poniedziałek, 2 października 2023

Moralność i jej brak

 


Na mojej liście wstydu znajdują się tacy ludzie, którzy na jednym oddechu protestują przeciwko rządowi, wytykają palcami dotacje ministra Glińskiego i odrzucają je jak gorący kartofel. Jednakże, gdy nadchodzi czas wydania ich książek, chętnie sięgają po publiczne pieniądze, które zgrabnie pozyskują z tego samego źródła tylko za pośrednictwem innych instytucji.

Mówiąc tak samo tylko inaczej, oficjalnie deklarują, że PIS nie jest dla nich opcją, ale z drugiej strony, przez kręte ścieżki sięgają po środki, które pochodzą z tego samego źródła. Tak tak, te pieniądze są wszystkich podatników, oczywiście. Jednak oczernianie jednych, że przyjmują pieniądze od urzędników z nadania Pisu, a pokrętnie biorą te same pieniądze od kolegów z innych redakcji/instytucji, jest takie sobie. To przypomina mi trochę import gazu i węgla z Rosji - wszyscy wiedzą skąd pochodzi, ale odwracają wzrok. O, ludzie!

I jeszcze artykuł autorstwa Antoniny Tosiek, fragmenty dostępne pod tym linkiem: Józef Maria Ruszar i jego prywatny folwark w Instytucie Literatury.

Od samego początku krążyły kontrowersyjne plotki na temat dyrektora NaPISu, a także pojawiały się głosy dotyczące jego zachowania, które wielokrotnie określano jako nieetyczne i wulgarnie. Pomimo to, wielu ludzi podejmowało pracę w tym miejscu, tym samym legitymizując jego działania swoją obecnością. Argumentowano, że robili to z konieczności, by zapewnić sobie środki do życia i by uniknąć głodu (?). Jednak w Krakowie, to duże miasto, zawsze jest wiele opcji do wyboru. Jeśli dążysz do bycia osobą etyczną, zawsze możesz znaleźć pracę, która nie będzie moralnie kontrowersyjna i nie będzie cię obciążać etykietką.

Ponadto, osoby decydujące się na współpracę z NaPISem doskonale zdawały sobie sprawę z charakteru czasopisma i osobistego stylu jego przełożonego. To zawiłe i zasłaniające rzeczywistość, w której literatura miesza się z interesami finansowymi, bywa trudne do zrozumienia i rozpracowania.

Przemoc to przemoc, i wszyscy w redakcji ponoszą za nią odpowiedzialność. Osoby współpracujące, które widzą przemocowe sytuacje, ale odwracają wzrok lub twierdzą, że niczego nie zauważyły, jedynie usprawiedliwiają te zachowania i pomagają zachować pozory.


sobota, 30 września 2023

Suburbia - Fringe Living

 


Suburbia - klik

Nowy teren, na którym znalazły schronienie moje wiersze (klik). Wiersze, te maleńkie opowieści, zyskują tam nowe życie, a moja więź z nimi jest jak skok w nieznane – zawsze pełen niespodzianek. Zachęcam Was gorąco do odwiedzenia strony, gdzie znajdziecie nie tylko słowa, ale także wyjątkowe fotografie. Nie sposób nie być oczarowaną pracą typograficzną Pawła Króla, która nadaje stronie wyjątkowy charakter! No i jego ilustracje, czad! 




Obiecanki cacanki / Empty promises


  




Cóż, chcę się z wami podzielić pewnym zjawiskiem, które z pewnością dotyka nie tylko mnie. Mówię o obietnicach, tych kolorowych frazesach, które wypowiadane lub napisane z wielkim przekonaniem, po czasie okazują się jedynie wabikiem bez smakołyków. Nie mam zamiaru robić z tego wielkiego dramatu ani nadużywać patosu – po prostu dzielę się spostrzeżeniami.

Zacznę od przykładu: kiedyś wpłaciłam pieniądze na zrzutkę, która miała na celu utrzymanie domeny wydawnictwa i obiecano mi w zamian książkę. Niestety, książka nigdy do mnie nie dotarła, albo inne wsparcia za deklarację wysłania książek również nie przyniosły oczekiwanych efektów. Przykłady poważniejsze przemilczę, nie będę dowalać leżącym.

W dzisiejszych czasach, dzięki Internetowi, obietnice stają się popularne i łatwe do wypowiadania. Wystarczy napisać coś w stylu "Dostaniesz ode mnie to i to", co, szczerze mówiąc, często jest niepotrzebne, bo i tak jestem zaangażowana w to, co mam zrobić – to po prostu jest w mojej naturze. Jak często te zobowiązania naprawdę są dotrzymywane? Przyznam szczerze, że jeszcze nie potrafię samej siebie uświadomić; zostałaś oszukana.

