na desce przyozdobionej plastikowymi kwiatami
(i wciąż była tam plama, ta po buraczkach,
która nie schodziła od Bożegonarodzenia),
powiedziałam: nie umiem całować.
Nie wiem, gdzie kłaść usta, czy na krawędzi policzka,
czy między powiekami, czasem otwierają się nagle,
jakby nie było żadnego dobranoc.
Próbowałam nauczyć się od muszek owocówek.
Opierały się na bananach w kuchni i pozostawiały
ślady, chociaż nie pasowały do mojego wieku.
Przecież to nic trudnego – mówiła matka,
podając mi plaster jabłka, który pękał pod zębami,
jakby chciał krzyczeć, ale zapomniał języka.
Zapytałam wtedy, czy kosmos
można dotknąć przez coś innego niż czerwień.
Odwróciła się i zaczęła zeskrobywać tamtą plamę,
krojąc powietrze w takie same, równiutkie kawałki.
Można, przez najszarszy błękit🐦⬛
OdpowiedzUsuń🩶
Usuńniepokój wygląda spod każdej linijki. życie bez instrukcji. bez przewodnika. i nikt nie potrafi opowiedzieć, jak być powinno. tylko tyle, że znów się nie udało.
OdpowiedzUsuńpodpisuje sie pod tymi słowami
UsuńDziękuję 🩶🩶
UsuńPiękne 🩶
OdpowiedzUsuń🩶
UsuńMargo, czy mogę namalować te gruszkę ?
OdpowiedzUsuńMaluj :)
Usuń:-) fantastycznie, jak tylko ustoję.
UsuńWidzę typowy dla Vermeera obraz. Kobieta skierowana w lewą stronę, ubrana w fartuszek. Tylko zamiast nalewania mleka czy patrzenia w okno, zajmuje się krojeniem nocy.
OdpowiedzUsuńDobre widzenie, uściski :*
Usuń