Tego się nie da nauczyć: jak woda po skręcie w krtań
nie chce być już wodą. A jednak uczymy. Sophie mówi,
że mech ma swoje imię i to imię należy głaskać jak ranną łanię.
Zatrzymać to wszystko między pierwszym a ostatnim kubkiem,
zanim stłucze się rękojeść. Tylko tyle mogłam jej powiedzieć
o miłości. Że czasem jest jak para na szybie, a czasem jak krew w gipsie.
Wypowiedzieć próbę, to jakbyś uczyła się nowych zmysłów
po amputacji nieba. Nie dotykasz już liści, bo boisz się,
że będą cię znały lepiej niż twoja matka.
Złapałam się na tym, że notuję zapach czerwca,
jakby miał umrzeć na moich oczach. Na ścianie zaschnięta mucha.
Na parapecie powidok burzy. Gdzie indziej kot liże język i zapomina.
Żyjemy tylko wtedy, gdy mamy siłę coś ukrywać.
Podnieś głos, szeptem. Zaryzykuj, że zostaniesz.
Nie mów żegnaj, mów rosnę.
czerwiec tego roku
Parowała mi przed nosem herbata, nie do końca czytałam, czy okulary zbrudzone, czy inne nieznane topnienia mi przed oczy wychodzą, łza się tworzyła, zahaczając o rzęsy, a ja oko tarłam, tarłam i łzawiłam, bo Ty Małgoś, część mojego życia napisałaś, które bardzo chciałam pamiętać, ale się nie udało, bo czerwiec się skończył, a z nim pamięć zbłądziła i już nie odróżniałam, czy szłam, czy na mchu układałam wspomnienia. Dziękuję <3
OdpowiedzUsuń