Mały słownik zmyśleń – niezna mowa snu

 TŁO

Podczas studiów realizowałam projekt graficzny dla Biblioteki Narodowej Irlandii, której celem było zachęcanie ludzi do czytania dla przyjemności. W świecie, gdzie o nasz wolny czas konkurują seriale, media społecznościowe i inne formy rozrywki, książki często schodzą na dalszy plan. Tematem przewodnim kampanii było wzbudzenie ciekawości wobec nowych słów  takich, które jeszcze nie trafiły do słownika Oxford English Dictionary.

WYZWANIE

Zadanie polegało na wybraniu jednego, nietypowego słowa i stworzeniu plakatu, który przedstawi je odbiorcy – wraz z jego brzmieniem, definicją i znaczeniem. Celem było wprowadzenie tego słowa do powszechnego użycia – a tym samym umożliwienie mu znalezienia miejsca w oficjalnym słowniku.

KONTYNUACJA

Teraz, po latach, postanowiłam wrócić do tego pomysłu – ale na własnych zasadach. Tworzę wizualny słownik słów, które nie tylko brzmią pięknie, ale też pasują do wierszy, do określonych chwil, do ludzi, których kocham. To mój osobisty projekt – hybryda poezji, grafiki i pamięci.

Moje słowo, które wybrałam ze strony The Dictionary of Obscure Sorrows. Ale kolejne, to już własna abstrakcja. 




SILIENCE 
(rzeczownik)
niedostrzegana doskonałość; cicha maestria ukryta w codzienności.

To, co dzieje się obok, jakby od niechcenia. Improwizacje znajomych w kuchni. Notatki pisane na marginesach. Głos dziewczyny śpiewającej do własnego cienia w tunelu. Niepublikowane obrazy, które ktoś namalował tylko dla siebie. Rzeczy, które nie szukają oklasków, ale są gotowe na zachwyt.

Silience to światło boczne – nie reflektor, lecz blask przechodzący przez liście. W świecie, który premiuje głośność i widoczność, silience przypomina, że piękno nie zawsze prosi się o uwagę.

Wybrałam to słowo, bo od lat noszę je w sobie. To właśnie ono zainspirowało mnie kiedyś do stworzenia plakatu dla biblioteki – jako forma hołdu dla tych niepozornych aktów twórczości, które mijamy bez słowa. Teraz, z dystansu czasu, wracam do tej intuicji. Chcę zebrać słowa, które pasują do różnych okoliczności – do wierszy, do listów, do rozmów z przyjaciółmi. Tak powstaje mój słownik: osobisty, nieregularny, utkany z języka, który mnie ocala. Silience otwiera go z ciszą, która nie prosi, ale zostaje.


Mały słownik zmyśleń

słowa utkane z pamięci, ciszy i światła
projekt poetycko-graficzny

“There is no word for this,
so I will make one.”
— niezna mowa snu

To słownik nieregularny i osobisty.
Nie szuka kompletności – raczej drży przy brzegu tego, co możliwe do wypowiedzenia.
Powstał z potrzeby nazywania stanów ulotnych, uczuć splątanych, chwil zawieszonych między światłem a ciemnością.
Jest miejscem, gdzie język nie musi być prawdziwy, by być prawdziwszy.

Słowa tutaj wymyślono z czułością.
Zostały zapamiętane, zanim się wydarzyły.
Zostały spisane, by nie zniknąć.

