Nie jestem już potrzebna jako ciało. Zamieniam się w miejsce.
W przechowalnię wilgoci. W cichą spiżarnię dla głosów,
których nie wypowiedziano, bo były za miękkie
jak pisklęta pod śniegiem.
Czasem słyszę: mamo, co robi ziemia w lodówce?
a przecież to nie ziemia. To oddech twojej przyszłości,
ślad po jabłku, które jeszcze nie spadło.
Nie chcę, żebyś umierała na sucho.
Chcę, żeby twoje myśli miały gdzie wsiąknąć.
Wiem, że boisz się swoich snów, ale tam jestem, jako cień
o cieple znanym tylko pępkom i dłoniom na długo
przed pierwszym lękiem.
Twoje imię zakopane w korzeniach przesyła mi czasem wiadomości
w języku dla mnie niezrozumiałym, ale wiem, że to znaczy
nie bój się lub już nie wrócę, ale jestem.
Nocą układam do snu przyszłe rośliny. Nazywam je
według twoich grymasów, żeby mieć, gdzie klęknąć,
kiedy światło będzie za ostre, a śmierć – zbyt błyszcząca.
Jeśli przyjdziesz i znajdziesz słoik z ziemią
i nie będziesz już pamiętać – wsyp ją do wody.
Nie dla mnie. Dla ciebie. Dla tej, która będzie tobą,
gdy nie będziesz już sobą.
Nie dla mnie. Dla ciebie. Dla tej, która będzie tobą,
gdy nie będziesz już sobą.
V. Kamień mówi z ziemi
Nie czekam. Jestem tym, co zostało,
gdy matka przestała mówić do roślin,
a dziecko odeszło w sen bez tła.
Leżę płytko. Pamiętam ciepło stóp i ciężar łez.
Nie pytam, do kogo należały.
Byłaś tu kiedyś, szukałaś znaku,
ale moje pismo nie zna alfabetu.
Zostawiam ci tylko kształt –
okrągły jak pytanie. Ciężki jak dom.
W nocy rozmawiam z korzeniami.
One wiedzą, że nikt nie wraca taki sam.
Nie chcę, żebyś mnie zabrała.
Chcę, żebyś mnie zapamiętała
na wypadek, gdybyś znów szukała
czegoś trwałego, czegoś, co nie rośnie
i nie znika.
z emiterium
ale moje pismo nie zna alfabetu.
Zostawiam ci tylko kształt –
okrągły jak pytanie. Ciężki jak dom.
W nocy rozmawiam z korzeniami.
One wiedzą, że nikt nie wraca taki sam.
Nie chcę, żebyś mnie zabrała.
Chcę, żebyś mnie zapamiętała
na wypadek, gdybyś znów szukała
czegoś trwałego, czegoś, co nie rośnie
i nie znika.
z emiterium

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz