Mówi: boczuś, mówi: sosik, nie mówi: cierpienie zwierząt, nie mówi: przerost wątroby, nie mówi: ludzie umierają na zawały w wieku czterdziestu lat z tą kapustką pod językiem. Kotlecik, kulunia, co ty mówisz, Okrasa, czy język polski musi być serwetką z tłuszczu, czy potrafimy jeszcze zjeść coś bez zdrobnienia? Między kosteczką masełka a mleczkiem leży trup języka, wygodnie, jak na tapczanie w PRL-u. Ktoś go karmił miłością do słówek i pogardą dla znaczeń. To nie kucharz, to ubojnia smaku z mikrofonem, przyprawiona tradycją i znieczuleniem. Słucham i robię się głodna konkretu, głodna języka, który nie wstydzi się być silny, albo chociaż prawdziwy. Więc jak, panie z telewizora? Nauczysz się kiedyś mówić do dorosłych ludzi? Czy zostaniemy w sosiku?
Po szyjkę.
Po smaczek.
Po grobik.
O, kurwusiunia, jak ja nienawidzę zdrobniątek! Normalnie mnie krewka zalewa, jak w ryjek strzelił! A dziś usłyszałem przypadkiem: pyszniutkie mięsko z kociołka i aż się odwróciłem, by zobaczyć, kto mnie tą frazą uraczył, ale nikogo podejrzanego żem nie ujrzał, cholercia jaśniutka.
OdpowiedzUsuńNatomiast do tych tapczaników to ja mam, i owszem, sentymencik, niemalutki wcale.
Ale, serio-serio, nienawidzę zdrobnień!
Enuś, to nie napisał Enuś, tylko eus deus. Mogłabym napisać, że posiusiałam się w rozbawieniu na ten Wasz zmiękczaczek. Ekranik oplułam.. i tyle zdrobnień :P
UsuńSoE dziś w dobrym humorze, co mnie raduje. ;-)
UsuńLubię rzec: po samiusieńki koniuszek, leciuchno i Enuś nawet lubię napisać, chociaż to zdrobnienie wcale nie od Ene. ale masełeczko, pomidoreczek i miodzik, to na rozmowy chłodzik, niestrawny ten ostatni najbardziej. I przypomniała się anegdota:
OdpowiedzUsuńKrzysiu zasiada jak zwykle do stołu, pięciolatek uznany za niemowę. Po obiedzie nagle przemówił: no ale, ale gdzie kompocik? - Krzysiu, ty mówisz? wyrzekła zaskoczona matka. Czemu do tej pory nic nie mówiłeś? - Krzyś - Bo zawsze był kompocik.
Absurd straszny, ale ja właśnie ten kompocik, przez tę anegdotę używam. Raczej mówiąc, niż pisząc. Zdrobnienia mnie wkulwiają, kiedy je słyszę, są niedorzeczne. A już najbardziej, kiedy słyszę matki zwracające się do dzieci bardzo niepoprawnym językiem, zawoalowanym do tego w zdrobnienia.
Kompocik właśnie: z pozoru niewinny, a zostaje w pamięci. Zdrobnienia bywają jak przyprawy: szczypta potrafi uratować sens, nadmiar psuje danie.
UsuńNo przecież bym.zabiłaaaaa
OdpowiedzUsuńOj tak, czasami aż się chce, choćby językowo!
Usuń