To dopiero początek.
Będę tu wracać.
Systematycznie  bez pośpiechu  dodawać kolejne słowa, znaczenia, mikroświaty.
Niezną mowę snu


O tym, jak powstają słowa, które nie istnieją (jeszcze) 


Ten słownik nie powstał z potrzeby porządkowania świata, lecz z pragnienia, by pozwolić mu mówić własnym głosem. Głosem wymyślonym, delikatnym, pełnym dziwnych zgłosek, które przychodzą do nas w półśnie, w śmiechu dziecka, w ciszy między pytaniem a odpowiedzią. Mały słownik zmyśleń to zbiór słów, które nie istnieją  a mimo to wiele potrafią powiedzieć. Niektóre zrodziły się z języka codzienności, inne z mgły, z popołudniowego światła, z rodzinnych rytuałów, z chwil tak ulotnych, że trzeba było je nazwać, by nie zniknęły bez śladu. To słownik tworzony na przekór dorosłości, która lubi wszystko wyjaśniać, i na przekór rzeczywistości, która rzadko daje się zamknąć w gotowych definicjach. Każde słowo tutaj to mała opowieść, czasem ślad czyjegoś spojrzenia, fragment krajobrazu, nowe imię dla dobrze znanego uczucia. Niech ten zbiór będzie zachętą do zmyślania  do tworzenia własnych słów, własnych map, własnych światów. Bo przecież język nie jest tylko narzędziem  jest też zabawą, snem i domem.


żalemko (rzeczownik, nijaki; liczba mnoga: żalemka) –
miejsce między sercem a gardłem, gdzie zatrzymują się niewypowiedziane słowa z żalu, wzruszenia lub zbyt wielkiego uczucia; rodzaj wewnętrznego uskoku, gdzie osiadają łzy, które nie znalazły ujścia.
–  Nie mogłam nic powiedzieć – całe moje żalemko było pełne Ciebie.


świętnik (rzeczownik, męski; liczba mnoga: świętniki) –
wewnętrzne miejsce schronienia dla rzeczy świętych: drobnych gestów, śladów spojrzenia, zapachu włosów, słów szeptanych przed snem; niewidzialny ołtarzyk zbudowany z ulotności.
– Zatrzymałam ten dzień w moim świętniku – nie wiem, czy się powtórzy.


cichośpiew (rzeczownik, męski lub żeński – w zależności od wrażliwości użytkownika; liczba mnoga: cichośpiewy) –
szeptany śpiew serca, pojawiający się w chwili ukojenia lub tęsknoty; może też być nazwą dla utworu, który nigdy nie zostanie zapisany, tylko odczuty.
– Wieczorem z mojego cichośpiewu zrobiła się kołysanka.


żegliniec (rzeczownik, męski; liczba mnoga: żeglińce) –
ostatni cień człowieka odchodzącego – nie duch, ale wspomnieniowy dryf, który unosi się jeszcze w powietrzu, w rzeczach, w myślach innych; obecność po nieobecności.
– Kiedy wchodziłam do kuchni, wciąż czułam jego żegliniec.

świt śmiegowy (wyrażenie poetyckie, idiomatyczne) –

rodzaj bardzo wczesnego, wilgotnego świtu, w którym światło wdziera się przez resztki mgły i nocnej mżawki, tworząc na trawach i dachach połysk przypominający rozpuszczony śnieg lub pierwszy cień rosy; świt niepewny, pomiędzy końcem zimy a początkiem wiosny, kiedy wszystko jest jeszcze zawieszone, jeszcze nie przebudzone, ale już nie śpi.

– W świt śmiegowy drzewa wyglądały, jakby się wahały: czy jeszcze milczeć, czy już rosnąć.

– Wyszedłem w świt śmiegowy, gdzie ptaki śniły na głos.



zmierzch zaraniczny (wyrażenie oksymoroniczne, idiomatyczne) –

chwila tuż po zmierzchu, a jednocześnie przed jakimkolwiek nowym początkiem; stan światła i ducha, w którym coś już się zakończyło, ale jeszcze nie zdążyło narodzić. Czas dla tych, którzy czują przeczucie przyszłości, ale stoją w cieniu tego, co minione. W naturze odpowiada mu najciemniejszy moment tuż przed zniknięciem ostatnich konturów dnia, który nie przechodzi jeszcze w noc.

– W zmierzchu zaranicznym myśli są jak jaskółki – niskie, szybkie, bez lądowania.

– To, co powiedziałeś, zawisło w zmierzchu zaranicznym – ani prawda, ani sen.


