Żółty księżyc, czerwiec, wygłodniały
lew. Zaskoczony reakcją, opada.
Rano pojawia się mniejszy i mnóstwo
w nim smutku. Narzeka na ból, zmarszczki.
Każdy kwiat rozkwita, traci kształt
więdnie. Wydaje nasiona, w cyklu.
Rzeka nie zmienia koryta, nawet jeżeli wyleje, kiedyś
wraca. Musiałbyś zdławić jej źródło, osuszyć.
Drzewo wystarczy ściąć, wbić w nie szpilki,
rozciąć słoje. Szklanka wody nie wystarczy.
Odłożysz ryzę papieru, przemyjesz ślad ust,
ale za słabo, by zatrzeć pamięć.
Nie wiem, kiedy nauczę się latać, zaufam przeczuciom.
W stronę pełni, opuszczonej wioski, granicy znaczenia słów,
które próbuję codziennie rozpoznać. Ile w nich możliwości,
zwierzęcej intuicji.
Drzewo wystarczy ściąć, wbić w nie szpilki,
rozciąć słoje. Szklanka wody nie wystarczy.
Odłożysz ryzę papieru, przemyjesz ślad ust,
ale za słabo, by zatrzeć pamięć.
Nie wiem, kiedy nauczę się latać, zaufam przeczuciom.
W stronę pełni, opuszczonej wioski, granicy znaczenia słów,
które próbuję codziennie rozpoznać. Ile w nich możliwości,
zwierzęcej intuicji.
smutne te Twoje wiersze...Margo i mądre.
OdpowiedzUsuńTeatru
Taki czas, wciaż szukam czegoś do śmiechu, co mnie rozbawi i ukołysze.
UsuńJestem wrażliwa na księżyc. Źle śpię podczas pełni. I podoba mi się, że nazywasz go "czerwcem". Czerwiec to mój miesiąc. Księżyc też jest mój.
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci abyś się jednak wysypiała :*
UsuńTej zwierzęcej intuicji przydałoby się znacznie więcej i może wtedy las byłby nadal lasem, a woda nadal wodą.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się Twoje pisanie:)
M.
Dziękuję M.
Usuń