Wielokrotnie chciałam poruszyć ten temat, ale po namyśle, zwykle odwracam się od niego. Usuwam komentarze, które napisałam, aby uniknąć niepotrzebnej uwagi. Nie chcę, żeby moje słowa były interpretowane lub przeinaczane na różne sposoby.

Rozumiem, że nie jestem wyjątkiem. Wiem, że wiele osób przeżywa podobne historie. Obiecujemy sobie różne rzeczy, na przykład, ja zobowiązałam siebie, że nie będę już wpłacać pieniędzy na zrzutki, których celem jest publikacja książek.

Niech nasze słowa mają znaczenie, a deklaracje, które składamy, będą wartością, którą naprawdę pragniemy spełnić. Niech stanowią solidny fundament, a nie chwiejny most wiszący na słowach.



Empty promises

Well, I want to share with you a phenomenon that surely affects not only me. I'm talking about promises, those colorful phrases that are said or written with great conviction but often turn out to be like bait without the treats. I don't intend to make a big drama out of it or overuse any pathos – I'm just sharing some observations.

Let me start with an example: once I donated money to a fundraiser aimed at maintaining a publishing house's website, and in return, I was promised a book. Unfortunately, the book never reached me, and similar promises for other books also didn't yield the expected results. I'll spare you the more serious examples; I won't kick someone when they're down.

In today's world, thanks to the internet, promises have become popular and easy to make. Just write something like "You'll get this and that from me," which, honestly, is often unnecessary because I'm already committed to what I'm supposed to do – it's just in my nature. How often are these commitments truly kept? I'll admit, I still can't come to terms with it myself; I've been deceived.

I've wanted to address this topic several times, but after some reflection, I usually shy away from it. I delete comments I've made to avoid unnecessary attention. I don't want my words to be misinterpreted or twisted in various ways.

I understand that I'm not the exception. I know that many people go through similar stories. We make various promises to ourselves; for instance, I vowed not to donate money to fundraisers for book publications.

Let our words carry meaning, and let the promises we make be values we genuinely aim to fulfill. May they be a solid foundation rather than a shaky bridge of words.

wtorek, 26 września 2023

Dokąd idziesz

 


Noszę w sobie nietolerancję i nienawiść, które przekształcam,
starając się poradzić sobie z upływem czasu. W moim przypadku
pomijam zbędne detale, miejsca, gdzie czerpią owoce
z drzewa wiedzy, nawet jeśli chodzi o potrzebne informacje,
zdrowy rozsądek. Przez objawy wzlotów i upadków,
czuję się czasem osamotniona. Dlatego zostaję, prostuję palce
i rozmyślam, co zrobić, gdy dni przepływają monotonnie.

Jest mnóstwo niewiadomych.

Wpadam w panikę, kiedy parasol pęka pod naporem.
Mogę obwiniać wiatr, ale brak umiejętności przyciąga wilgoć.
Gdy ją połykam, gromadzi się w środku. Tak wiele mówi się o labiryncie,
o woli, o podnoszeniu się ponad chmurami.

Poniżej, siedzą kobiety oddzielone mimiką twarzy i okazuje się,
że łatwiej jest trafić do klatki ze zwierzętami, niż pozbyć się wilgoci,
która drąży kamienne wnętrze. Nierównomierny dotyk niweluje złociste włókna,
przywiązując się do mężczyzn, z którymi już niewiele nas łączy.


2013

niedziela, 24 września 2023

Czułostkowość

 


Stoję na szczycie lodowej góry, dryfując w ciepłe rejony. Coś tam się do mnie przebija, wyklucza i ogranicza dopływ słodkiej wody. Wypycha mnie poza schematy i pozostawia w statusie (zaraz wracam). Teraz nie zagłębiamy się w tym, nie dotykamy miejsc styku. Brak mi słów. Oczywiście wiem, że inni mnie nie rozumieją. Nie identyfikuję się z ludźmi wycinającymi lasy, drzewo po drzewie, krok po kroku. Budują swoje utarte potrzeby. Oddają hołd na każde skinienie, intensywnie bezludzcy. Zasada przetrwania dla panów. Gdzieś w tym całym krajobrazie ciągnących się częstochowskich rymów i przydawek, szamba – trwa językowa intensywność szaleństwa. Perwersyjnie w mowie, w retoryce udającej prawdę, opieszałość i wprowadzanie nikczemności jako najwyższej cnoty, jako możliwości penetracji umysłów mas. Zawsze zadawałam sobie pytanie, na czym polega ta papierowa stabilność, produkcja anonimowych jednostek, maminsynków, którzy ostatecznie przyjmują postawy bierne i mediumiczne, impulsywne i subiektywnie szaleńcze.