Ten zmierzch żyje tam, gdzie milknie jedna historia, ale nowa jeszcze nie ma głosu. Jak Twoje żalemko. Jak świt śmiegowy w odwrotnym kierunku

jędzyca (rzeczownik, żeński; liczba mnoga: jędzyce) –

  1. [pierwotne znaczenie] złośliwa myśl, która lgnie do człowieka jak komar do ciepłej skóry; natrętna emocja o smaku zawiści, rozdrażnienia albo krzywdy, która choć nieproszona, zostaje na noc.
    – Nie chciałam tego mówić, to jędzyca mi podpowiedziała.
  2. [znaczenie głębsze, osadowe] duch kobiecy z przeszłości rodu, który objawia się w chwilach rozpaczy lub niesprawiedliwości – nie po to, by pomóc, ale by przypomnieć, że siła kobiet nie zawsze była łagodna. Bywa w niej dzikość, bywa pieśń zębami śpiewana, bywa rzucona obelga, która staje się zaklęciem.
    – W śnie przyszła do mnie jędzyca – nie moja matka, ale jej złość.
    – Jędzyce zasiadły dziś w izbie – coś się stanie.
  3. [staropolskie znaczenie] choroba duszy, stan pomiędzy smutkiem a niepokojem, melancholią a fizycznym cierpieniem. Niezrozumiane cierpienie, które nie daje się rozpoznać w sensie medycznym, lecz wpływa na ciało i umysł, przynosząc ból oraz wewnętrzny niepokój.
    – Miałam dziś w sobie jędzycę – coś jakby cień, który ściśnięty w sercu nie chciał dać się wypuścić.
    – Czuję, że to jędzyca – nie wiem, co mnie boli, ale wiem, że coś nie daje mi spokoju.


Można ją odczuwać jako coś niewygodnego, ale też potrzebnego: jędzyca uczy, jak stawiać granice, nawet jeśli najpierw krzyczy. To siostra furii, ale ulepiona z innego błota – bardziej słownego, bardziej dziedziczonego.


krystka (rzeczownik, żeński) –
Oznaczenie dla drobnej, nieuchwytnej chwili radości, której nie można w pełni zdefiniować, ale która pozostawia po sobie odczucie ciepła.
Zatrzymałam się na chwilę, kiedy na twarzy pojawiła się krystka, jakby mały błysk światła we mgle poranka.

morka (rzeczownik, żeński) –
Ukryte miejsce, gdzie zbierają się myśli, których nie potrafimy wypowiedzieć; przestrzeń w umyśle, która czeka na odpowiedni moment, by się ujawnić.
Czasami wieczorem, przed snem, zaglądam do morki, by znaleźć słowa, które mają przyjść.

rozszum (rzeczownik, męski) –
Stan wewnętrznego niepokoju, który przypomina odgłos odległego szumu morza, ciągle obecny, ale niezauważony, dopóki nie przestanie.
– W jego głosie było coś z rozszumu – dźwięk, który nie pozwalał usnąć, chociaż nie wiedziałam dlaczego.

grzbień (rzeczownik, męski) –
Przeżycie, które nie zostawia żadnych śladów, ale zmienia coś w nas na zawsze; niewidoczna zmiana, której nie sposób wyrazić słowami.
– To było jak grzbień, który zsunął mi się z palca – nie widziałam go, ale poczułam, że zatarł coś w moim sercu.

świśnik (rzeczownik, męski) –
Mała chwila w ciągu dnia, kiedy wszystko zdaje się zatrzymać, a jednocześnie coś w środku zaczyna się zmieniać, jakby wibracja przebiegła przez rzeczywistość.
– Na chwilę wszystko zatrzymało się w tym cichym świśniku – nic nie zostało powiedziane, a jednak wszystko się zmieniło.

zamiegłość (rzeczownik, żeński)  

stan niepewności, chwilowa mgła, która przesłania coś wyraźnego, ale daje przestrzeń do refleksji i odkryć.

