piątek, 24 sierpnia 2012

Czwartek - Déardaoin




Barman z zielonymi oczami. Obok pole
pachnie wełną. Brzeg obrośnięty
wrzosami, na metce skrzydła ptaków.
Sfruwają z parapetu, zakończone ostro
długie dzioby z bólem zaciskają
nowe słowa - nie jestem pewna, ile powrotu,
a ile wyczekiwania?

Zamkowe skały z kadrów filmu
na wyciągnięcie ręki. Niewyrośnięte kraby,
dorodne makrele - wszystko inne. Krowy
bardziej śmierdzą wieczorami, kończymy ostatni set.

Ptaki odlatują, bydło zostaje syte i nie wiem,
kto z nas wygrał. Pod figurką Świętej Rodziny marnieją kwiaty
wśród pustych butelek, odpadków. Jardy skoszonej trawy
- im wolniej rośnie, tym szybciej biegniemy.

14 komentarzy:

  1. Ten wiersz jest piękny. Ukrywasz w wierszach widoki, utrwalasz jak fotografie. To mi się podoba. I możemy się dowiedzieć, co robisz na tej zielonej wyspie. ;))

    OdpowiedzUsuń
  2. Ptaki przynoszą wiadomości. W kształtach skrzydeł i okrzykach.
    Przeganiasz krowy! Jestem zachwycona! Jeżeli poświęcisz im ciut uwagi, będą trochę mądrzejsze.
    Przepiękny wiersz!

    OdpowiedzUsuń
  3. Też chciałbym tak pobiec, choćby we śnie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak Ty to robisz, że tak wszystko w słowach potrafisz zamknąć? ;) Piękny wiersz, bardzo klimatyczny.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ileż w tym ruchu, takiego pomiędzy a pomiędzy :)

    OdpowiedzUsuń
  6. piękne, działa na wyobraźnię :)

    OdpowiedzUsuń