Robię przerwę. Zbieram muszle, drewno wyrzucone przez ocean. Układam szklane nosorożce na półce, a w wolnym czasie rysuję wieże, przyglądam się wiejskim domom, próbuję transcendentalnej medytacji. Wchodzę do środka, do wyobraźni. W zakamarki i korytarze umysłu. Unikam wpływu innych ludzi, badam własne doświadczenia, eksploruję formy, staję się. W jakiś sposób umysł nie rozpada się od utartych wzorców i jest w stanie mnie opuścić lub przenieść w przestrzeń, gdzie mogę się schronić. W opowiadaniach, które czytam mojej czteroletniej wnuczce, która zadaje pytania na temat ontologii i ornitologii. To bardzo ważny moment w naszym wspólnym życiu i mógłby zainteresować psychologów. Dokładam wszelkich starań, aby odpowiednio wyjść z tej sytuacji i nie zaszkodzić naszym relacjom. W drodze do przedszkola rano powtarza to, co zapamiętała, a córka przepytuje mnie na okoliczności, gdzie roznosi mnie wyobraźnia. Wnuczkę zaś, niepokoi los zwierząt i pada pytanie, czy ożywają. Dla dziecka zrozumienie zmartwychwstania to w praktyce ożywienie zombie. Wyobraźcie sobie moje zdziwienie wynikające z jej wniosków. W jakim gnieździe tkwi umysł takiego malucha, w jakie kokony się otacza i jak objawia wiedzę, której nabyła? Czasami kurczę się trochę i próbuję podczas wieczornej lektury spokojnie zmienić losy tych zombie.

Słowa otoczone miękkim podniebieniem. Pełne niepokoju i woni wschodzących ziół, których nie roznoszę po wnętrzu wyschniętej rzeki. Przedmioty ulepione z przymiotów, ścieżki wybrukowane wzorami z murów miast, ludzkimi symbolami unosi ciężar lat. Krwawy rok, przez który zmieniam barwę głosu. Przyglądam się płyciznom, niedojrzałości, nie współczuję teraźniejszym. Brakuje przejrzystych miejsc, aromatu przemieszczającego się od wewnątrz. Wchodziłyby w unerwienie dłoni, drzew i odczuwalnie w przestrzeń idiomów o odpowiedniej intensywności. Rozmawiamy o efektywności, odlotach w sytuacje, których nie można ująć, żeby potem oddzielić od siebie.

Nagle ktoś przychodzi i prosi o kilka monet, przyczepia zatrute pędy do nitki wiersza, okalecza ptaki, pszczoły. Ogranicza naszą wytrzymałość. Każdy ból przyjmuje inną formę, w zależności od poziomu wody, którą nam odbiera.

Wyobrażam sobie życie robaczka, który podgryza zielone jabłko. Zamieszkuje w nim, mimo że poza rozciągają się nieskończone światy, pełne doznań i zapachów, przestrzeni. Lasy, doliny i pola. Zawracam językiem wszystkie kolorowe dziecięce światy, wcielam się w nie i zachwycam wizjami i interpretacją baśni. Fascynujemy się jasnymi słowami, prostymi metaforami, a nagle słyszę: Dlaczego nieskończoność się nie kończy?. Wtedy wychodzę poza granice rozumu i proszę dziecko, by zamknęło oczy i spróbowało usłyszeć echo, które odbija się od naszego domu. Chcę pobudzić jej wyobraźnię, aby słuchanie wykraczało dalej, przepuszczało dźwięki, docierało tam, gdzie jest daleko, bardzo daleko. W tej wspólnej podróży zasypiamy bez słów, oczyszczając wyobraźnię, fantazję i przenosząc naszą komunikację na wyższy poziom, w kosmos.

Budzę się i zapisuję wiersz, który wypłynął niespodziewanie z małej szafy albo wydostał się spod łóżka:

Wypływa z domów,
lub może wędruje nieświadomie
i zmienia smaki snów, ziaren,
wszystkiego, przez co przechodzi,
co wyrasta, rozrasta się,
rozciąga i zaplata w sobie.

Czego oczekujesz, kiedy wzywasz
jego imię w próżni?
Upodabniasz się do modlitw
na potrzeby zabawy, nieodgadnionej radości.

Ktoś osiedlił się w wieży,
ukrywa tytuły piosenek pod kamieniami,
bawi się ze mną w chowanego.

Krąży wokół, ale nie mam możliwości
go dotknąć, zrozumieć.
Nadchodzi burza przykrywa
zakurzone skały, nawadnia pola.