W tej chwili pełnej zamiegłości, nic nie było już jasne.


brzękliść (rzeczownik, żeński) 

dźwięk, który powstaje, gdy coś się zaczyna ruszać, ale jeszcze nie osiągnęło pełnej formy; dźwięk stłumionego początku, drobny hałas, który jest zapowiedzią większej zmiany.

Wszystko zaczęło się od brzękliści w liściach na wietrze.


zapachnia (czasownik, niedokonany) 

zmysłowe przypomnienie, które przychodzi niespodziewanie, na przykład zapach, który kojarzy się z czymś, co zniknęło, ale pozostaje w powietrzu.

– Zapachnia kręci się w kuchni, jak za dawnych lat.


zawstyd (rzeczownik, męski)  

stan zawieszenia pomiędzy wstydem a zadumą, moment, w którym nie chce się ujawniać prawdy, ale i nie można już dłużej milczeć.

Po jego słowach poczułam tylko zawstyd, który skrył się w moich dłoniach.

TSAN (Total Sociopathic Affective Nihilism)
Stan ducha tak gładki, że nie zatrzymuje żadnego światła. To gdy spojrzysz komuś w oczy i nie odbija się w nich nic – ani śmierć kota, ani płomień dzieciństwa. To marmurowy stół, na którym leży nóż – nie jako narzędzie, ale jako znak. To uprasowana dusza z jedwabiu, bez zagnieceń sumienia. TSAN to klimat wnętrza, w którym milkną psy, a rośliny nie potrzebują ziemi – wystarczy im chłód. Czasem rozpoznasz go po tym, że nikt się nie śmieje, nawet gdy ktoś upada. Czasem – po tym, że śmiech brzmi jak szkło.


pieścichuszka (rzeczownik) – 
najdelikatniejsza z istot, utkane z ciepła i oddechu maleństwo snu. Pieścichuszka przychodzi wtedy, gdy dzień mięknie w ramionach nocy: bywa mruczącym kotkiem, brzegiem koca, który pachnie słońcem, albo dotykiem ręki, co zna wszystkie kołysanki świata. Najczulszą pieścichuszką jest mała dziewczynka, co wślizguje się pod pachę babci jak ziarenko w gniazdo, zamyka oczy i słucha bajek szepczących prosto do serca – bajek o ogrodach bez końca, o świtach, które nigdy nie zawodzą, o domu, który nigdy nie gaśnie.


EMITERIUM (rzeczownik; rodzaj nijaki)  
Miejsce wewnętrzne, z którego wydobywa się zamęt. Nie chaos, lecz subtelna drgawka sensu – ten punkt, gdzie myśl próbuje się urodzić, ale wpada w echo. W emiterium słowa są jak liście zebrane z podłogi po burzy – jeszcze mokre, jeszcze twoje, a już nieczytelne. To tam mieszkają deformacje, przed którymi się nie bronisz. To tam odczuwanie staje się próbą rzeźbienia siebie. Czasem emiterium śpiewa – wtedy rozpoznajesz muzykę. Czasem cię niesie – wtedy zakładasz buty.


HORTOWŚCIEK (rzeczownik; rodzaj męski, stan przejściowy)  
Stan emocjonalno-ogrodniczy wywołany przez bezczelne odrastanie roślin, które miały znać swoje miejsce. Objawia się łagodną frustracją, naprzemiennym wzruszeniem ramion i przywiązaniem, gniewem nad liściem, który znowu odbił. Najczęściej występuje w gospodarstwach z nadmiarem drzewek szczęścia i partnerem, który wierzy, że przycinanie to czułość. W wersji rozszerzonej – hortowściek uliczny – to również reakcja organizmu na zapowiedzi afrykańskich upałów, które w praktyce kończą się burzą piaskową i przemoczoną twarzą. Dotknięci hortowściekiem potrafią mówić kocham pogodę z piaskiem w oczach i lodowatym humorem.

