Mullaghmore – królestwo fal i wiatru. Na zdjęciu rozciąga się widok na Trawalua Beach – dziką, szeroką plażę na obrzeżach Mullaghmore, gdzie ocean spotyka się z surowym irlandzkim krajobrazem. Złocisty piasek, rozciągający się szeroko, przechodzi w zielone łąki i dramatyczne wysokie wydmy, a w oddali, niczym strażnik tego miejsca, góruje zamek Classiebawn.
Classiebawn, wzniesiony w XIX wieku dla wicehrabiego Palmerstona, to samotna, neogotycka forteca, której kamienne mury pamiętają zarówno historie arystokratów, jak i tragiczne wydarzenia XX wieku. Dziś, poza tajemniczą aurą, zamek zyskał nową sławę dzięki serialowi The Crown, przyciągając kinomanów i turystów pragnących zobaczyć na własne oczy jego majestat.
Mullaghmore to miejsce surowe, piękne i dzikie – jedno z najpiękniejszych w Europie do surfowania na wielkich falach, a jednocześnie teren pełen legend. Oceaniczne wichry szepczą tu o przeszłości, o statkach, które nigdy nie wróciły do portu, o duchach, które ponoć błąkają się po wrzosowiskach. To Irlandia w najczystszej postaci – tajemnicza, poruszająca, niezapomniana.
W zachwycie nad tym miejscem napisałam książkę poetycką Mullaghmore, która ukazała się w 2016 roku. Słowa ułożone na kartach tej książki, to ślady stóp na mokrym piasku – czasem nikną, czasem zostają na dłużej, zawsze jednak należą do tej ziemi. Każdy wers pulsuje wiatrem i deszczem, każdym oddechem chłonie sól oceanu.
I choć lata mijają, Mullaghmore wciąż szepcze, przywołuje, otula. Jakby wiedziało, że nigdy nie przestanie być domem dla moich słów.
For me this place is more than a dream,
in which I slip out of dark shades of blue, in perfection
of sacrifice I move over to the living. Above the peat bog
I adjust the August good morning to the matter.
I mellow above my eyebrows. Swarms of bugs hunt as before.
Can we go on like this? Walk around in their lives, hesitate.
Our bodies could lie under the trees. Still, we get up
and, without fear, we lend colour to the hills, we sink in the ocean,
come up, get sharp. The same force that bends the branches
in flight. Pursued by the mind, abducted by the current,
no one wants us
in the insect paradise. That's how we'll grow old, absorbing the smell,
fragments of roundabouts, blocks, garden walls.
Even the pretzel seller calmly kneads the dough, and you
buzz over my ear, setting the retina in my eye on fire.
Until it finally rains. They will fish us out together
from the ponds, with frogs, fragrant flowers. We will not have wasted
our chance.
Translated by Małgorzata Południak and Anna Blasiak
Są takie miejsca, no po prostu są.
OdpowiedzUsuńOwca to, co prawda, nie pingwin, ale też fajna. :)
Margo, piękne zdjęcia robisz, poetyckie wręcz. To jest niesamowite miejsce, magiczne, pojadę tam z pewnością :-)
OdpowiedzUsuńłagodniejesz nad brwiami? a reszta? jak już Cię wyłowią razem z żabami, to warto zerknąć nie tylko na brwi.
OdpowiedzUsuń