Ustawia nas obok ściany, pod drzewami,
zapuszcza się w ziemię, w błoto, grzęzawisko.
Zgina palce, nadgarstki, obolałe łokcie.

Ukrywa się w cieple, w miejscu tuż przy uchu,
w zakamarkach okularów.
Krąży i przygląda się, rysuje znaki,
opowieści.

Nie pozbędziesz się jej.

Otworzyłam okno wczesną wiosną, krąży gdzieś w pobliżu i jest więcej niż sceną, którą przebieram w palcach i demonstruję przestrzeń pomiędzy elementami a emocjami. Ustawiam się w tle, na miejscu obok postaci, która spina fabułę, pokazuje punkt widzenia i zmienia kształty. I tak, począwszy od czytania bajek wieczorem, przez zadania domowe, prace stolarskie, malarskie i rysunkowe, rozwijamy i ulepszamy znaczenia. Po prostu próbuję dostrzec czytelnika, jego kroki, które podjął, aby pomieścić się w mojej interpretacji mitologii gestów: ręce w kieszeniach lub dłonie schowane pod pachami, biodra ustawione do przodu. Spotykamy się wzrokiem. Odtwarzamy pytania, próbujemy patrzeć w jedną stronę, oddychamy tą samą przestrzenią. Do utraty tchu.

Nic nie dodaję, nie zmieniam, wciąż mam nadzieję, bo przechodzę przez jego emocje, pragnienia. Przez park. Przyglądam się, bo wyróżnia się na tle myślowego zamętu. Mógłby nie skracać z drogi, nie zakopywać skórek bananów pod oknem, w ziemi pełnej stworzeń, nie opuszczać mnie, gdy żyję w nim pełną piersią, zrozumieniem, smugą czarnych perfum, kwiatów, które ścinał w każdą pełnię, namiętnie, aż kręciło nam się w głowach. Niestety niewielki skrzep oderwał się i utknął w najczulszym miejscu, wsiąkł w przedramieniu, w kreski liścia ginkgo, w siateczkę czerwonych żyłek, w czerwień cięć, w inną osobę, w jej utratę. W lęk.

Wszystko, czego dotykam, zasypia albo się topi. Powinnam przewidzieć, że w przyrodzie i w umyśle natura tworzy się i materializuje. Z wyobraźni przewrotnie kreuje wieczność, powieści, obrazy, muzykę, potrzebę bycia. Istota, która zamieszkała w szarym ciele, blisko ucha.

Właśnie dlatego dziecko, nieświadome konsekwencji życia, jest najlepszym nagromadzeniem emocji i potrafi w cudowny sposób projektować ciekawość, zachłannie stawać się kimś więcej. Ta transformacja słodkiej substancji rozgrywa się na moich oczach, w snach, w dniach przeszłych i przyszłych.

Dziewczynka patrzy przez okno, wychyla się, przytrzymuję ją za ramię. Wyciąga przed siebie rękę i palcem wskazuje usypisko.

A ja myślę, że mam coś w języku, coś, co dryfuje pomiędzy i przystaje, gęstnieje w zaroślach głosek, które nadają znaczenie obrazom, w zagłębieniach skóry czają się i lśnią, aż przestanę się dzielić domkniętym nawiasem, kropką. Dlatego rozgrywam was na stronach, w szarym ciele wypełnionym innym życiem, lepkim i słodką pozostałością z dawnej siebie, którą akcentowałam intuicyjnie, sprawdzając grunt pod stopami. Z zapożyczonych godzin, ubywających osób odsyłanych w nie-sen. Wyczekiwanie pośród pachnących kwiatów, w pulsującej czerwieni maków. Wełna pręży się od mydła, filcuje pod wpływem wcieranego ciepła. Noc przenika nagość ramion, wszystko co dobre; szalona gdzieś pędzi. Rozpoznaje chmury zanim ludzie wyjdą z domów i podpiszą kartki, listy obecności. Trafiają w wąski otwór, naszkicowany kształt. Czerń człowieka uleciała przez niezapięty guzik. Jeżeli odpowiedziałam coś autentycznego, bliskiego, napisz. Jeżeli się mylę, formułując abstrakcje przy muzyce filmowej, czekam, przecież raz może być inaczej.

Przychodzę tutaj, wypisuję kilka zdań, zostawiam, później wracam, idę. Tak jest lepiej i wtedy zaczynamy rozmowę o zwierzętach:

– Czy dostrzegasz tamte krowy?

Wskazuję palcem w kierunku pastwiska, a ona wychyla głowę, podekscytowana śmieje się i śpiewnie powtarza:

– Krowy jedzą trawę i dają mleko dla dzieci.

