Nie mam w zwyczaju zatrzymywać się w pół kroku,
dzisiaj powietrze było gęstsze od myśli,
więc poszłam przed siebie, za zakręt,
za granicę, której nikt mi nie wyznaczył.
Tam domy stały jak litery w zdaniu –
nie kończy się kropką.
Osły nad drzwiami kiwały głowami w rytm wiatru,
spojrzeniem z kamienia pilnowały wejść,
za którymi nikt się nie śmiał.
Każdy centymetr ziemi podzielony,
zagarnięty, przycięty równo jak sny,
których nie wolno dokończyć.
Słońce wbiło się w dachy,
ale cienie nie pasowały do proporcji.
Koty patrzyły na mnie jak na kogoś,
kto nie umie być tu naprawdę,
jak na zbyt szybki film
z bohaterką, której losu nie da się polubić.
I tylko cisza,
wciska się w pory skóry,
przylepia do kręgosłupa,
wiedziała, że już nie wrócę
taka sama.

Pierwszy raz jestem u Ciebie. I od razu zachwyciłam się wierszem.
OdpowiedzUsuńDziękuję i pozdrawiam.
Dziękuję :)
UsuńI ja się zachwycam wierszem i grafika jak zwykle
OdpowiedzUsuńUściski T, dziękuję.
UsuńZmieniają się Twoje wiersze, Margot. Zmieniasz się?
OdpowiedzUsuńTak, idę dalej. Zmiana jest jak nurt rzeki – płynie, choć czasem wydaje się znajoma.
UsuńJesteś bardziej zdystansowana. Tak mi się wydaje.
UsuńTo chyba po pięćdziesiątce tak się dzieje...
UsuńMożliwe... Swój dystans tłumaczę chorobą i zmianą priorytetów, ale może dokłada się do tego PESEL. Kto wie...?
UsuńPiękny.
OdpowiedzUsuńDziękuję Sivko :*
Usuńkamienny wzrok osła i kocia pogarda, to coś, co nie pozostawia złudzeń.
OdpowiedzUsuńwracaj - tam nie jesteś u siebie.
Kiedyś wrócę.
Usuń