzie nosili milczenie jak korale. Nie z pychy – z przekonania, że to, co ważne, zostaje niewypowiedziane.

Gorset należał do mojej prababci Karoliny, matki babci Marysi. To ona, jeszcze jako dziecko, nosiła w nim obraz Matki Boskiej podczas uroczystości odpustowych, z powagą większą niż jej wzrost. Wtedy tkanina jeszcze była świeża, ale pamięć już zaczynała się w nią wszywać. Później nosiła go moja babcia, a później mama, a potem ja. A jeszcze później – moja córka. Choć to nie dziedziczenie rzeczy, ale obecności – pulsujących pod skórą kobiet. Gorset wędrował, był wypożyczany na śluby, odpusty, uroczystości kościelne i państwowe – zakładany jak zbroja ze wspomnień i powagi. Wszystko wskazuje na to, że pochodzi z końca XIX wieku.

Rozmiar, już nie mój, ale jakby dla mnie. Jakby szyty na przynależność. Koraliki nie błyszczą – one świadczą, że ktoś tu był, że ktoś tu oddychał. Nie ma w nim rodowej koronki. Ale szwy ją znają. Pamięć jest zapisana w czerwonej wstędze, której już nie mam. W braku, tym, który boli bardziej niż obecność. Został mi tylko gorset i czerwone korale. I babcia, oprawiona w czerń i kwiaty. Rozpoznawalna dotykiem. Czasem nocą śni mi się, że trzymam ją za łokieć, a ona mówi, że wszystko jeszcze wróci. Z ciotkami nie rozmawiamy. Zawziętość ich jest starsza niż moja córka, głębsza niż krew. Chciałyśmy może za dużo – nie rzeczy, tylko obecności. Tego się nie wybacza. Dostałam więc gorset. I wspomnienia, które są jak cienie pod haftem. Szczyrzyc. Odpusty. Upał, który kleił spódnice do ud. Niebieska figura Matki Boskiej, za lekka, by była z gipsu, za obecna, by ją zignorować. Cystersi. Pustelnik, któremu babcia niosła zioła. Jakby była z innego porządku. Jakby była szeptuchą między kantykami. Przeciwieństwa nie kłóciły się, rosły razem, jak pokrzywy i macierzanka. Nie noszę go. Nie pasuje do mojego ciała. Ale czasem przykładam go do żeber – przylega do mnie jak wspomnienie, które nie odchodzi. Jakby miał rozpoznać moją temperaturę. Pachnie drewnem i ziołami, tym błękitem, który nazywałyśmy modrym cisem, i czerwienią, która przypomina wnętrze szkatułki. Trzymam tam swoje notatki, słowa na później, na gdyby.

Kiedy go dotykam, słyszę dzwonki leśne. Czasem dzwony ze Szczyrzyca – sierpniowe, rozlegające się po polach jak myśli: rozgłaszane, ale nie zapisane. Pod podszewką ktoś zostawił ślad – kolor mchu z dna studni i herbaty z nutą róży i tytoniu. Tak pachniały nasze listy: niebieskim wieczorem i żółcią utkaną z zapomnienia. Czasem patrzę w lustro i widzę – nie siebie, ale ramę. Obraz, który niesie inne twarze. I wiem, że jestem córką mojej matki. I wnuczką tej, która uzdrawiała dotykiem. Wnuczką tej, która już nie istnieje – poza tą tkaniną. Która wciąż oddycha.

7 komentarzy:

  1. A wie Pani, Pani Margo, z czym mnie się w najpierwszym odruchu to Pani dzisiejsze pisanie skojarzyło? Inne tereny i wydarzenia, oczywiście, w jakimś tam stopniu absurdalne to skojarzenie, ale na myśl mnie przyszedł „Kruk" (ten serial polski) - nie do końca to rozumiem, albo raczej: prawie w ogóle, no ale przecież się nie wyprę. Może to ta szeptucha? Kto wie, kto wie.

    Dolina między Popradem a Dunajcem, którą kojarzę dość mgliście, musi być okolicznością wielkiej urody, to i nic dziwnego, że i ludzie tam zacni, skoro korale tamże noszą niczym milczenie, i tylko żal, że czcigodna profesor babcia Senyszyn pod uwagę tego nie wzięła i sru-tu-tu - tromtadracja, że i korale mnie obrzydły, no ale, proszę mi wierzyć, Pani mnie wiarę teraz zwraca w te korale. Mniemam, że ta metafora Pani, wielkiej siły i uroku pełna metafora z dzisiejszego tekstu nie nawiązuje do tekstu poprzedniego, albowiem indor też jakoś z koralami wiązany bywa; bardzo nierad byłbym, bardzo!

    No i ten kantyk, bardzo piękny termin, o którym mnie Pani przypomniała, za co dziękuję. Kurde, bogaty jest ten nasz język.

