Sophie mówi, że nie ma nic lepszego
niż makaron smażony na klarowannym maśle
z maliami.
Nie, maliny – poprawiam ją w myślach,
ale tylko przez chwilę.
Bo malie są bardziej –
bardziej czułe, różowe,
zmyślone.
Lżejsze od chmurki nad zamkiem w Koreanii.
Wciąga nitki jak pajęcze mosty,
aż zostają tylko smugi na talerzu
i złoty ślad.
Sophia wie, że świat można wymówić na nowo,
od końca do początku:
maki, malie, malina, malinowiec, maliołek.
W każdym słowie trochę słońca, trochę zaklęcia,
i ani grama powagi,
która przecież niczego nie ocaliła.
Siedzę przy niej,
trzymam widelec jak berło
i czuję, że lepi się we mnie nowa opowieść –
z makaronu, smoka i drzazgi,
która przestała boleć.
piękne. zamek w Koreanii i lepienie się opowieści z makaronu, smoka i drzazgi.
OdpowiedzUsuńwe dwie możecie zrobić niezły szum w literaturze dla wrażliwych dzieci.
Tym bardziej się cieszę, to znaczy, że szum już się unosi, tylko ma postać szeptu. Pozdrawiam ciepło.
UsuńTy wiesz...
Usuńto oczywiście niesforne oko po ciemaku,
za to dziś na śniadanie biały ser ze śmietanką i mnóstwem malin - pyszota!
Biały ser ze śmietanką i malinami brzmi jak śniadanie, które pamięta lato lepiej niż ja. :)
UsuńAle naprawdę makaron można jeść z malinami, no dobra - z maliami? To znaczy ja wiem, że zjeść można podobno wszystko, ale żeby aż tak, to nie wiedziałem; no, proszę jednak pamiętać, że ja się ciągle uczę.
OdpowiedzUsuńZ maliami najlepszy, koniecznie ciepły makaron i zimne malie. Smakuje jak koniec lipca, który udaje, że jeszcze wszystko przed nami.
UsuńO nigdy nie jadłam makaronu smażonego z malinami. A w do u maliny sie ruszyły i są. Wrócę to spróbuję.
OdpowiedzUsuńSmażę makaron na maśle klarowanym z brązowym cukrem, a na końcu wchodzą maliny 🌷m z pociągu do Poznania
Usuń