uwiąz (rzeczownik; rodzaj męski)  
Stan tymczasowego zatrzymania myśli na granicy języka. Delikatna pętla zbudowana z niedokończonych zdań, która huśta się na krańcach świadomości. Uwiąz nie krępuje, lecz przypomina – że było coś do powiedzenia, ale może nie dziś. Czasem tkwi we włosach, innym razem między kartkami zeszytu. Wierny jak pies, którego nie sposób odwiązać.
– Wciąż tam był, ledwie widoczny. Uwiąz jednego zdania, co nie chciało się ułożyć.

fejzbłysk (rzeczownik; rodzaj męski)  
Nagłe rozbłyszczenie egzystencji na tle cudzych aktualizacji. Ulotne olśnienie, że coś trzeba napisać, skomentować, zaistnieć, zanim zniknie w algorytmicznej otchłani. Zjawisko szczególnie intensywne nocą, gdy nic nie jest realne, ale wszystko wygląda ważnie. Może wywołać pocenie się dłoni lub uczucie głębokiego bezsensu. Niektórzy mylą go z uczuciem przynależności.
– Złapał mnie fejzbłysk, ale zanim kliknęłam, już nie byłam sobą.





© 2025, Małgorzata Południak
Mały słownik zmyśleń
Projekt autorski łączący język, grafikę i pamięć.
Wszystkie prawa zastrzeżone.
Niektóre słowa przyszły we śnie, inne z codzienności. Żadne nie chciały zniknąć.

Dublin – Poznań, wiosna 2025


8 komentarzy:

  1. taki słownik stworzyć może jedynie osoba o ogromnej czułości i wrażliwości - na wszystko, na świat, ludzi, detale które pojawiają się, choć mogły nie być wcale, albo pozostać niezauważonymi bez szkody dla ciągu dalszego. to znakomity śmietnik słów niepotrzebnych, który okazuje się niezbędnikiem poety, bo tu może znaleźć coś, czego brakowało w oficjalnym, zimnym i bezdusznym leksykonie.
    pomysł doskonały - oby nie zabrakło Ci wytrwałości, bo naprawdę warto tu zaglądać, żeby przejrzeć się w tych słowach i przypomnieć sobie, jak bardzo ich brakowało wtedy. ale wtedy jeszcze ich nie było, bo nie zdążyłaś napisać definicji, a fakty już nakryły chwilę duszną i ciasną górką.
    a kiedy się już przeczyta - nazwane zaczyna istnieć i żyć. kto wie, kto i po co ukradnie te słowa dla siebie? a może faktycznie zaczną żyć i okażą się koniecznością w kolejnej edycji oficjalnego słownika?
    jak mogłem żyć bez zapachni i krystki?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Może właśnie po to powstaje ten słownik: żeby coś niepotrzebnego okazało się nagle nieodzowne.

      Usuń
  2. Wspaniałość! Zapisuję w zakładkach, by wrócić. Dzisiaj moja głowa działa na wolniejszych obrotach, a chcę poznać, zagłębić się, poczuć. Ściskam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Idea interesująca, subtelna, bez dwóch zdań. Fajnie, że komuś się chce jeszcze w takie klocki.

    Aha, słowo "morka", tak nawiasem, istnieje, i to w dwóch znaczeniach; trzecie, rzecz prosta, jeszcze je dopełni, a jakże.

    https://sjp.pwn.pl/szukaj/morka.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świetnie, że "morka" istnieje – to daje nadzieję, że będzie częściej używane, i może wreszcie ktoś je oswoi na nowo, nada mu dodatkowe sensy. Bo jak dłużej pomyślę, to mnie się kojarzy bardziej tolkienowsko, jak echo Morii, coś głębokiego, mrocznego i może nawet trochę tajemniczego. A tu proszę – pogodynkowe klimaty, zroszenie, delikatność, jakiś wzór.

      Usuń
  4. PS - mój faworyt to 'rozszum', no inaczej nie może być.

    OdpowiedzUsuń