Jest pewne rytualne piękno w tym, jak środowiska literackie od wieków konsekwentnie się kanibalizują. Oto kawiarniane spory, nagłe exodusy z redakcji, zaszyfrowane aluzje, które zmuszają wszystkich do radosnego zgadywania: Co tam się właściwie stało? Domysły, plotki i subtelne akty wykluczenia, to przecież nieodłączna część tej zabawy. W końcu literatura nie byłaby sobą, gdyby nie miała wewnętrznych dramatów o stawkach większych niż życie.
Już starożytni Grecy wiedzieli, że literatura, to gra dla wybranych. Sofokles miał więcej znajomości niż Eurypides, a Safona, choć jej twórczość przetrwała tylko w szczątkach, nie miała na równi z mężczyznami szansy na pełne uznanie. Arystofanes drwił z filozofów, a Christine de Pizan, choć była jedną z pierwszych feministek w historii literatury, musiała zmagać się z marginalizowaniem jej głosu. W renesansie to mecenasi decydowali, kto zostanie poetą, a kto będzie tym, który prawie. Romantyzm? Proszę bardzo: Mickiewicz nie znosił Słowackiego, a Virginia Woolf, choć uchodzi za ikonę literatury, przez wiele lat była ignorowana przez mężczyzn w literackich elitach. Norwid musiał umrzeć, żeby ktoś uznał go za geniusza, podobnie jak Emily Dickinson, której twórczość stała się doceniana dopiero po jej śmierci.
W XX wieku te same mechanizmy uległy finezyjnemu rozdrobnieniu. Grupy literackie, manifesty, akademickie kliki – w których kobiety, choć niejednokrotnie bardziej twórcze i inteligentne, rzadko miały głos równy mężczyznom. Dzisiaj nie trzeba już krzyczeć: Nie pasujesz do nas! Wystarczy subtelny uśmieszek na spotkaniu autorskim.
Dziś literatura znalazła nowe sposoby na eliminację niepożądanych jednostek. Wystarczy nie podać powodów – ludzie odchodzą, ale nie mówią dlaczego, tworząc narracyjne napięcie godne najlepszej prozy kryminalnej. Można ironizować bez wyjaśniania – subtelne kpiny, które niby są żartem, ale jednak wiadomo, że nie są. Albo po prostu udawać, że się nie widzi – to najpiękniejsza forma literackiego wykluczenia. Elegancko i bez zbędnych słów.
To wszystko nie jest problemem. Wręcz przeciwnie – jest częścią wielkiego rytuału. Literatura to świat, w którym hierarchie są niezmienne, choć co dekadę udają, że się zmieniają. Na końcu i tak zostaje ten sam mechanizm: ktoś jest wykluczony, ktoś śmieje się cicho, a ktoś inny zastanawia się, co właściwie się stało. I tak trwa niekończący się spektakl, który nie zmieni się nigdy. Bo czy literatura może istnieć bez własnych dramatów? Oczywiście, że nie. Bez nich zostałoby tylko pisanie.
Wisz co Małgoś, napiszę Ci, jak poznałam Romanę. Któregoś tam roku w Antonińskim Pałacu Książąt Radziwiłłów, miałam przyjemność uczestniczyć w RETROSPEKTYWA. Były tam również panele tematyczne, jednym z nich była rozmowa z ludźmi literatury. W większości poeci. Oczywiści słabo cokolwiek słyszałam, ale kiedy Romana przejęła mikrofon, usłyszałam więcej. A mianowicie powiedziała, że świat literacki, poetów, to ludzie, którzy w oczy świecą, a za plecami niekoniecznie. No pojechała równo, między innymi o wzajemnym obrabianiu dupy i na koniec podsumowała, że ją takie życie literackie nie interesuje. Swoją śmiałością wypowiedzi, wywołała we mnie śmiałość. Podeszłam do niej po spotkaniu i podziękowałam jej za to, że potrafiła powiedzieć prawdę. Ty teraz zrobiłaś to samo. Może bardziej ważąc słowa, ale dobitnie. Dziękuję Małgoś <3 Jest nowiutki Nils Frahm https://www.youtube.com/watch?v=uIfpPKNYIGg
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci za tę opowieść! Czasem trzeba powiedzieć prawdę, nawet jeśli nie każdemu się spodoba. Romana miała odwagę, Ty miałaś odwagę podejść – a takie momenty zostają. Ściskam! 💜
UsuńPS
Nils Frahm – już włączam!
a jednak to przykre, choć konflikty Mickiewicza ze Słowackim dziś dodają pieprzu i czasem są ciekawsze od samej literatury...
OdpowiedzUsuńTwój głos jest ważny. osąd gorzki i sprawiedliwy. bo tak właśnie jest. było i będzie?
Historia lubi się powtarzać, a literatura zawsze ma swój drugi, mniej szlachetny obieg. Może kiedyś będzie inaczej – ale na razie pozostaje mówić głośno i nie godzić się na bylejakość.
Usuńjak napisała poniżej Grażyna, w każdym środowisku jest gnój. serio.
Usuńwiem, niestety wiem.
UsuńW każdym środowisku artystycznym te same igrzyska. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńGrażyno, masz rację – te same gry, choć każda odsłona wydaje się nieco inna. Pozdrawiam ciepło! 😊
UsuńTrzy ostatnie zdania; samo, powiedzmy, sedno. W punkt! :)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńMożna by rzec, Demon istnieje w każdej literackiej kawiarni.
OdpowiedzUsuńGrafika ta i w poście powyżej podoba mi się bardzo :)
Pozdrawiam cieplutko z krainy wiatru i lodu:)
M
Miło wiedzieć, że grafiki wybrzmiały. Róże umierają po swojemu. Uściski z miejsca, gdzie wiatr też nie odpuszcza.
OdpowiedzUsuń