Wyjaśniam, że nie tylko dla dzieci.

– Dla mnie, dla Jaśka, dla Haniutki i dla innych dorosłych. A ona ma białe włosy (Haniutka), a ja czarne jak kakałko.

Cieszę się, że zapamiętała nasze wcześniejsze rozmowy, bo mój syn długo był przekonany, że mleko jest w kartonie i od kozy. Jednak kakao wprowadza mnie w zakłopotanie, więc zacieśniam temat.

– Krowy dają kakao? – dopytuję.

– Nie, nie, tylko koniki dają kakao.

Otwieram oczy z niedowierzaniem i zaprzeczam. Tłumaczę, że jest w błędzie, wyjaśniam, że kakao rośnie na drzewach. A ona tylko się śmieje i kiwa nogą, jakby moje wyjaśnienie nie pasowało do jej wizji, więc powtarzam:

– Krowy dają mleko.

Na co dziewczynka szybko i zdecydowanie odpowiada pytając:

– Na kakałko?

Na koniec zostawiam jej smak białej czekolady z liofilizowanymi truskawkami.

O utracie, uldze, dniach wypełnionych tajemnicami i smakiem czarnego sezamu. Sashiko markuję w akwareli, jak leci. Na jasnym bawełnianym tle. W zakamarkach letnich nocy. Zamieszkuję w oddali, żyję ze swoją klęską, po cichu, ograniczając cukier, białą mąkę, różnorodnych głupków.

A ty?

Opowiadasz o rozwielitkach, nitkach falujących tuż nad wodą, wdzierającej się zieleni, która wyradza pleśń, nalot przybywający z oceanu, ubywający grunt odbierany przez fale, pojawiające się znikąd kamienie. Dzikie plaże, do których nie wiedzie ścieżka, żaden ścieg. Przeżywamy cykle, mijamy się w kolekcjach pomiędzy literami i mówisz, że wszystko wyśniłeś – zachodnie wybrzeże, smak wędzonych ryb, festiwal ostryg, ukryty za papierowymi maskami.






sobota, 23 września 2023

nienawidzący będą nienawidzić / haters gonna hate

 



Mimo że nie mieszkam już w Polsce, wciąż tęsknię za moją ojczyzną i bacznie śledzę wydarzenia, które tam mają miejsce. Po roku nieobecności postanowiłam wrócić na Facebooka i podzielić się tym, co robię oraz udostępniać treści, które mnie inspirują. Moja strona FP, MoEA Margo Południak, stała się miejscem, gdzie mogłam dzielić się swoimi przemyśleniami na temat bieżących wydarzeń oraz promować twórczość zaprzyjaźnionych artystów.

Nie zyskałam na swojej stronie zbyt wielu zwolenników, ponieważ ogólnie nie była ona zbyt popularna. Niemniej jednak, nie mogłam pozostać obojętna wobec niesprawiedliwości i cierpienia ludzi mieszkających w strefie przygranicznej między Białorusią a Polską. Postanowiłam dzielić się swoimi refleksjami na temat życia, mieszkając obok osób pochodzących z różnych części świata. Moje wpisy nie zdobyły wielu polubień, ale wiedziałam, że jako humanistka muszę wspierać tych, którzy są w potrzebie.

Niedawno, po udostępnieniu tekstu mojego literackiego przyjaciela, który opowiadał o filmie „Zielona Granica”, ktoś o przeciwnych przekonaniach zgłosił moją stronę jako źródło mowy nienawiści. Przeczytałam regulaminy Facebooka i dowiedziałam się, że likwidacja strony następuje po wielokrotnym naruszeniu zasad tego serwisu. Okazuje się, że ten ktoś śledził moją stronę od dawna i regularnie zgłaszał każdy mój post. W końcu przekroczyłam jakieś tam kryterium nieodpowiedniego zachowania w sieci. Zbyt często krytykowałam nikczemność polityków, a to najwidoczniej jednemu rodakowi bardzo przeszkadzało. System Facebooka, oparty na automatycznych mechanizmach, nie ma zdolności odróżnienia kontekstu ani wartości etycznych. Liczy się tylko i wyłącznie zgłoszenie.

Tak więc mojej strony nie odzyskam. Nie zwyciężyli mnie hejterzy kilka lat temu, którzy usilnie próbowali mnie dyskredytować, ale bezduszny system. Nie założę nowej strony. Będę tu na prywatnym koncie, z moimi zdjęciami i tekstami.

haters gonna hate

Even though I no longer live in Poland, I still miss my homeland and keep a close eye on what's happening there. After a year of absence, I decided to return to Facebook and share what I'm up to and post content that inspires me. My page, FP MoEA Margo Poludniak, became a place where I could share my thoughts on current events and promote the work of my artist friends.

