Wącham jego koszulkę. Od lata odsuwam talerz, z którego jadł i filiżankę, z której pił. Są nietykalne. Wiem, że to irracjonalne, ale tak spędzam wieczory. Chociaż od kilku dni, znowu marzną mi pośladki. Powinnam zostawić sobie jego kalesony. Widocznie jemu były bardziej potrzebne. Dlatego kupiłam w Lidlu poduszkę pod tyłek. Rozkładałam najważniejsze chwile przed sobą. Silne instynkty. Najprawdopodobniej zjem jabłko. Obieram cieniutko, cieniej tylko on potrafi. Nie pozostawiam pestek, ale to przez przypadek. Zamyśliłam się. Między palcami pociekła krew. Próbowałam połykać, żeby się nie udusić. Napływała i napływała, po koszuli, po piersiach. Pobiegłam do łazienki. Przyłożyłam koszulkę, poczułam zapach jego dezodorantu. Nie chciałam wrzeszczeć. Usiadłam pod wanną, z mokrym ręcznikiem na czole. Przez krew straciłam ostatnią resztkę jego zapachu. Z głową między kolanami puknęłam się sześć razy w obudowę wanny. Wiem, o sześć razy za mało. Na co liczyłam? Że nie wyjedzie, że będzie siedział ze mną łazience i trzymał w dłoniach moją twarz, ścierając zaschnięte resztki krwi? W żadnym sensie, to nie jest romantyczne. Zapamiętuję tętno. Otwieram oczy, fantastycznie. Jestem sama, tak jestem dalej sama. Jestem silna, nic mi nie zaszkodzi. Większość ludzi funkcjonuje inaczej, co nie znaczy, że lepiej. Nic mi nie jest. Patrzę na jedzenie i zanim podniosę do ust, rezygnuję. Otwieram kubeł i wszystko ląduje na dnie. Cisza. Cisza zostaje ze mną. Żadna skomplikowana, zagłusza ją wentylator komputera, oddychający ciężko kot, przez chwilę widziałam muchę. A może mi się tylko wydawało. Jakie to jest wkurwiające, kiedy próbuję nie myśleć jak mnie dotykał, i czuję w sobie wszystko na raz. Gorąco, zimno, dreszcze, parowóz w skroniach, ściskam uda i pozostaje mi wyrównanie oddechu po hiperwentylacji. Nabrzmiałe piersi nie opadają, skóra jest napięta. I co? Teraz mam iść spać? Wstanę rano, porozmawiam z synem. Zadzwonię do mamy. Wypiję herbatę z miodem i cytryną. Rozciągnę godziny, wyobrażę sobie jak jemy wspólnie obiad. On mi wyśle ulubiony przepis na krewetki, ja mu wino z Veneto. Pogadamy o pogodzie, o klepaniu po tyłku, cytrynce. Powie mi, jaka jestem mądra i silna. Wyślę mu uśmiechniętą buźkę. Wieczorem zjem jabłko. Uderzę dwanaście razy głową w obudowę wanny.
* Obraz Alyssa Monks
Jakieś to cholernie znajome...
OdpowiedzUsuń"Jakieś to cholernie znajome..."
OdpowiedzUsuńNawet bardziej niż bardzo!
Świetny tekst, jak to u Ciebie - zawsze!
Tym razem bez rysowanego z nawiasów, dwukropka uśmieszku...
Z.M.P.
Niektórych rozdziałów życia nie da się zamknąć tak łatwo, jak zamyka się oczy.
OdpowiedzUsuńNajserdeczniej pozdrawiam.
Mnie w takich sytuacjach wanna bardzo pomaga. Siedzę w, i kąpię sie w roztworze soli znad ust i jakiejś soli sklepowej. Musi być gorąco, bardzo gorąco, wtedy trochę popuszcza. Najgorzej wyjść.
OdpowiedzUsuńWanna to w ogóle zagłębienie mojej tęsknoty, daję w niej upust wszystkiemu, kocham!
podoba mi się to określenie "nieskomplikowana cisza" :)
OdpowiedzUsuńMargot ?????
OdpowiedzUsuń..ja też 'rozkładam najważniejsze chwile przed sobą; - piękny tekst!!!!
OdpowiedzUsuńPasuje też zdjęcie!! Gratulacje..
Serdecznie Cię pozdrawiam..A.
... zjem jabłko.. :)
OdpowiedzUsuńNie mam wanny, więc nie pójdę w Twoje ślady. Ale rozumiem to, co czujesz.Jakiś obłęd dookoła nas. Dlaczego?
OdpowiedzUsuńmocne pisanie..dlaczego wcześniej mnie tu nie było?
OdpowiedzUsuńDziękuję wszystkim pięknie za poczytanie i refleksje :)
OdpowiedzUsuńMaju, nie martw się o mnie. :)
Kawałek smutnej, dobrej prozy
OdpowiedzUsuń;*
jak tu spać?
OdpowiedzUsuńprzytulam mocno
smutne
ale pięknie napisane, takie prawdziwe..
Euforko, spokojnie :)
OdpowiedzUsuńZeruya :)
dziękuję dziewczyny :)
mocny tekst ale podoba mi się...
OdpowiedzUsuńsilne bodźce pobudzają :)
OdpowiedzUsuńKiedyś mogłam napisać takich tekstów o tęsknocie bez nadziei bardzo, bardzo dużo...
OdpowiedzUsuńJesteś doskonała w te pisarskie klocki!
OdpowiedzUsuńIw i Love.eee - uśmiechy :)
OdpowiedzUsuńładne to bardzo i szczęśliwie, od kilku lat, nieznajome.
OdpowiedzUsuńcoś jakby znajome, gdzieś dawno, dawno temu, ale nie pamiętam. Za to bardzo dobrze napisane.
OdpowiedzUsuńCześć :)
UsuńOn nie dzwoni i nie napisze, bo tak po prostu jest. Ma mnóstwo wymówek. Nawet kilka więcej na specjalne okazje.
OdpowiedzUsuńJeśli się pojawia, to zupełnie bez sensu - taki czeski błąd.
W tym problem, że nikomu nie jest do śmiechu.
Możesz pisać bezpieczne listry na zaparowanych kafelkach, wezwać ekipę remontową i zmieniać z hukiem świat nie spoglądając za siebie.
dziś widzę u Ciebie Małgoniu jakaś krwawa jadka :) trzymaj się i nie poobijaj się za mocno o tą wannę :)
OdpowiedzUsuńbuziak
Rafał
Życie i jego scenariusze, co to głowie każą, ryć powieki zaciskać i nie dać się światu...a on wciąż się kręci, jutro trzeba wstać i dać się przytłoczyć - tylko wieczór dla siebie, choć często chce się żeby był dla kogoś.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. Kolejny tekst, który we mnie wnika.