sobota, 26 kwietnia 2025

Bycie w jednej książce z oprawczyniami – o psychologii traumy i społecznej niewidzialności

 



Współtworzenie antologii poetyckiej  na pierwszy rzut oka  wydaje się zaszczytem i naturalnym etapem literackiej drogi. Jednak rzeczywistość bywa dużo bardziej skomplikowana, zwłaszcza gdy osoba zapraszana do udziału doświadczała wcześniej krzywdy ze strony niektórych współautorek. Mówimy tu o sytuacjach, w których dochodziło do hejtu, pomówień, namawiania do ostracyzmu, a nawet publicznego poniżania. W psychologii trauma relacyjna jest jednym z najtrudniejszych rodzajów ran: nie pochodzi od wydarzeń bezosobowych, ale od działań konkretnych ludzi  często tych, od których oczekiwalibyśmy wsparcia lub przynajmniej neutralności. Znalezienie się w jednej książce z osobami, które przyczyniły się do takiej traumy, nie jest więc tylko sprawą estetycznego niechcenia czy przewrażliwienia. To głęboka, egzystencjalna kolizja, w której własny kręgosłup moralny, poczucie bezpieczeństwa i szacunek do samej siebie są zagrożone. Antologia jako projekt wydawniczy rzadko kiedy uwzględnia te indywidualne dramaty. Proces doboru tekstów i autorek bywa bezosobowy: organizatorki kierują się nazwiskami, popularnością, czasem po prostu "siecią znajomości" czy chęcią stworzenia szerokiego, różnorodnego zbioru. Nikt nie zadaje pytania: "Czy każda z zapraszanych osób będzie czuła się tu bezpieczna?"  bo w środowiskach literackich często przeważa myślenie o efekcie końcowym, a nie o relacjach między ludźmi. Jednak dla osoby skrzywdzonej obecność na tych samych stronach z oprawczyniami to nie jest tylko kwestia estetyki czy urażonej dumy. To sytuacja przypominająca przymusowy powrót w przestrzeń przemocy, z której się wydostała  a może dopiero próbuje uciec. Wymuszona bliskość z tymi, którzy odebrali jej głos, godność lub spokój, jest psychicznym wtórnym zranieniem (retraumatyzacją). Gdy osoba odmawia udziału w takim projekcie, najczęściej nie chodzi o "wywyższanie się" czy "poczucie wyższości". To gest ochrony własnej integralności, własnych granic. Wyśmiewanie tej decyzji, przypisywanie jej pogardy wobec innych lub "skomplikowanego charakteru", jest kolejną formą wymazywania bólu i doświadczenia przemocy. W społeczeństwie, które słabo rozumie dynamikę traumy, często ofiara zostaje obarczona odpowiedzialnością za cudze działania: Przesadzasz, Wyolbrzymiasz, Trzeba było być ponad to. Tymczasem zachowanie siebie, odmowa przystąpienia do projektu wbrew sobie, jest wyrazem siły i głębokiej odpowiedzialności za własne życie. Nie chodzi o to, by tworzyć osobne światy złożone tylko z ludzi nam przychylnych. Chodzi o to, by nie godzić się na przemocową obecność tam, gdzie naszym imieniem podpisywane są wspólne projekty. Chodzi o elementarną uczciwość wobec siebie. Wreszcie: krytyka, kpiny i domysły pojawiające się po odmowie udziału pokazują, że temat zrozumienia i szacunku do cudzych granic nadal jest w wielu środowiskach literackich tematem odległym i zaniedbanym. Nie każda odwaga musi polegać na byciu ponad to. Czasem największa odwaga polega na powiedzeniu: nie zgadzam się, nie będę współtworzyć czegoś, co mnie rani, chronię siebie, bo wiem, ile mnie to kosztuje.

PS

Moja odmowa udziału w pewnym zbiorze jakiś czas temu wynikała z potrzeby ochrony siebie  nie chciałam dzielić przestrzeni z osobami, które mnie raniły, pomawiały, podżegały do linczu. To nie był akt wywyższania się, lecz decyzja wynikająca z przeżytej traumy i troski o własne granice. Rozumiem też, że teraz ktoś inny może czuć się podobnie do mnie wtedy.

Najbardziej boli mnie to, że brak zrozumienia spotykam właśnie tam, gdzie spodziewałam się największej empatii  wśród osób głoszących wartości wsparcia, wrażliwości, siostrzeństwa. Zamiast rozmowy pojawia się sąd. Jakby odmowa była osobistą zniewagą, a nie próbą ocalenia siebie.

PS II

Wyłączyłam możliwość komentowania tego postu.