Uciekam, wokoło cisza, zamykam twarz na cztery spusty.
Śpię spokojnie, chociaż nie liżesz już moich stóp,
w ukrzyżowanym oknie stawiam świeczkę, ot tak,
uprzejmie spoglądam na przechodniów,
coś we mnie narasta i chociaż nie grożę pęknięciem,
jak ciężarna wypełniam spojrzenia ciekawskich,
może dlatego nie chcę przyznać, że umarłaś.
Śpię spokojnie, chociaż nie liżesz już moich stóp,
w ukrzyżowanym oknie stawiam świeczkę, ot tak,
uprzejmie spoglądam na przechodniów,
coś we mnie narasta i chociaż nie grożę pęknięciem,
jak ciężarna wypełniam spojrzenia ciekawskich,
może dlatego nie chcę przyznać, że umarłaś.
Piękne i... smutne. Chyba tylko tyle wypada powiedzieć. Nadmiar słów mógłby przesłonić prawdę i aurę, którą emanuje ten wiersz...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Ps.
Czy jesteś pogodzona z koniecznością odejścia?
nie wiem Przemku, dzisiaj już nic nie wiem :(
OdpowiedzUsuń