Zadziwia mnie zawsze ten moment, kiedy twórca, nieważne czy wielki, czy ledwo unoszący się nad taflą własnej legendy, zaczyna otaczać język płotem. Jakby każde słowo miało swoją działkę, przypisaną księgą wieczystą, a metafora mogła stać się nieruchomością: nieużytkiem, ogródkiem pod skarpą, gotowym do sprzedaży za gruby hajs. Masłowska z kanapką z hajsem to tylko kolejny rozdział starej historii. Bo o ile ironia jest jej żywiołem, o tyle pragnienie posiadania może okazać się najbardziej serio aktem twórcy. A przecież nic w sztuce nie jest własne w sensie wyłącznym. Każda kreska, którą rysuję, była już kiedyś postawiona; każdy kwadratowy wiersz, zanim powstał, istniał w czyjejś głowie, choćby w postaci przeczucia. Kształty poezji, układy wersów, ta cała geometryczna choreografia utworów, ile razy widziałam twórców budujących z nich fortyfikacje? To ja wymyśliłam formę wstęgi, to ja jako pierwsza przesunęłam akapit tak, żeby wisiał, to ja napisałam zęby światła w poprzek ciemności. I zwykle kończy się to jak w dawnych kłótniach o wynalezienie koła: każda cywilizacja odkrywa je sama, bo każdej było potrzebne. Artyści często uzurpowali sobie prawo do słów, jakby język miał jedną parę drzwi i tylko oni posiadali klucz. Historia zna takie momenty, gdy twórca ogłaszał, że jego metafora jest niepodrabialna, jakby nie przyszła do niego od innych: z powietrza, z ulicy, z rozmów, z kultury, z podsłuchanego zdania w autobusie. Zresztą, to może najbardziej fascynujący paradoks: to, co naprawdę oryginalne, nigdy nie potrzebuje płotu. Wytrzymuje bliskość innych znaczeń, nawet kradzież. Energie słów są pożyczane, oddawane, krążą. Słowo zdradza, słowo wraca, słowo robi głupie miny i ucieka przez okno. Nigdy nie jest na zawsze. Z obrazami jest jeszcze gorzej. Każda kreska pod kątem wywołuje w niektórych twórcach odruch strażnika: to mój kąt, tak się nie rysuje świata, bez mojego podpisu to kradzież. Tymczasem styl, ten osobliwy sposób prowadzenia ręki i głowy, jest mieszaniną wszystkiego, co widziałyśmy wcześniej. Dziedziczeniem, przypadkiem, błędem, zapachem dzieciństwa, światłem w kuchni o piątej rano, pierwszym cieniem drzewa na szybie. Rościć do tego prawo to jak twierdzić, że wynalazłam sposób oddychania. Mogę go udoskonalić, mogę nadać mu swój rytm. Ale przecież wdech i wydech nie są moje. W sztuce istnieje tylko jedno realne prawo własności: prawo do pracy. Do uporu. Do tego, by codziennie siadać, rysować, pisać, sklejać fragmenty myśli i obrazów, które przepływają przez każdego. Oryginalność przychodzi czasem z nieba, ale częściej jest efektem żmudnego, prawie ascetycznego treningu. I o to można walczyć, o własny wysiłek, nie o zawłaszczanie wszystkiego dookoła.
Kiedy patrzę na tych wszystkich twórców, którzy z zacięciem notariuszy wyliczają swoje pierwszeństwa, przypominam, że sztuka nie jest księgą wieczystą. Jest przejściem. Rzeką. Każdy z nas zanurza w niej ręce, czasem w tym samym miejscu, czasem w innym. A woda i tak popłynie dalej. I dobrze. Sztuka nie jest od tego, by ją zamykać. Jest od tego, żeby ją puszczać wolno.
PS
PS
Zdjęcie zrobiłam wiele lat temu, podczas zajęć z fotografii. Tematem była autopromocja: trzeba było stworzyć portret, który odsłania jakąś cechę osoby przedstawionej. Kiedy dziś patrzę na tamten kadr, a potem na setki podobnych zdjęć, które pojawiły się później niezależnie, pytam samą siebie: czy to oznacza, że pomysł należy do mnie? Jakbym miała akt własności na intuicję, którą mają setki ludzi?

Właśnie wczoraj usłyszałam o tej aferce i też mnie to nieco zdziwiło :)
OdpowiedzUsuńDoskonały komentarz dał do tego u siebie na IG Maciej Makselon, z jego posta wynika, że pani Masłowska skopiowała swoją kanapkę z hajsem z wcześniej opublikowanego utworu rapera Kaza Bałagane. :)
no i jest teraz 'wojna polsko polska' o kanapkę z hajsem. Bawi mnie to.
