Pełne niepokoju i woni wschodzących ziół, których nie roznoszę
po wnętrzu wyschniętej rzeki. Przedmioty ulepione z przymiotów,
ścieżki pokryte wzorami z murów miast, ludzkimi symbolami,
cyfrą – unosi ciężar lat.
Krwawy rok, przez który zmieniam barwę głosu. Przyglądam się
płyciznom, niedojrzałości, nie współczuję obecnym. Brakuje
przejrzystych miejsc, pachnących na wylot. Wchodziłyby w unerwienie
dłoni, drzew i odczuwalnie w przestrzeń idiomów o odpowiednim natężeniu.
Rozmawiamy o efektywności, odlotach w sytuacje,
których nie można ująć, żeby potem oddzielić od siebie.
Ktoś nagle przychodzi, prosi o kilka monet,
na sznurkach wiersza rozwiesza zatrute pędy, okalecza ptaki, pszczoły.
Ogranicza naszą wytrzymałość. Każdy ból różni się formą
w zależności od poziomu wody, którą nam odbiera.
piękne grafiki /przy obu tekstach, bardzo mi sie podoba Twój świat Margo ale to chyba już wiesz :-)
OdpowiedzUsuńTeatru
Wiem i dziękuję :*
Usuń