Nie znam dnia, który nie kończyłby się skórką światła
obraną paznokciem. Wracam do Shannon, nigdy nie nauczyła się
mnie wymawiać – jej język to wyłom w czasie,
rytm fal, nie wiedzą, że umierają w piasku.
Podpatruję śmierć, przeczesuje włosy w lustrze,
czy robi to z roztargnienia, czy szuka siebie w odbiciu?
Może cień jest zapisem głosu, który jeszcze nie padł,
a każda kropla – powrotem do ciała, którego już nie pamięta.
W mroku rodzą się gwiazdy,
tak jak my – pęknięciem, cichą eksplozją,
niedokończonym pytaniem.
Pod palcami czuć sól po odparowanej wodzie,
wspomnienie kamienia, z niego kiedyś wyrósł las.
Nie wiem, czy powrócę, czy tylko moje imię
osiądzie w porowatości powietrza,
gdzieś między wierszem a tynkiem osypującym się
na otwarte dłonie.
W mroku rodzą się gwiazdy,
OdpowiedzUsuńtak jak my – pęknięciem, cichą eksplozją,
niedokończonym pytaniem.
I umierają podobnie jak ludzkość, pochłaniając wszystko, co znajduje się na ich drodze.
M
eM, wszystko, co jasne, rodzi się z ciemności. Lubię myśleć, że nasze pęknięcia,
Usuńto też miejsca, przez które światło próbuje się wydostać.