sobota, 1 lutego 2025

Luki we śnie w święto św. Brygidy

 


Nie jestem tkaczką, jestem poetką.
Dlaczego? Może wolałabym tkać, ale nie.

Na przykład Paddy:
idziemy na piwo, śmieje się, że kupiłam
dwie pary identycznych butów.
Dwie sukienki, jakby jedna to było za mało.
Ser, tosty, czarne piwo,
dźwięk gwiazd w gardle.

Budzę się w galerii,
a walizka pełna wierszy i wełny.
Brygida przynosi teksty,
każe czytać.
Po irlandzku, jakbym umiała.
Czytam i widzę,
że nikt nie słucha,
ale ściany chłoną każde słowo,
każdy błąd.

Brat ma pretensje,
że nie dzwonię.
Jestem bezradna, on rozczarowany.
Właścicielka księgarni podaje mi nożyczki,
mam wyciąć nosorożca
z szarego materiału,
precyzyjnie,
żeby nie skaleczyć powietrza.

Wystawa oddycha moim nazwiskiem.

A potem już tylko ulica.
Pusta, czekająca na autobus.
Zamiast biletu,
krzyż świętej Brygidy –
pleciony ze snów,
z rozmów o polityce,
z oddechu Dublina,
z każdej chwili.

Pierwszy dzień wiosny.
Trawa jeszcze nie wie,
że zaraz wybuchnie.

1 komentarz:

  1. Krzyż świętej Brygidy jest jak wiatraczek odpędzający całe zło tego świata, a że ze snów, słów i chwil upleciony tym prawdziwszy.
    Jest jakiś jasny promyk w tym wierszu:)
    M

    OdpowiedzUsuń