wtorek, 9 grudnia 2025

O zawiści, doniesieniach i innych małych pożarach w poezji

 



Od kilku tygodni przyglądam się z bliska historii, którą znam aż za dobrze, tej, w której ktoś naprawdę utalentowany nagle staje się celem drobnych, ale bolesnych ataków. Poetka, którą bardzo cenię, osoba pisząca czule i precyzyjnie, znalazła się w oku burzy wywołanej przez kilka pań, dla których konkursy poetyckie stały się czymś więcej niż miejscem twórczej ekspresji. Raczej, areną walki, gdzie każdy drobiazg może zostać użyty jako broń. No i jest donos. Ot, jeden wiersz z calego zestawu konkursowego został opublikowany kilka dni wcześniej przed ogłoszeniem werdyktu konkursowego, w czasopiśmie internetowym, sytuacja, którą zwykły człowiek załatwiłby rozmową, uśmiechem. Przecież decyzji o wygranej organizatorzy nie podejmują kilka dni przed ogłoszeniem laureata. A mimo to grupka naciska, tropi, węszy, jakby nie chodziło o literaturę, ale o jakieś osobiste zwycięstwo nad kimś, kto zwyczajnie lepiej pisze. I myślę sobie, że cała ta historia nie jest o poezji. Ona jest o ludzkich emocjach, o tej ciemniejszej stronie zazdrości, która zamienia się w małą gorączkę nienawiści. O tym, że gdy pojawia się w środowisku osoba utalentowana, świeża, podziwiana, natychmiast znajdą się tacy, którzy spróbują ją ściągnąć w dół, by nie odstawała za bardzo od średniej. To nie trend literacki. To raczej współczesna, przyspieszona wersja dawnego mechanizmu: zamiast rozmowy pojawia się donos, zamiast wsparcia, sekująca grupa, zamiast radości z czyjegoś sukcesu, niepokój, że sukces cudzy odbiera cokolwiek nam. I tak właśnie w środowisku, które powinno być najbliżej wrażliwości i empatii, pojawia się ta niepokojąca odmiana poetyckiej gorliwości, w której każdy chce być sędzią i strażnikiem regulaminów. Tymczasem dobra poezja nie powstaje z hejtu. Nie rośnie na resentymentach. Nie karmi się donosami. Dobra poezja powstaje z uważności, samotności, zachwytu, małych i większych olśnień, z ciszy. I dlatego wiem, że moja zaprzyjaźniona poetka, ta, którą naprawdę warto czytać, wyjdzie z tego silniejsza. Bo jej słowa są większe niż te małe, podszyte drobną zawiścią głosy, które próbują je zagłuszyć. I może to w tym wszystkim jest najważniejsze: nie mylić głośności z wartością. Nie mylić donosów z troską o literaturę. I nie mylić zawiści z prawdą o świecie. W poezji, na szczęście, dalej decyduje to, co naprawdę zostaje z człowiekiem po zamknięciu książki. A nie to, co wcześniej krążyło w kuluarach konkursów. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz