Dyskusja o wynagrodzeniach dla pisarzy przetacza się przez polski internet jak fala przypływu – nagła, intensywna, ale czy zostawi coś poza smugą wilgoci na piasku? Wciąż pojawia się ten sam argument: że pisarz to zawód, więc powinien być wynagradzany, ale poetka/poeta? Poetka/poeta to ktoś, kto ma żywić się wiatrem, pisać dla idei i rozdawać swoje książki tym, którzy nigdy ich nie kupią.
To nie jest tylko kwestia rynku, który nie widzi poezji. To również kwestia odbiorców – tych, którzy domagają się egzemplarzy recenzenckich, ale nie zamierzają pisać recenzji. Tych, którzy oczekują darmowego dostępu do wierszy, bo przecież to tylko kilka linijek tekstu. Poezja, choć najstarsza z literackich form, jest dziś traktowana jak sztuka luksusowa, którą twórca powinien uprawiać po godzinach, dla własnej satysfakcji, a najlepiej – dla świętego spokoju.
Pisarze jak Joanna Kuciel-Frydryszak, autorka Chłopek, pokazują, że nawet literatura popularna nie gwarantuje adekwatych zarobków – jeśli bestseller nie zapewnia twórcy stabilności finansowej, to co mówić o poezji? Jacek Dehnel porównał pisarzy do chłopów pańszczyźnianych: dostarczają plony, ale kto inny czerpie z nich zyski. Wydawnictwa, dystrybutorzy, księgarnie – wszyscy dostają swoją część. A poeta? Może dostać zaproszenie na festiwal (bez zwrotu kosztów podróży), może liczyć na uścisk dłoni i entuzjastyczne świetnie piszesz, uwielbiam twoje wiersze od kogoś, kto nigdy nie kupił jego książki.
Tak było zawsze. Norwid żył w nędzy, Przerwa-Tetmajer umierał zapomniany, Schulz, choć geniusz, uczył w szkole, by mieć za co żyć. Historia nie jest łaskawa dla tych, którzy próbują utrzymać się z literatury, ale teraz – w epoce wolnego rynku – jest w tym coś szczególnie brutalnego. Kiedyś był mecenat, był system, były nawet naciski ideologiczne, ale ktoś wciąż uznawał literaturę za wartość. Dziś poeta musi radzić sobie sam.
Nie ma wzajemności. Nie ma rynku dla poezji, bo ci, którzy ją piszą, rzadko kupują książki innych poetów. Nie ma środowiska, bo przetrwają tylko ci, którzy należą do właściwych kręgów, obracają się we właściwych redakcjach, mają dostęp do właściwych funduszy. Reszta pozostaje na marginesie – jak zawsze. Jak Norwid, jak Przerwa-Tetmajer, jak Schulz. Jak ja teraz.
Nie ma wzajemności. Jest pustka i chłód.
Pod jedną z dyskusji spotkałam się z opinią, że skoro autor komentarza gra na harmonijce i nikt mu nie płaci, to czemu poetom / pisarzom ma ktoś płacić za ich... hobby. Ręce opadają.
OdpowiedzUsuńTo klasyczny argument wynikający z niezrozumienia różnicy między twórczością jako formą ekspresji a profesjonalnym rzemiosłem. Każdy może grać na harmonijce dla przyjemności, ale jeśli ktoś gra koncerty, nagrywa albumy czy komponuje muzykę – oczekuje wynagrodzenia za swoją pracę. Tak samo jest z pisaniem.
UsuńTo nie kwestia „hobby”, ale wkładu pracy, czasu, umiejętności i doświadczenia. Poeci, pisarze, artyści – wszyscy tworzą wartość kulturową, z której inni korzystają. Gdyby ta logika miała sens, to czemu płacimy architektom, skoro każdy może narysować dom? Czemu lekarze dostają pensję, skoro można się leczyć domowymi sposobami?
To wygodne pomniejszanie znaczenia literatury i sztuki, choć codziennie korzystamy z ich efektów – czytając książki, oglądając filmy, słuchając piosenek czy cytując ulubione wersy. Problemem jest to, że twórczość artystyczna wciąż często jest traktowana jako „pasja” zamiast zawodu, choć jej efekty wypełniają nasze życie bardziej, niż nam się wydaje
smutna rzeczywistość. prawda biznesowa działa i tu - najlepiej ma pośrednik - nie ryzykuje, nie napracuje się, a skasuje marżę. stąd te wydawnictwa z udziałem autora, stąd całe to nieporozumienie, bo w końcu niby napisał, ale tylu innych też pisze, więc niech się cieszy, że ktoś to drukuje. w blogach są tacy, którzy drukują własnym sumptem i rozprowadzają po znajomych, ale ilu można mieć znajomych. dawno wyleczyłem się z aspiracji do drukowania treści z oszczędności. wolę, żeby czytane było w blogu za darmo. i nie zaśmiecam go reklamami, żeby "zarobić" pięć złotych.
OdpowiedzUsuńczytałem gdzieś opinię, że konkursy i strony nieznanych pisarzy są wykorzystywane, jako kopalnia pomysłów dla znanych nazwisk, a to już kompletne świństwo.
Podłość i cwaniactwo to niestety część tego świata, także literackiego. Pośrednicy kasują, autorzy zostają z ochłapami – jeśli w ogóle. Argument „ciesz się, że ktoś cię wydaje” to klasyczna manipulacja mająca usprawiedliwić wykorzystywanie twórców. A kradzież pomysłów z konkursów i stron dla debiutantów? To już zwykłe złodziejstwo, podszyte cynizmem i wiarą, że słabszy nie ma głosu. Ludzie, którzy sami nic nie tworzą, zawsze znajdą sposób, by żerować na cudzej pracy – i jeszcze wmówią ofiarom, że to normalne.
Usuńbardzo to smutne...i dodam, że najlepszym towarem są martwi poeci. tak samo z malarzami...
OdpowiedzUsuńTo prawda – martwi twórcy nie protestują, nie domagają się honorariów, nie bronią swoich praw. Można ich wydać, sprzedać, reprodukować do woli, robić z ich dziełami, co się chce. Dopóki żyją, są problemem – mają oczekiwania, chcą wynagrodzenia, pragną uznania. Po śmierci stają się „dobrem wspólnym”, a ich twórczość – dochodowym interesem dla tych, którzy niczego nie stworzyli. Czysta hipokryzja i zimna kalkulacja.
UsuńNorwid, Schulz, Tetmajer, najlepsi z najlepszych.
OdpowiedzUsuńTak, a za życia – niedocenieni, lekceważeni, często w biedzie i osamotnieniu. Norwid umierał w przytułku, Schulza zamordowano, Tetmajer zmagał się z chorobą i zapomnieniem. Dziś są ikonami, ale komu przyszło do głowy, by ich wspierać, gdy jeszcze mogli tworzyć? Klasyka polskiego losu artysty: wielkość po śmierci, obojętność za życia.
Usuń