Ostatnio coraz częściej trafiam na okładki, które wyglądają niby znajomo, niby w estetyce danego projektanta, a jednak coś w nich nie styka. Ten rodzaj gładkości, plastikowego światła, jakby zbyt łatwej harmonii, która nie wynika z wyczucia, tylko z algorytmu. Taki typowy AI-glow: perfekcyjny gradient bez struktury. I nagle, choć nazwiska te same, styl niby ten sam, to jednak gdzieś po drodze pojawia się ten charakterystyczny przeskok jakościowy, taki, który widać od razu, jeśli zna się ręczną pracę twórcy. Nie chodzi mi wcale o nieuczciwość. Wiem, że wielu grafików korzysta z AI jako szkicu, dopalacza, szybkiego elementu do dalszej obróbki. Wmawiają mi, że to im usprawnia pracę, że bywa narzędziem, nie substytutem wizji. Usprawiedliwiają to również tym, że to teraz częsta praktyka hybrydowa: trochę pomysłu, trochę modelu, trochę Photoshopa. Ale kiedy patrzę na okładkę i widzę różnicę, nie subtelność, tylko raptowną, połyskującą zmianę, to trudno mi ją zignorować. I przyznam, że ostatnio zostawiłam jedną książkę na półce właśnie z tego powodu, mimo że przełożyła ją moja ulubiona tłumaczka. No i nie kupiłam z powodu, że projekt został zrobiony źle, tylko dlatego, że został zrobiony inaczej. Zbyt inaczej. W sposób, który odbiera mi przyjemność obcowania z czyjąś ręką, niedoskonałością, decyzją. Być może to tylko etap. Być może z czasem oko się przyzwyczai. Ale póki co, no nie.
PS
Zdjęcie z ostatniej soboty, taki poranek w kierunku Kilkenny

bo wiesz lubią się ludzie otaczać słodkopierdzącym światem. wszelkie niedoskonałości nie są widziane mile...takie odnoszę wrażenie. poza tym jak w budowlance : Szybciej, więcej, taniej?
OdpowiedzUsuńmam nadzieję, że to badziewie szybko się znudzi.
Usuńgdy pojechałem do Rawicza z okazji konkursu literackiego panie z biblioteki, które były w komisji powiedziały, że nauczyły się wykrywać teksty pisane przez AI i te odrzucały, albo zamierzały odrzucać. czyli da się rozpoznać rękę nieludzką.
OdpowiedzUsuń:) dobrze, że jest dobrze.
UsuńNiesamowity kadr droga Małgoś. I tak, w tym samym czasie podróżowałyśmy, choć w inne miejsca i ja zamgloną drogę fotografowałam, tyle, że u mnie zabrakło światła słońca. Z tymi okładkami, to i mnie uwiera, tylu artystów tworzy tak wspaniałe rzeczy, nie mówię, że digital, to nie twórczość, ale dlaczego ta, a nie inna rzecz znajduje się na okładce, zawsze rozkminiam.
OdpowiedzUsuńOkładkom nadal będę się przyglądała, a póki co, bawię się w zdjęcia :) fajna to była podróż :P
UsuńBardzo sobie cenię uchwycone aparatem analogowym chwile. Takie, których nie można poprawić. Głupie miny, pozy, prześwietlenia i ziarnistość. Kusi mnie, żeby zanabyć taki aparat, chociaż smienę mam, więc może tylko kliszę i popstrykać.
OdpowiedzUsuńPstrykaj i pokazuj :) uwielbiam analogową sztukę!
UsuńNigdy w życiu. Bliska mi osoba bardzo często korzysta z AI i mam przesyt, niesmak, dysonans. Nie potrafię klepnąć w ramię. Bo choć to narzędzie ciekawe, użytkowe (aczkolwiek wciąż mylne i błędne), to do twórczości / tworzenia wciąż mi nie smakuje. Oczywiście, że kiedy nie ma się umiejki i fachu, można się pobawić, skorzystać i pobyć w świecie wizualizacji własnej wyobraźni, ale czy na dłuższą metę? Na drodze, że tak powiem, profesjonalnej... jestem sceptyczna.
OdpowiedzUsuńNo właśnie, ja też :)
UsuńOj tak, obecnie jest sporo zbędnych ugładzeń. Pierwsze pojawiły się wraz z programi graficznymi, idealne gradientowe przejścia, gładziutkie kolory, zero charakteru. Później można było ją obserwować w zbyt obrobionych zdjęciach ludzi z magazynów/instagramów etc. Teraz mamy kolejną odsłonę w postaci wypluwów AI.
OdpowiedzUsuńBrak w tym charakteru - jest tylko efekciarstwo.
Rzeczywistość jest mocno fakturowa, zróżnicowana i właśnie to bogactwo sprawia, że odbiera się jako żywą. Gładkość jest pozbawiona życia, i pasuje jedynie do obiektów matematycznych.
Oczywiście gładkość infekuje od lat również inne dziedziny sztuki - to trochę tak jakby próbować wyrąbać każdy las i zabetonować wszystko.
Anna, wierzę, że ten zachwyt minie, tak jak mija każda moda, która nagle wydaje się wszechobecna i niepodważalna. Oczywiście to potrwa jeszcze chwilę, ludzie muszą się nasycić tą syntetyczną gładkością, ale w końcu przyjdzie zmęczenie, przesyt, potrzeba czegoś bardziej szorstkiego, prawdziwego, dotykalnego. Bo ta płaskość, o której napisałaś, to betonowanie świata mimo wszystko, nie jest stanem trwałym. To tylko przejściowe zauroczenie efektownością. A pod spodem i tak pracuje tęsknota za czymś, co ma oddech i nierówność. Wierzę, że w końcu wrócimy do sztuki, która się trochę brudzi, rani palce, chrzęści pod językiem. Uściski :)
UsuńTak, też tak myślę, że ten szał minie, a na razie trzeba przetrwać ten zalew:)
Usuń