Przestałam zabijać głównych bohaterów o poranku –
daję im czas, by zjedli śniadanie,
wtopili się w ciszę grudnia – maluje pejzaże
prostokątne, pola przecinane murkami.
W tej scenerii ktoś zasypia w bujanym fotelu,
unosząc się w zapachu oceanu, niby go nie ma,
ale jest wszędzie.
Przechodzimy przez siebie jak duchy –
tajemnice to nasze jedyne ślady.
Lekkie różowe wino nosi moje imię,
chrzęści piasek,
a ty wychodzisz przed dom
na dźwięk moich kroków.
Następnym razem zejdę na trawnik,
nie przerwę twojej myśli w środku nocy.
Patrzysz na mnie, próbujesz wydobyć mięsistość słowa,
kiedy podaję ci mango – skórę, pestkę, obietnicę.
Twoje dłonie rozcinają owoc, a ja widzę w nich
całą historię, którą jeszcze napiszę,
pełną niewypowiedzianych słów i rozlanych barw.
wieczorami głównych bohaterów spowija już mrok zapomnienia. cóż. dobrze, że choć obrazy przetrwają.
OdpowiedzUsuńZawsze mogą się wyczuć, innymi zmysłami :P
Usuńlubię te historie zaklęte w słowach
OdpowiedzUsuńCieszę się, że słowa potrafią opowiedzieć coś, co zostaje na dłużej :)
Usuń