Gdy owad drży pod szybą, i nie chce odlecieć, a ty jeszcze nie wiesz,
czy to wiosna, czy stara blizna znów pęka.
Zaparz herbatę,
ale tylko do połowy – reszta niech będzie ciszą.
W tej ciszy mieszkają rzeczy, które porzuciłaś:
klocki, których nikt nie poukładał,
pytania, które nie dotrą do końca ust.
Wyobraźnia rośnie pod skórą, jak łuski,
które gubi pisząca dłoń. Jeszcze chcesz wierzyć,
że rysunek palca na zakurzonej szybie,
to mapa do jakiegoś nowego sensu.
Dzieci uczą się ostrożności, jak ptaki,
przysiadają tylko raz – na krawędzi języka.
Ich dłonie są jeszcze czyste, ale już czują, że świat
zostawia tłuszcz, zadrapania i rdzę.
Mówią, że natura nas leczy, ale to tylko połowa zdania.
Druga ukrywa się w trzepocie skrzydeł po burzy,
w tym, jak ziemia trzyma zmarznięte nasiona
i nie mówi nic, choć tyle już widziała.
Gdy pytasz mnie, czy jeszcze piszę –
co mam ci powiedzieć? Że każde słowo boli,
że najpierw trzeba wetrzeć farbę w bawełniany
papier, pokryć woskiem krzyk?
A potem –
cicho.
Zaczynają się półcienie,
ciąg dalszy, którego nie wymyślono.
Tam rodzi się język.
Czasem drży, czasem kruszeje.
Ale póki jest –
idziemy.
Emiterium 22-23

Mam uwielbienie dla tego wiersza, ale nie będę Ci opisywać, to pierwsze wersy otwierają moją głowę i znaczenie nadają. Jeśli chcesz, opowiem Ci o tym, między uściskiem, a uśmiechem, przypomnij mi, kiedy się spotkamy. Wiesz, że gubię pamięć. Tulę do serca :*
OdpowiedzUsuń