I didn't gain too many followers on my page because, in general, it wasn't very popular. Nevertheless, I couldn't remain indifferent to the injustices and suffering of people living in the border area between Belarus and Poland. I decided to share my reflections on life while living alongside people from different parts of the world. My posts didn't get many likes, but I knew that as a humanist, I needed to support those in need.

Recently, after sharing a text from my literary friend about the movie 'Green Border,' someone with opposing views reported my page for spreading hate speech. I read Facebook's rules and learned that a page can only be taken down after multiple violations of their guidelines. It turns out that this person had been monitoring my page for a while and regularly reported each of my posts. Eventually, I crossed some threshold for inappropriate online behavior. I criticized the dishonesty of politicians too often, and apparently, that bothered one compatriot. Facebook's system, based on automated mechanisms, doesn't have the ability to distinguish context or ethical values. All that matters is the report.

So, I won't recover my page. It wasn't the haters from a few years ago who tried to discredit me that defeated me, but the heartless system. I won't create a new page. I'll be here on my personal account, sharing my photos and texts.

piątek, 22 września 2023

Wyprawa w przód, a może jednak nie

 


Wspomnienia i chwile splatają się z światem bawełnianego papieru i kredowej farby. Wciąż nie wiem, co widzę i na ile zielone sitowie jest zielone, czy też woda jest brunatna, może to tylko odbicie torfu. Błądzę w sobie, bo błądzenie wychodzi mi najwygodniej. Obracam się przez ramię i dociskam nadgarstki, palce, które już mocno podniszczone przebierały jeszcze niedawno liście indonezyjskiej paczuli. Zadawaj pytania szeptem, bo kiedy wyschnięte gardło trzeszczy, można usłyszeć, jak skóra odkleja się warstwami, począwszy od naskórka, w białych pasmach. Wszystkie przysłowia wyjęte z naszych wieczornych rozmów, nad którymi śmialiśmy się do łez, notowałam, zanim stało się to modne, jak pandemia, upiornie zabawne. Dzienniki o odzyskaniu czasu, utracie wolności, luźnych związkach, domowych wypiekach, transakcjach online, uporze zwolenników jedynie słusznej partii i przeciwników elektrowni jądrowych, matkach cierpiących, ojcach odwracających wzrok, pewna obojętność płynie prosto w mgłę. Pozostawieni samym sobie ludzie na krawędzi, bez troski, bez słowa, bez serca. Leżę w łóżku, a myśli odbijają się od ścian snu. Z pewnym zażenowaniem prostuję stopy i zastanawiam się - zwlec się, czy może nie podążać za ścieżką dnia. Zostać poza zasięgiem światła w przedsionku, w ciemności lub w cieniu. Niepewność trwa jeszcze przez kilka godzin. Później już nie widzę w tym nic złego. Przeliczam kamienie, sytuacje, blisko wody, moczę dłonie, obserwuję małe ptaki. Bez ruchu.

Venturing forward, or maybe not

Memories and moments blend with the world of cotton paper and chalky paint. I still don't know what I see and to what extent and how green is the bulrush, or how much the water is brown, or perhaps just a reflection of peat. I wander within myself because wandering seems to come most naturally to me. I execute a turn through my shoulder and press against my wrists, the fingers of which recently, vigorously sifted through Indonesian patchouli leaves. Pose questions in a whisper because when a dry throat crackles, you can hear the skin peeling off layer by layer, starting from the surface, in white strips. All the sayings extracted from our evening conversations, from which you laughed until tears welled up, I wrote down before it became trendy, pandemic-like, eerily amusing. Journals about regaining time, losing freedom, loose relationships, homemade pastries, online transactions, the persistence of the followers of the only right party, and opponents of nuclear power plants, mothers in pain, fathers turning their gaze away, some apathy flowing straight into the mist. People left to themselves on the edge, without care, without a word, without a heart. I lying in my bed, and thoughts bounce off the walls of sleep. With a hint of shyness, I straighten my feet and ponder - to get up or maybe not follow the path of the day. To stay out of the reach of the light in the vestibule, in darkness, or in the shadow. Uncertainty lingers for a few more hours. Later, I no longer see anything wrong in it. I count stones, situations, close to the water, wet my hands, observe the little birds. Motionless.

czwartek, 21 września 2023

Odliczanie

 



Szukam siebie w prostych czynnościach.
Rozpalanie, parzenie, ale mieszka nam się świetnie.
Nie jestem mechaniczna, nie rozumiem dlaczego
suche odpowiedzi wciąż zaskakują filologów. Podobno
nie radzę sobie z emocjami, rozjeżdżam się. Jeszcze
jeden krok i świadomość zawiśnie na końcu zwiędłych
szyjek.

