Nie chcę tam być. Nie chcę być hasłem, które ktoś podda pod głosowanie – czy zasługuję na istnienie w ich cyfrowym folwarku. Nie chcę patrzeć, jak ktoś obcy, bez wiedzy, bez kontekstu, wykuwa moje życie w kilku zdaniach tylko dlatego, że jego zdaniem pasuję do ich szablonu – mimo że większość uważa, że nie pasuję. Wikipedia w Polsce to wyszukiwarka dla internetowych hien.
To nie jest encyklopedia. To zbiór błędnych informacji, okrojonych kontekstów, przeinaczeń, kompromisów i wojen edycyjnych. Teatrzyk dla frustratów, którzy uwierzyli, że biorą udział w czymś większym, podczas gdy kleją na kolanie rzeczywistość, której nie rozumieją. Jeśli jesteś „notable” – czyli wystarczająco znana według ich wewnętrznych, pokrętnych kryteriów – to cię wrzucą. A potem będą decydować, czy cię usunąć. Ludzie, których nie znasz, nigdy nie spotkałaś, którzy nie przeczytali twoich książek, którzy nie wiedzą nic o twojej pracy.
Odnoszę też wrażenie – po sposobie formułowania zdań – że o usunięciu mojego hasła dyskutowali ze mną jacyś nastolatkowie, niepotrafiący czytać ze zrozumieniem. To, że umieszczam informacje na mojej stronie, nie upoważnia nikogo do przenoszenia ich według własnego widzimisię.
Tam, gdzie mieszkam, nikt poważny nie traktuje Wikipedii jako rzetelnego źródła wiedzy. Ludzie patrzą na nią z politowaniem. Tylko w Polsce trwa ta dziwaczna nobilitacja: masz hasło na Wikipedii – to już oficjalne, już jesteś kimś!
Bzdura.
Jestem anarchistką własnego istnienia. Nie chcę być wklejona w martwe ramki skryptu, dopasowana do mechanicznego katalogu. Nie chcę, żeby moje życie zostało zamknięte w wykrzywionej notce pisanej przez kogoś, kto nic o mnie nie wie. To przeczy samej istocie bycia – nie da się uchwycić zmiany, niuansów, bogactwa doświadczeń w kilku akapitach poprawionych przez jakiegoś edytorskiego półboga.
Z Wikipedii trzeba się wypisać, zanim cię wpiszą. Póki jeszcze masz kontrolę nad własnym życiem i słowem. Dopóki nie poddasz się idiotycznej grze w bycie „notable” według reguł wymyślonych przez ludzi, którzy nawet nie wiedzą, kim jesteś.
anonimowo można więcej. istoty publiczne muszą liczyć się z każdym słowem, czy gestem. a hejt, to dopiero religia. zrzesza całe rzesze tych, którym nic innego w życiu nie wyszło, więc żyją z plotek i pomówień.
OdpowiedzUsuńwyjątkowo drażni mnie brak profesjonalizmu, mam z tym problem. W sieci nie jesteśmy anonimowi, żadne pobożne życzenia tego nie sprawią.
Usuń