wsunięta między strony starej encyklopedii.
Obrusy szydełkowane w kwiaty, lambrekiny ciężkie od kurzu,
światło zachodu odbija się w bagiennych sadzawkach,
kręgi na wodzie niosą cichą obietnicę.
To śnięty kraj, gdzie ryby rozmawiają z kotami.
Druga filiżanka kawy paruje jak mgła nad lasem.
Czekam, aż słońce wniknie w czarną linię horyzontu,
a w piecu cedrowe polana palą się w rytmie oddechu ziemi.
Korzenie wiją się głębiej, niezależnie ode mnie –
jakby szukały w sercu miejsca na dom.
Na wallu znajomej wyczytuję: gnilce, kropidlaki –
dziwna poezja rozkładu, w której pająk
wdrapuje się na róg nosorożca.
Przeniosę go później, delikatnie,
w słoiku pełnym powietrza i cienia.
Być może istnieją światy, w których porosty
znaczą więcej niż my.
marzy mi się kawa parująca nad lasem. a cedrowe polana, to już istna rozpusta. gdybyś miała wolne miejsce przy ogniu, ech! wiem, przeginam.
OdpowiedzUsuń