Tak, tak - poezja, każde słowo, gest, zapisane – poezja. Poszukuję codziennie, na dzień dobry, obiad z kolacją i na gołe stopy wieczorem, kiedy różowe niebo stawia przecinki przed snem. Całkiem gustownie prezentują się na poduszkach, białej pościeli i nie jest za późno, żeby młodej kobiecie napisać – jeszcze mocniej! Dawniej pewnie mało by mnie to obchodziło, wątpię, żeby w ogóle interesowało mnie coś więcej niż ja sama. Dzisiaj kręcę się w fotelu, bo pada deszcz. Jestem daleko od domu, auto skasowane na podjeździe ślini się do mechanika. Dzisiaj dotykam starych sosen i odliczam korytarze kornikom, jak ości blokują przepływ lawendy wymieszanej z cedrem, który skrupulatnie zapuszczam, wsuwając i wysuwając szmatę – dziura po dziurze. Gdyby ktoś z boku przyglądał się tym czynnościom, pomyślałby - nudzi się dziewczyna. A ja się ze sobą nie nudzę, słyszę jak jestem sobą, skrzypi kolano ze starości i nadgarstek opowiada o urazie ze spływu Różycą, a może, Wdą. Później wsuwam język miedzy zęby i ćwiczę stakkato na s i sss. Nie mam telewizora, więc nie zerżnę się na dywanie, między kominkiem a filmem porno, co mnie nie przeraża. Odkryję no nowo linię brzucha i może pojęczę jak mi dobrze, zanim zbiegną się okoliczne sarny do spiżarni w głębi ogrodu. Między mną a mną nie ma tajemnic, śmiem pytać na głos i witać dzień mimo, że zaprzyjaźniony lekarz zawsze powtarza, że gadanie ze sobą to objaw ostrej choroby psychicznej. Niewątpliwie, kiedy podnoszę stopy, znikają duchy. Tak jak dzisiaj, wymiotłam wszystkie kąty i pocieszam się, że mogę chodzić bez skarpetek i nikt nie brudzi moich stóp. Czysto jest. Być może gdybym nosiła imię takie, co to niesie dobrą nowinę, nie kojarzyłabym się z czarownicą, być może byłabym ukochaną i boleściwą. Szanowana - byłabym pragnieniem do kojenia myśli tuż przed snem. A tak, przez Małgorzatę, namiętność wykrawana z każdego grzechu męczy mnie jak zgaga po cieście drożdżowym. Jestem obdarzona specjalnymi względami, nie mówię klarownie, ubieram się zawsze inaczej niż inni, czeszę na faceta w czerni i perfumuję jedynym w swoim rodzaju zapachem, którego nawet mąż nie może zidentyfikować. A przecież, aby dojść do sedna, wystarczy spojrzeć na księżyc, ale o romantyzmie, to mogę jedynie pomarzyć. Pomijając wiele faktów, wolę wakacje ze słońcem… gdzie piasek odbija się na piętach, a skóra onirycznie potęguje ciekawość sąsiadów. Wiem, że zabrzmi to banalnie, ale lubię być sama z powiekami, z kurą, z zepsutym zamkiem w drzwiach, nie śnić i nie plątać się przy śniadaniu z talerzami. Kiedy już się tak nabędę, na wprost i na wznak, wymacam muchy na parapecie i wyrównam oddech. Przeliczę wszystkie żeberka w grzejnikach i znieczulę mózg - dotkliwie wyłapując błąd po błędzie. Wtedy pomyślę z siebie samej, że przydałoby się spotkać z kimś na podobieństwo. I takie dotykanie kręci mnie najbardziej. Za kilka dni odwiedzi mnie przyjaciółka, która wie, że poezja to nie choroba i że na kłopoty najlepszy jest dystans, a na plotkujące koleżanki - szlaban. Dla tych kilku chwil warto jest przewrócić życie do góry nogami.
Pięknu i głębi przeżyć należny jest szacunek, to sakrum. Niewiele go wokół mnie, więc klękam przy każdej nadarzającej się okazji. Klękam przed tym tekstem, to wszystko.
OdpowiedzUsuńWiesz, że ja to w poezji nie za dobra, ale taka proza... to jest kawał prozy! :)
OdpowiedzUsuń..wydrukuję i włożę do notesika..gdzieś , żeby był zawsze pod ręką..słowa mi bliskie..jak bardzo! Buziak Margo!
OdpowiedzUsuńJa też lubię być sama i lubię wszystko co napisałaś, a nawet to czego jeszcze nie napisałaś, ale napiszesz.
