Od kilku tygodni przyglądam się z bliska historii, którą znam aż za dobrze, tej, w której ktoś naprawdę utalentowany nagle staje się celem drobnych, ale bolesnych ataków. Poetka, którą bardzo cenię, osoba pisząca czule i precyzyjnie, znalazła się w oku burzy wywołanej przez kilka pań, dla których konkursy poetyckie stały się czymś więcej niż miejscem twórczej ekspresji. Raczej, areną walki, gdzie każdy drobiazg może zostać użyty jako broń. No i jest donos. Ot, jeden wiersz z calego zestawu konkursowego został opublikowany kilka dni wcześniej przed ogłoszeniem werdyktu konkursowego, w czasopiśmie internetowym, sytuacja, którą zwykły człowiek załatwiłby rozmową, uśmiechem. Przecież decyzji o wygranej organizatorzy nie podejmują kilka dni przed ogłoszeniem laureata. A mimo to grupka naciska, tropi, węszy, jakby nie chodziło o literaturę, ale o jakieś osobiste zwycięstwo nad kimś, kto zwyczajnie lepiej pisze. I myślę sobie, że cała ta historia nie jest o poezji. Ona jest o ludzkich emocjach, o tej ciemniejszej stronie zazdrości, która zamienia się w małą gorączkę nienawiści. O tym, że gdy pojawia się w środowisku osoba utalentowana, świeża, podziwiana, natychmiast znajdą się tacy, którzy spróbują ją ściągnąć w dół, by nie odstawała za bardzo od średniej. To nie trend literacki. To raczej współczesna, przyspieszona wersja dawnego mechanizmu: zamiast rozmowy pojawia się donos, zamiast wsparcia, sekująca grupa, zamiast radości z czyjegoś sukcesu, niepokój, że sukces cudzy odbiera cokolwiek nam. I tak właśnie w środowisku, które powinno być najbliżej wrażliwości i empatii, pojawia się ta niepokojąca odmiana poetyckiej gorliwości, w której każdy chce być sędzią i strażnikiem regulaminów. Tymczasem dobra poezja nie powstaje z hejtu. Nie rośnie na resentymentach. Nie karmi się donosami. Dobra poezja powstaje z uważności, samotności, zachwytu, małych i większych olśnień, z ciszy. I dlatego wiem, że moja zaprzyjaźniona poetka, ta, którą naprawdę warto czytać, wyjdzie z tego silniejsza. Bo jej słowa są większe niż te małe, podszyte drobną zawiścią głosy, które próbują je zagłuszyć. I może to w tym wszystkim jest najważniejsze: nie mylić głośności z wartością. Nie mylić donosów z troską o literaturę. I nie mylić zawiści z prawdą o świecie. W poezji, na szczęście, dalej decyduje to, co naprawdę zostaje z człowiekiem po zamknięciu książki. A nie to, co wcześniej krążyło w kuluarach konkursów.

czytam Cię od pewnego czasu i dochodzę do wniosku, że żyjesz w okropnym świecie. co i rusz trafiasz na drobne szykany i grube świństwa. obyś miała gdzie uciec do normalności. albo do malutkich radości, gdzie ten "wielki" świat nie ma wstępu.
OdpowiedzUsuńTo mnie nie dotyczy bezpośrednio, ale nie potrafię stać obok i udawać, że nie widzę, co się dzieje wokół innych. Na szczęście mam swoje miejsca normalności i małe radości, to one trzymają świat w pionie. Dzięki, że zaglądasz.
Usuńjak człowiek zbiera od życia, albo ogląda, jak dostaje się innym, to trzeba odskoczni i czegoś w miarę normalnego. Zauważyłaś, jak wiele informacji jest negatywnych, a jak mało pozytywnych. same pożary, gwałty, wojny, kradzieże, afery, narkotyki, hejt i cały szlam świata, a tych radośniejszych wieści jak na lekarstwo. a przecież co dnia się chyba zdarzają tak samo, jak te niedobre.
Usuńnie zawsze wiem, co mogę napisać, bo Twoje wiersze do łatwych nie należą. i często zdaje mi się, że ja je spłycam czytaniem
Małgoś i pozostawaj w tych pionizujących, normalizujących, pełnych małych radości miejscach, jak najczęściej, jak na zawsze - byłoby najlepiej. Odciąć się od tego roju, na którego działanie nie masz wpływu. Nie zajmować tym całej siebie. Nie chorować tym. Tule mój współodczuwający człowieku :*
UsuńEh... Straszne to jest. Nigdy nie pojmę takiej zawiści, zazdrości, żeby kogoś niszczyć, bo jest lepszy. Mnie to uczucie, bo nie oszukujmy się, czasem zazdroszczę, zawsze motywuje do działania, sprawdzenia się, spróbowania, czy umiem i dam radę.
OdpowiedzUsuńEch szkoda gadać
OdpowiedzUsuń