poniedziałek, 14 lipca 2025

Chmura, burzowa

 







Burza dochodziła do rzeki i wracała. Jakby nie mogła się zdecydować. Krążyła nad miastem, zataczała pętle, zawisała na chwilę i znikała gdzieś za linią lasu, by po kilku minutach wrócić. Siedzieliśmy na tarasie, bezpieczni. Niebo rozdzierało się na pół: z jednej strony głęboki błękit, z drugiej szarość ciężka jak ściana. Widziałam tę linię. Granicę burzy. Chciało się ją dotknąć wzrokiem, jakby to było coś materialnego. Patrzyłam, jak świat robi się nieprzewidywalny w zupełnie nowy sposób. Jeszcze niedawno, miesiące bezdeszczowe, ziemia jak popiół, pękająca cisza w trawie. Teraz: woda wali z nieba jak z rozerwanego zbiornika. Nic nie ma pośrodku. Albo nic, albo wszystko. A to wszystko przychodzi w tak krótkim czasie, że ziemia nie nadąża oddychać. Nie chłonie. Woda spływa, zalewa, porywa. To nie jest tylko pogoda. To zmiana. Czuć bardzo wyraźnie, między jeziorem a lasem powietrze gęstnieje szybciej, a chmury mają kształty, które przypominają coś z dzieciństwa, ale są inne. Jakby pamięć się rozciągała i nie pasowała już do tego, co widzę. Wcześniejsze lata uczyły mnie czekać na deszcz, teraz uczę się go znosić. To nie jest dramat. Ale to też nie jest ulga. Mam wrażenie, że burze się dziś wahają. Przychodzą z pytaniem. Krążą jak zwierzę, które zna teren, ale zapomniało, po co przyszło. Robiły dziś kilka okrążeń nad miastem, jakby próbowały nas zapamiętać. Patrzyliśmy z tarasu, jak niebo się zmienia, jak przychodzi nowa wersja lata. I nie wiem, czy to jeszcze lato, czy już coś innego, co nie ma jeszcze nazwy. Zrobiłam zdjęcia. Nie jestem pewna, czy chcę je opisywać. Może wystarczy wiedzieć, że były. Niebo pękało po cichu, a burza wracała. Jakby nie potrafiła odejść.

13 komentarzy:

  1. Co prawda mnie nikt nie słucha, ale, jeżeli chodzi o moją skromną osobę, to mogłoby padać nieustannie i niech sobie zalewa a nawet porywa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem też mam ochotę, żeby ten deszcz trwał, nie kończył się, żeby zamienił świat w coś zupełnie innego, ale jednocześnie boję się tej wody, bo wiem, co zabiera naprawdę.

      Usuń
  2. pora deszczowa. po porze suchej przychodzi nieuchronnie. w Afryce dotąd, ale teraz coraz częściej eksploruje Europę.
    a burza mogła nie umieć pływać, stąd lęk przed przekroczeniem rzeki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oko, cudna metafora z tego wyszła: "[...] a burza mogła nie umieć pływać, stąd lęk przed przekroczeniem rzeki".

      Usuń
    2. Oko, tak, coraz częściej pora deszczowa nie zna już granic, jakby klimat przestał czytać mapy, a może właśnie nauczył się nowych tras. a ta burza, co nie umie pływać, poruszyła mnie, jak dziecko, które chciało tylko postraszyć grzmotem, ale samo się przestraszyło wody.

      BP, prawda? zatrzymało mnie to zdanie jak błysk między chmurami. Czasem jedna metafora odsłania więcej niż cały raport IPCC.

      ;-)

      Usuń
    3. teść mieszkał czas jakiś w kotlinie kłodzkiej. jak chmury szły z jednej strony, to oczekiwał deszczu, jak z drugiej - wiedział, że nic nie spadnie. tamte burze znały granice i pilnowały ich. nie wchodziły sąsiadkom na miedzę.
      i wiele tego typu opowieści już słyszałem. o rzekach, których się nie przekracza, żeby pokropić pola sąsiada też.
      a cztery pory roku w Polsce, to już tylko rzewne wspomnienie. zostały dwie zdeterminowane, nadchodzące gwałtownie po sobie. z dnia na dzień pora deszczowa schodzi do podziemia i rozlewają się upały. nie ma wiosny, przedwiośnia, nie ma złotej i słotnej jesieni. jako słabsze - wypadły z obiegu.

      Usuń
    4. Oj tak, cztery pory roku zamieniły się w dwa tryby skrajności. Jakby ktoś przełączył świat na wersję demonstracyjną: za dużo, za nagle, za intensywnie. Czasem wydaje mi się, że jeszcze próbuję odnaleźć w tej nowej pogodzie jakieś ślady dawnego roku ale może to już tylko sentyment, który nie potrafi się pogodzić z wersją „po zmianie”.

      Usuń
  3. Wszystko jest tu metaforą <3 Małgoś, już nie potrafię Ciebie inaczej czytać. Ostatnie burze i mnie zajmowały jako zjawisko pogodowe, bo kiedy już padać przestało, kiedy świat zamilkł radośnie i ziemia oddech wydała, na nocnym niebie co kilka minut, jakby światło przypominało, że to jeszcze nie wszystko, najsampierw srebrzyło mokre dachy domów, a później ciepłem pomarańczowym całe niebo spowiło. I tak myślę, że o burzy opowiadasz, a jakbyś o żyćku, wszyćkim żyćku opowiadała. Nie umiem się wyzbyć tej metafizycznej przypadłości, ale może to i dobrze, może tak należy czytać, jak serce prowadzi. Jestem zauroczona.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, rozmawiamy nie przez słowa, ale przez światło odbite od mokrych dachów, jakbyśmy obie wiedziały, że burza to nie tylko niebo, ale też pamięć skóry, cisza po krzyku, pomarańczowy oddech nad domami. I że kiedy mówimy o wodzie, tak naprawdę mówimy o wszystkim, co się przelało, nie mieściło, musiało w końcu spaść. Dziękuję Ci za tę opowieść, za to „wszyćkie żyćko”. Tak, dokładnie tak czytaj.

      Usuń
  4. i zdjęcia i opis burzy lata pamięci dzieciństwa niewiarygodnie dobry.
    zupełnie wprost, takie burze mnie przerażają i przeraża mnie to czego jeszcze nie potrafimy nazwać ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem Cię bardzo dobrze. Mnie też takie burze przerażają, nie tylko same zjawiska, ale i to, że nie umiemy jeszcze do końca nazwać, co się dzieje.

      Usuń
  5. Mam podobne odczucia co do burz i deszczów, to nie jest tak, jak kiedyś.
    Są groźne, niszczące, nieprzewidywalne.
    Może faktycznie zapowiadają zmiany, dużo zmian.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te burze są inne, jakby traciły granice. I chyba naprawdę zapowiadają więcej, niż tylko pogodę.

      Usuń