OdpowiedzUsuńMag.. jaki to zapach? :)
Zbyszku - dygam :)
OdpowiedzUsuńMagento - jest moim ulubionym kolorem, a na prozie to ja się nie znam i pewnie na poezji też nie :)
Pchełko - dzięki i wzajemny:*
Kasiu - się podobne zebrały :) Soir de lune - miłość od pierwszego nosa :)
poezja jest chorobą:)
OdpowiedzUsuńHolden - czyli dla Ciebie jestem chora! Bywa i da się z tym żyć! Na szczęście są ludzie, którzy myślą inaczej :)
OdpowiedzUsuńPięknie się czytało.
OdpowiedzUsuńPoezja chorobą nie jest, ale zdarza mi się czytać i pisać wiersze delikatnie mówiąc chore, więc sam nie wiem jak to jest.
no,no!
OdpowiedzUsuńjak ci ona taka jak i ty
to ja się trochę boję..
ale co tam
krzywdy sobie nie zrobicie (chyba)
miłych wspólnych godzin, które w tych okolicznościach i tak zawsze płyną zbyt szybko.
buziole :*
Poezja to samo zdrowie!
OdpowiedzUsuńJeszcze nie moja pora na piwo, zatem upajam się Twoim tekstem, a kiedy coś na trzeźwo wchodzi tak gładko, wbija się w pamięć i pod skórę, znaczy wyjątkowe jest; imponujące.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńAcha.. w seforze będąc zaniuszę i Ci powiem, jak to z nim jest.. :)
OdpowiedzUsuńNiestety w Sephorze nie znajdziesz, są tylko w Douglasie :) oj, ciężkie są!
OdpowiedzUsuńNie może się nudzić sama ze sobą osoba o takiej wyobraźni, o takim bogactwie, o takich skojarzeniach!
OdpowiedzUsuńCzuję się, jakbym przejrzała album ze zdjęciami, w dodatku wzbogacony zapachami i emocjami :)
Podoba mi się to, jak teraz piszesz.
Pięknie!
Nasyciłam się tym tekstem na długo. Cudnie opisujesz!
OdpowiedzUsuńDobre, a co bardzo z tego do mnie przemawia, to przetrawienie przez doświadczenie życiowe - z mądrym dystansem, taki neorenesans stoicyzmu, ale w moim odczuciu tylko trochę, nie tak całkiem :)
OdpowiedzUsuń"Tak, tak - poezja, każde słowo, gest, zapisane – poezja. Poszukuję codziennie, na dzień dobry, obiad z kolacją i na gołe stopy wieczorem, kiedy różowe niebo stawia przecinki przed snem." Naprawdę piękny wybór.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię Małgosiu Zbyszek
czytam słowo po słowie
OdpowiedzUsuńpiękne napisane, wszystko...
jakie to bliskie
"Między mną a mną nie ma tajemnic, śmiem pytać na głos i witać dzień mimo, że zaprzyjaźniony lekarz zawsze powtarza, że gadanie ze sobą to objaw ostrej choroby psychicznej.... Wiem, że zabrzmi to banalnie, ale lubię być sama z powiekami, z kurą, z zepsutym zamkiem w drzwiach, nie śnić i nie plątać się przy śniadaniu z talerzami"
Przyjemności życzę i żeby ten czas z przyjaciółką za szybko nie minął.. piękne to chwile :)
Dziękuję mili za poczytanie i refleksje :)
OdpowiedzUsuńTo proza do której jakikolwiek komentarz okazałby się ujmą - nie dlatego, ponieważ tekst jest intymny, ale dlatego, forma w jakiej owa intymność została zobrazowana - jest doskonała. Czuję przeogromny szacunek dla Ciebie i tego, co (a przede wszystkim jak) piszesz. Gdyby nie zgasło słońce panteonów, zapewne miałabyś swój - jako bogini słowa...
OdpowiedzUsuńMasz lekkie pióro, czytam z przyjemnością Twoje felietoniki, co to będzie dalej, może wydanie książkowe prozy? pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJBZ
Zaczytuję się i wnikam i niech idą gdzieś Ci mądrzy doktorzy, co to dziamoczą, że mówić do siebie to objaw choroby - ja też często odbywam monologi i dialogi z barwną ścianą i zawsze mi wtedy jakoś inaczej, lepiej - może to nie wyrokuje choroby lecz antidotum, dobry lek?
OdpowiedzUsuńLecę buszować dalej po tworach Twojego talentu.