wtorek, 1 lipca 2014

8 numer eleWatora od piątku w Empiku


Miłośnicy Virginii Woolf nie powinni przegapić tego numeru


http://www.elewator.org/


Techniki wypowiedzi. Czy jest w sztuce adekwatny język, wystarczająco współczesny, fachowy, jasny?! Polski poeta odwołuje się do antyku, romantyzmu, odrodzenia, baroku. Malarz podobnie, dotyka głównie impresjonistów, licząc przy tym, że odbiorca wejdzie w dialog, ale nie będzie zadawał zbyt wielu pytań. Poeci piszą wiersze o obrazach, malarze malują wiersze, i nie wiem, czy są odpowiednim wyrażaniem siebie, powiedzmy, że zdając sobie sprawę z budowy obrazu, czy wiersza, poruszamy się po obszarze wrażliwości artystów. Badamy ich estetykę, czytamy książkę za książką. Odwołujemy się do naszej wiedzy, próbujemy zrozumieć. Czasami słowa wydają się zbędne, wtedy milczymy, dla własnego dobra i ogółu. Zastanawiam się, które zjawiska w sztuce umożliwiają mi wejście w personalną relację z twórcą. Co wydarza się pomiędzy artystą a kimś, odbiorcą, czy istnieje taka możliwość, żeby wsłuchać się w obraz. Odpowiedzieć na niego lirycznie, w sposób ważny i wystarczający?! Na ile następuje w nas oczyszczenie i możliwość powściągliwego wyrażenia, na tyle autentycznego, że inni odbiorcy zadadzą sobie pytanie o naoczność, w końcu lubimy rozpoznawać malarza, artystę i upowszechniać jego dzieła. Więc jawi mi się ta naoczność, usuwam w sobie niemal wszystko, co często sprawia, że mam dylemat, czy artysta nie jest zbyt nudny, a może nieco przesadzony. Wprowadzam w pamięć detal z obrazu i w swobodnej konwersacji z autorem wymieniamy się wrażeniami.

Sceneria pola golfowego zmienia się w pustynię z dołkami. 
Zimne powietrze kołacze, gęsia skórka głupio wygląda, szczególnie, 
kiedy ludzie z odpowiednią dramaturgią opowiadają o sobie.

Nie przekroczyliśmy jeszcze granicy, w której każdy się z czegoś tłumaczy. Kontrast pomiędzy odbiorcą a twórcą powoli zaciera się, otrzymuję coraz więcej sygnałów, że przedstawiona sytuacja jest niewiarygodnie piękna, a zjawisko, obraz, bardziej realny od pozostałych odsłania w nas zwięzłe i uporządkowane pole. Wgapiamy się w dołki, w burzę, w pioruny, w latarnię morską. Mój mąż wgapia się w skoczka, staliśmy się świadkami wyrazu, swobodnie ewoluujemy, a z nami myśli o ciszy. Tak, czuję ten oddech, mimo że groza z obrazu z burzą przenika mnie jak liryki Edgara Allana Poe. Zdaje się, że nadszedł ten moment, w którym spekuluję i dopowiadam sobie wszystkie nieuchwytne pociągnięcia pędzla. Podporządkowane i dla mnie wciąż genialne. Zachowuję w głowie pewien punkt odniesienia, spokój i ciszę z obrazów Rothko, i ekspresję z obrazów Sasnala. Czy to coś dla mnie oznacza? Kiedy myślę o genialnym malarstwie, o nowoczesnym i konsekwentnym, doceniam ewolucję i wewnętrzną potrzebę ryzyka artysty. Dzięki niemu umieszczam swoją wyobraźnię w odpowiednim dołku, pozbywając się fobii, pragnień i czyjejś obecności. Przekroczyliśmy siebie, inaczej wciąż posługiwalibyśmy się technikami produkowanymi masowo i bez odpowiedniego efektu. 

Czuję impuls, wiosnę, może już powinniśmy 
znaleźć inne miejsce, dalej od niedomkniętych furtek, szelestu kartek, bliżej skał

Przynależność do kultury masowej spycha nas zbyt intensywnie w narastającą i przytłaczającą przestrzeń reklamy i rzeczywistości, od której wciąż odstajemy. To, że śmiało przekraczam normy i obiegowe tezy, nie znaczy, że łapię się na zarzucane na mnie haczyki. Lubię malarstwo Hugo Gizy. Zadziwiają mnie jego akcenty, technika i nieskomplikowany rytm. Dzięki niemu malarstwo konsekwentnie akcentuje moją wyobraźnię. Powtarza bowiem i przypomina, że niepokój można pokonać, dlatego przechowuję w podświadomości przestrzeń oceanu. Jest dla mnie źródłem i odgrywa kluczową rolę, wysyła poza granicę widzenia. Dotyka czegoś, co napawa mnie spokojem, ciszą. Mogę patrzeć na ten błękit bez końca. Zapada się we mnie, żeby zrozumieć i ostatecznie wsłuchać się we własne doświadczenia. 

Głębokie znużenie w odrębnych światach, wycierasz nos, szukasz czegoś. 
Okolica zassała drewno, zniszczyła las, a potrzebowałam milczenia. Łącznika 
pomiędzy fantastyką a baśniowymi osobliwościami, którym przytrafia się dobra miłość. 
Dlatego uśmiechają się, gdy pozują do zdjęć.

W tym miejscu usłyszę od Hugo Gizy, że to wszystko jest zbyt skomplikowane, a przecież widzę horyzont, przekraczam cienie, pustynię, bagniska. Czy istnieje objętość czystej otchłani? Czy można użyć odpowiednie słowa, żeby rozbudować to, czego nie widać? Oddać transcendencji i zapomnieć, że w każdej puencie dochodzi do rozwiązania. 

Musiałam sobie przypomnieć 
jak wyglądają kości do gry. Opowiedz, co cię powstrzymuje przed skokiem.

Pojawia się więc ta zmienność, gęsta farba nacieka i wzmaga pragnienie. Kształt, poczucie wizualnej więzi, doświadczenia i potrzeba relacji. Patrząc na obrazy Gizy, wszystko co mnie męczy ulega anihilacji. Na nowo doświadczam przestrzeni, spokoju, egzystencji. Moje życie bez sztuki nie wypełnia się, nie jest prawdziwe. Dlatego nie będzie puenty, bo nie wiem, czyją jest własnością, moją, czy Hugo Gizy. 




Hugo Giza

Hugo Giza

Hugo Giza
Hugo Giza

Hugo Giza

Hugo Giza

Hugo Giza

Hugo Giza

Hugo Giza

10 komentarzy:

  1. Odbiłaś słowa z mojej głowy Małgoś.

    OdpowiedzUsuń
  2. ...no proszę, moja imienniczka :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Giza. Nazwisko warte uwagi. I jak już kiedyś wspominałem droga Małgosiu anonimom, szczególnie tak skretyniałym jak ten powyżej należy się jedno słowo - wypierdalać. Więc skasuj tę pizdę czy chuja, bo nie wiadomo co to za twór bo brudzi to piękne i wyjątkowe pole słów jakim jest ten blog.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nooo wiesz, ja nie jestem tolerancyjna wg. tej osoby. Nie wiem, co ona chce, ale niech do wieczora powisi :)

      Giza, to wyjątkowy malarz, człowiek, cieszę się, że go poznałam :)

      Usuń
  4. Nadałas piękną słowną formę moim uczuciom. Tym które mam oglądając obrazy Hugo. Dziękuję.
    Roma Jegor

    OdpowiedzUsuń
  5. bardzo!! Margarithes bardzo ....

    OdpowiedzUsuń