UsuńPortret doskonały Małgoś :* O sprawie Masłowskiej, nie wiem nic. Natomiast o tym, że powtarzamy, co już było, bo nasza wyobraźnia notuje wszystkie obrazy i kiedy myślimy, że coś wyszło z nas, nie możemy myśleć, że jest tylko nasze. Bo jest zlepkiem zapisanych w nas obrazów, słów, zdarzeń, których często nawet nie pamiętamy. Wszystko, wszystko już było i rozproszone w przestrzeni zbieramy w różne figury, nadajemy temu sens, tworząc z przepływem własnych emocji i struktur myśli, uznajemy za swoje, bardzo swoje. I tylko ten proces w tym tworzeniu, okazuje się być bardzo nasz.
OdpowiedzUsuńAno właśnie :*
Usuńsłownik jest ograniczony do skończonej liczby słów. zestawienia dwóch, czy trzech, to także skończona liczba. a piszących/mówiących/nazywających widziane słowami wciąż przybywa. naturalna konsekwencja jest, że ludzie wpadną na te same pomysły bo jesteśmy w gruncie rzeczy podobni, więc i pomysły są podobne. Ładnie powiedział to kiedyś Cejrowski patrząc na wyplatanie kosza z liści palmowych. powiedział, że na całym świecie ludzie wyplatają z tego co mają, ale pomysł jest identyczny. Ludzie wszędzie są tacy sami, to i pomysły mają takie same. a różnice biorą się z dostępności materiału.
OdpowiedzUsuńśmieszne, bo właśnie wczoraj rozmawiałem o tym, że wszystko jest wtórne i wszystko było już napisane, a my teraz możemy wymyślić przysłowiowe koło od nowa, a i tak znajdzie się ktoś, kto powie - a ja to czytałem parę lat temu w pożółkłej ze starości książce....
Oj, Cejrowskiego nie akceptuję w każdej kombinacji.
Usuńnie ma sprawy. ale zauważenie było całkiem sensowne. tak jak zauważenie lingwistki, że rozmowa z kosmitami może być niemożliwa z powodu różnic - dała przykład - my rozróżniamy strony prawą i lewą, bo mamy dwie ręce. a gdybyśmy ich mieli trzy, albo pięć? pojęcie lewa i prawa mogłoby nie zadziałać
UsuńOj, tak też można, trzy nogi, dwie głowy, skrzydła. Fajntasy uwielbiam :)
UsuńZ tego co czytałam o tej gburzy, to wcześniej tej frazy użyli hip-hopowcy Belmondziak i Kaz Bałagane. Nie mnie oceniać kto był pierwszy. Ale takie "to mój wytwór", "ja wymyśliłam/em" to ja znam ze świata rękodzielniczego. Wręcz kłótnie prawie o to, kto wymyślił koło. Mnie nie dziwi nic. Ups, a to już Edytą Geppert zajechałam. :D
OdpowiedzUsuńMnie również nie dziwi, hehe, nie chcę tu już wracać do przeszłości, ale niektóre babki są odklejone.
UsuńSuper zdjęcie, bardzo ciekawe, kreatywne. Ludzie już nie wioedzą, o co się kłócić.... Tak z artystami tak to już jest. Ja maluję, kocham to, wiem, że nie odkryłam niczego nowego, wiem, choć tyle że moja kreska jest moja i tylko moja, bo z mej duszy i to dla mnie najważniejsze. Choćby każdy mi mówił, że jest to typowe, ja wiem, że nie, bo jest moje. Tylko nie w ten sposób, że się wykłócam, iż coś wymyśliłam i takie tam, zwyczajnie cieszę się, że maluję swoją duszą, sercem, dłońmi. Maluję z wyobraźni, inspiruję się innych zdjęciami, innych wyobraźnią, ale kreska pozostanie moja z energią innych dusz. hahaha Chybna dziś lepiej nie opisze swoich uczuć. ;D Jednak wielu upiera się, że wynaleźli styl i co tam jeszcze... No, a jak nie trawię, jak się wtrącają, co powinnam zmienić, by było pod nich...olewam, bo pod kogoś oznacza, że nie tworze w zgodzie ze sobą. Zeszłam z tematu. :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, pięknej niedzieli. <3
Dobrze jest mieć dystans i do tego, co się robi i ogólnie, bo bardzo łatwo przekroczyć granicę absurdu. :) uściski.
Usuńogolnie to jest bardzo dobry tekst Margo. prawda.
OdpowiedzUsuńa o aferce nic nie wiem...