Ciemność nie na miejscu, w złej fazie,
do której nie dochodzimy. Odpływają rybie domy,
odlatują ptasie trele. Spirale liści, wiatr układa ziarna,
kiedy nie podglądam wyobraźni. Wtedy zaprzeczam,
że zasnęłam.

W klimacie przepełnionym wilgocią wąziutkich nor,
owadzich kryjówek. Nie przeliczam ich, nie wstrzymuję
dźwięku kołatek. Świat budzi mnie w porze nie do wytrzymania.
Jeden, dwa, trzy.


niedziela, 17 września 2023

Czerwony






Spędziłam w sierpniu kilka dni z rodzicami. Zawsze przyjeżdżałam do nich albo późną wiosną, albo jesienią, dlatego dawno już nie miałam okazji posmakować pomidorów z ich szklarni. Tym razem było inaczej. To był właśnie ten moment, kiedy pomidory dojrzewały w pełni i nie mogłam się doczekać, aby ich spróbować.

Gdy weszłam do szklarni, zapach był oszałamiający. Zobaczyłam soczyste, czerwone owoce wiszące na krzakach, najróżniejsze odmiany.

Sok z pomidorów był słodki i kwaśny jednocześnie, o pełnym, intensywnym smaku. Każdy rodzaj przynosił nowe doznania. W połączeniu z odrobiną soli i bazylii, smakowały wczesnym latem na Sycylii. To było doświadczenie, którego nigdy nie zapomnę.

Oczywiście, w ogrodzie rodziców znalazły się również inne smakołyki. Maliny były słodkie i soczyste, ogórki chrupiące, a warzywa... Jednak to pomidory zrobiły na mnie największe wrażenie. Teraz już wiem, że muszę częściej odwiedzać ich w sierpniu, żeby nie przegapić wyjątkowych smaków, które od dawna mnie omijały.








Red

I spent a few days with my parents in August. I usually came to visit either in late spring or in the autumn, so it had been a while since I had a chance to taste the tomatoes from their greenhouse. This time was different. It was the very moment when the tomatoes were ripening to perfection, and I couldn't wait to try them.

When I stepped into the greenhouse, the smell was amazing. I saw juicy, red fruits hanging on the bushes, all sorts of varieties.

The tomato juice was sweet and tangy at the same time, with a full, intense flavor. Each variety brought new sensations. Paired with a pinch of salt and some basil, they tasted like early summer in Sicily. It was an experience I'll never forget.

Of course, my parents' garden also had other treats. The raspberries were sweet and juicy, the cucumbers crunchy, and the vegetables... But it was the tomatoes that made the biggest impression on me. Now I know I need to visit them more often in August to savor those exceptional flavors that I've been missing out on for so long.

środa, 13 września 2023

Odwrotność piękna

 


Z książki o wypiekach wypadają liście miłorzębu.
Gniazdo, skrawek materiału od Kariny. Układam rzeczy w szufladzie.

A po drugiej stronie łąki powódź. Muł odrywający się od dna.
Otwarte domy. Dzwonki owiec. Rozmyte ścieżki graniczące z kamiennymi murkami.
Wiatr, który przenika system nerwowy. Mężczyźni przekopujący ziemię.

Podziemne kręgi albo lisie nory – jak obrazki z bajek.
Pokłady słów, echo. Nawoływanie i uczucie przypadkowego lęku.
Nie wiem, skąd pochodzi, z której sztuki wywlokły ją dzieci.
Między nami pozostało jedynie cierpienie, kłębki wełny.



wtorek, 12 września 2023

Rogalin

 



Nie tracę z oczu wielu rzeczy, szwendając się po okolicy, którą odwiedzam. To właśnie te niespodziewane odkrycia i chwile spędzone z rodziną czynią podróże tak wyjątkowymi. A do Poznania wracam zawsze z przyjemnością i czułością. Mieszkają tam moi bliscy, co sprawia, że każda wizyta jest niezapomniana.

Zatem zebraliśmy się i pojechaliśmy do Pałacu w Rogalnie, i muszę przyznać, że to był naprawdę udany czas. Miejsce to zasługuje na uwagę i nie zawiodło naszych oczekiwań.






Zosia przez 45 minut słuchała audioprzewodnika i była zachwycona. To zawsze jest dla mnie niesamowite widzieć, jak dzieci potrafią wchłonąć każdy szczegół i dźwięk wokół siebie.






























Osobiście, to drewniana biblioteka w pałacu pozostawiła we mnie przyjemne uczucia. Jej wykonanie i detale są nie do opisania. Wnętrza pałacu, wraz z tkaninami, obrazami, piecami kaflowymi, elementami dekoracyjnymi i oświetleniem, tworzyły niepowtarzalny klimat.

