poniedziałek, 21 maja 2018

O trwonieniu




Proste jest proste. Ból, smutek. Czas w odcieniach czerni i bieli,
moment łączenia, gdy rozmywa się ostrość, ostatnie maźnięcia.
Przeglądam smugi, kierunki, w jakich wędrują, załamują światło.
Odmawiam wina i mantry na lepsze trawienie.

Słowa light, kiełkujący mak, dokarmianie tlenem ledwo żyjącej yuki.
Wczepiam się na kilka chwil w opowieść o podziałach, rozdziałach,
na które już nikt się nie łapie, nie ma wyraźnej granicy pomiędzy
południem a północą.

Deszcz. Ociekamy z nudów, gdy stoimy na wietrze.
Zastanawiamy się, ile kropel pomieści beczka.
Przeliczam powierzchnię, jakieś dane.
Nie potrafię odjąć gnijącego mchu, liści.
Mam je na wyciągnięcie ręki, w palcach. Przecieka odwrócony
na drugą stronę t-shirt z rysunkiem drzew.

Potykam się o połamane gałęzie. Wystające kamienie.
Wycieram starannie buty. Zadarte noski.

8 komentarzy:

  1. północ i południe nie graniczą... zawsze są naprzeciw siebie. nawet nie mogą się połączyć...

    piękny wiersz. czytam na głos

    OdpowiedzUsuń
  2. "Wczepiam się na kilka chwil" w
    Twoją opowieść, Małgosiu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam coś dla Ciebie na te kilka chwil https://www.youtube.com/watch?v=vUBt35a-u1M

      Usuń
  3. A jakie zdjecie piekne...! Cudne jest to przejscie od zieleni w czerwien na tym jednym spodnim listku. Ehhhh, jak czlowiek by sie nie staral, to i tak nie namaluje nic piekniej niz natura :)

    OdpowiedzUsuń