    Słyszała Pani może, że, jak słusznie śpiewał poeta Roku Pańskiego 2011, o ile się nie mylę, otóż czy Pani zdaje sobie sprawę, że „gdyby" to najczęstsze słowo polskie - i tu następuje wers kolejny, który przez szacunek dla P.T. Czytelniczek i Czytelników Skrzydeł, przez szacunek obywatelski do wszystkich Polek i Polaków, krótko mówiąc, ten wers sobie a zwłaszcza Państwu daruję. No chyba że ktoś tu z Państwa, być może nawet sama Gospodyni Skrzydeł, tego zapragnie, o, tak, jeśli taki głos, głos na wskroś obywatelski się pojawi, o, tak, wówczas rzucę wszystko i niechybnie wers ów przytoczę. Tak czy inaczej - z tym „gdyby" proszę uważać, Pani Margo.

    No i na koniec, bardzo przepraszam, że w ostatnim fragmencie poniosło mnie odrobinę i pomrugać se pozwoliłem, co, ufam, wyłapała Pani łacno i machnęła Pani ręką, a niech se przygłup popisze, życie go wystarczająco już ukarało, i tak właśnie Pani powiedziała do kogoś w najbliższym otoczeniu, albo i zupełnie w ciszę Pani tę myśl wypuściła, i w swej łaskawości Pani mnie to wybaczy, ze Skrzydeł nie wyrzuci i indorem mnie Pani nie poszczuję.

    Bardzo dziękuję za ten tekst, mrugania już oczywiście zaniechałem, że pozwolę sobie wyjaśnić, poszedłem tam za Panią, w te Dunajce, prababcie i kantyki i nawet - proszę wybaczyć tę brutalną szczerość - wyobraziłem sobie przymierzanie gorsetu, moje lub Pani w gorset się przyodzianie, ale podobnie jak Pani, porzuciłem tę myśl i szybko wróciłem na ziemię.

    I powiem zupełnie uczciwie: wolę tę formę od tej na Skrzydłach dominującej, a głównie dlatego, że lepiej ją rozumiem i bardziej czuję. No tak już mam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, jakże wdzięczna jestem za ten komentarz i za to skojarzenie z „Kruka", choćby i z półprzymrużeniem oka. W tej szeptuszej nici coś chyba jednak drgnęło, może to dym, może echo, a może tylko to tajemne, co przelatuje między słowami i się nie zatrzymuje, ale zostawia ślad. Dolina między Popradem a Dunajcem to rzeczywiście uroda z tych, co i z pamięci potrafią się ulepić na nowo, więc i korale, choćby złudne wracają z godnością, nie tromtadracją. A indor niech tam zostanie sobie u siebie, niech chodzi bokiem.

      Co do 'gdyby', dziękuję, że Pan ostrzega, choć ja wcale nie chcę, żeby ono mnie prowadziło. Jeśli już, to raczej tak, jak Pan słusznie czuje 'a gdyby od gdybania raczej', czyli ten ruch, który nie wynika z żalu, tylko z niepokoju albo z figla, z przeskoku myśli, nie z rozpamiętywania. Może to nawet 'gdyby' nie jest, tylko jego cień na ścianie.

      I oczywiście, że wybaczam mrugnięcia, były z wdziękiem i z miękkim światłem, takim jak z żarówki nad kuchennym stołem w listopadzie. Proszę wracać w Dolinę, kiedy tylko się da i nie tylko przez moje słowa.

      Usuń
  2. wnuczka szeptuchy, to brzmi nieźle. może, prócz stroju zostały notatki, zielnik, czy przepis na długowieczność? aż chce się myśleć, że ten gorsecik zawiera ukrytą kieszonkę z tym, co strach powiedzieć głośno. sekret, który może poznać wyłącznie ta, która ma odwagę go założyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może i masz rację, kubrak swoje wie. Zielnik został w domu, w którym już nie bywam, ale zaklęcia krążą. Przykłdasz kbrak, i jakby ktoś szeptał: „Nie bój się. Idź.”

      Usuń
  3. Małgoś, czuję mocno to co napisałaś, w jakieś magiczne miejsce w tę dolinę nad Dunajcem mnie zabrałaś. Mogłabym przysiąc, chociaż wiem, że to nieprawdziwe urojenie, że obraz światła w jakiejś przestrzeni łąki mnie wołał. Z odwagą wielką założyłabym gorset, ale tylko w tamtym momencie, gdy widziałam, co się wydarza. Teraz już tę pewność straciłam. Buziaki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci za to wspólne wejście w tamtą przestrzeń, nawet jeśli urojone, to przecież prawdziwe w czuciu. Gorset może poczekać, aż znów pojawi się światło, które woła. Buziaki, kochana.

      Usuń
  4. Piękny opis, przynależności kobiecej, rodowej....chciałabym tak opisać szafy po babce Antoninie i biła bluzkę z mereszką i koronką po niej. Wchodzą w nią i czasem jeszcze noszę.

    OdpowiedzUsuń