Pałac w Rogalnie jest zdecydowanie jednym z tych miejsc, które warto odwiedzić, jeśli tylko będzie się miało okazję.

Galeria z obrazami, specjalnie wybudowana w 1910 roku, by wyeksponować słynny obraz Jana Matejki, to kolejna perła. Wypełniona dziełami innych wielkich artystów, w tym Malczewskiego i Wyspiańskiego, robi wrażenie. Bez wątpienia Raczyńscy kochali sztukę.













Sieroty amsterdamskie Nicolaasa von der Waay, które oglądaliśmy, przypominały mi postacie z "Opowieści podręcznej" Margaret Atwood.

Nie mogę też zapomnieć o witrażu z karpiami i tym niesamowitym naturalnym świetle w galerii.

Oczywiście, trzeba też wspomnieć o pięknym parku otaczającym pałac, z jego majestatycznymi dębami i urokliwym kościołem-mauzoleum. Spacerując tam, można poczuć spokój i harmonię otaczającej natury.

W sumie, wizyta w Pałacu w Rogalnie była nie tylko podróżą po historii i sztuce. To miejsce ma wiele do zaoferowania, że chętnie tam jeszcze pojadę.







I don't lose sight of many things while wandering around the places I visit. It's these unexpected discoveries and moments spent with family that make travels so special. And when it comes to Poznań, I always return with pleasure and affection. My loved ones live there, making every visit unique.

So, we gathered together and headed to Rogalin Palace, and I have to admit it was truly a great time. This place is worth your attention, and it didn't disappoint our expectations.

Sophie spent 45 minutes listening to the audio guide and was absolutely thrilled. It's always amazing to see how kids can soak up every detail and sound around them.

Personally, the wooden library in the palace left an unforgettable impression on me. Craftsmanship and details are beyond description. The interiors of the palace, with its fabrics, paintings, tiled stoves, decorative elements, and lighting, created a unique atmosphere.

Rogalin Palace is definitely one of those places you should visit if you get the chance.

The art gallery, specially built in 1910 to showcase Jan Matejko's famous painting, is another gem. Filled with works by other great artists, including Malczewski and Wyspiański, it's truly impressive.

The Amsterdam Orphans by Nicolaas von der Waay, which we saw, reminded me of characters from Margaret Atwood's "The Handmaid's Tale."

I also can't forget the stained glass window with carps and the incredible natural light in the gallery.

Of course, I must mention the beautiful park surrounding the palace, with its majestic oaks and charming church-mausoleum. Walking there, you can feel the tranquility and harmony of the surrounding nature.

All in all, the visit to Rogalin Palace was not just a journey through history and art. This place has so much to offer that I'd gladly go back there anytime.

 

poniedziałek, 11 września 2023

Tagi, #tagi, oznaczenia

 

                                                                                                Małgorzata Lebda - Łakome


Są autorzy książek, którzy usuwają tagi z ich nazwiskami lub nie wyrażają pozytywnych opinii na temat moich kolaży z ich książkami/okładkami. Wywołuje to u mnie dziwne uczucia i nie wiem jeszcze, czy potrafię je nazwać. To moje interpretacje, subiektywny odbiór. Mam własne doświadczenia, gusty i preferencje, dlatego może się zdarzyć, że moje kolaże nie zawsze będą odpowiadać w pełni wizji, jaką autorzy mieli w umyśle podczas pisania swoich książek. Kolaże, to forma wypowiedzi, która pozwala mi wyrazić emocje, pomysły i perspektywy. Zapis pamięci. Często stanowią one subiektywną interpretację treści literackich, bywają inspiracją. Każda taka interpretacja jest wyrazem mojej kreatywności i sposobem na połączenie literatury ze sztuką wizualną. Różnice w odbiorze są naturalne w każdej dziedzinie życia, i to właśnie te różnice czynią, że to co robimy jest fascynujące.

Some book authors remove tags with their names or don't express positive opinions about my collages with their books/covers. It triggers some strange feelings in me, and I'm not sure yet if I can name them. These are my interpretations, a subjective take. I have my own experiences, tastes, and preferences, so it might happen that my collages won't always fully align with the vision the authors had in mind when writing their books. Collages are a form of expression for me, allowing me to convey emotions, ideas, and perspectives. It's like a memory record. Often represent a subjective interpretation of literary content and can serve as inspiration. Each such interpretation is an expression of my creativity and a way to merge literature with visual art. Differences in perception are natural in every aspect of life, and it's precisely these differences that make what we do fascinating.