Ktoś na Facebooku przekonywał mnie, że kobiety przesadzają z przemocą, że to jest odpowiedź na ich zachowanie. Że są same sobie winne. Że walka o godność to histeria, a bunt ma posmak różowego kremu. Że kiedy odchodzimy od tradycji i zaczynamy być wulgarne, same prowokujemy przemoc. Jego głos, spokojny jak marmur, osądzał nas zza pulpitu i wygody. Nie zna strachu, który paraliżuje o świcie. Nie zna słów, które uderzają jak otwarte dłonie. Dla niego przemoc jest zmyślona, a nasze opowieści, to tylko dekoracje. Ten wiersz nie powstał w odpowiedzi na jego słowa, narodził się dużo wcześniej. Wziął się z miejsc, które pieką, krwawią i nie zamierzają milczeć.
Mężczyźni twierdzą, że to miękkie. Lukier, róża, migdały.
Ale to nie twoja skóra piecze od czerwonych kul,
nie twój węzeł chłonny pulsuje jak kołatka u drzwi.
Przyszedłeś się pośmiać? Poczekaj, aż spadnę z twojego podium.
Chodzę i pytam: gdzie ukryto moje miejsce.
Ty pytasz, gdzie moja powaga. W grudniu pod paznokciami
zbiera się sól z zimowych chodników.
Kiedy się kocham, czuję smak metalu na języku.
Kiedy się boję, czuję to samo.
To nie ja wyglądam jak maryja. To ty jesteś świętym obrazem
siebie: ręce gładkie, słowa jak mosiądz. Moje palce
są poparzone, bo wkładam je tam, gdzie ty boisz się zajrzeć.
Pisanie o krwi to nie ckliwość. To chirurgia.
To odklejanie bandaża, zanim zagoi się rana,
bo właśnie wtedy widać prawdę.
Twoje słowa są twarde.
Moje wchodzą w skórę jak opiłki szkła.
Nie pytaj, kiedy mam okres.
Nie pytaj, dlaczego piszę o plamach.
Moje ciało mówi więcej, niż kiedykolwiek napiszesz.
Twoje ciało? Twarde jak beton —
puste w środku.
ręce mi opadły...i co to za dziaders pierdolony no. pisdzielc i chuj.
OdpowiedzUsuńDla takiego typa to Ty jesteś wariatką, ja histeryczką, a razem, gang niestabilnych, bo przecież 'normalna kobieta' nie mówi mocnych słów i nie widzi przez fasadę. On wie lepiej, jakie powinnyśmy być. A my jesteśmy, dokładnie takie, jak trzeba.
Usuń