sobota, 25 stycznia 2025

Wyspiarska codzienność i inne podróże

 




Tekst Moniki zainspirował mnie do napisania kilku wniosków. Zdarza się, że ludzie patrzą na życie na emigracji przez pryzmat uproszczeń. Tęsknota, frustracja, wyobcowanie – stereotypowe kalki, które nijak nie pasują do mojej rzeczywistości. Każdy ma swój powód, swój rytm. Nie jestem tu, by analizować cudze motywy – nigdy tego nie robiłam, nawet w Polsce. Moja codzienność jest zbyt pełna wyzwań i zajęć, by tracić czas na zbędne sprawy.

Ogromnie cenię przyjaźń z Kasią z Krainy Deszczowców – nasze rodziny bardzo się lubią, a rozmowy z nią to czysta przyjemność. Podobnie z Gosią – wspólne eksplorowanie zachodniego wybrzeża to nasze małe tradycje, które dodają koloru do codzienności. Z Irlandczykami mamy swoją przestrzeń – coffee time, bywają wspólne święta, czasami wystawy czy wydarzenia artystyczne, na które jestem zapraszana przez moich artystycznych przyjaciół. Bywamy tu i tam, staramy się korzystać z życia, ale na moich zasadach.

Nie szukam sztucznej bliskości. Lubię swoje grono, naturalne flow, jest luz, uprzejmość i trochę śmiechu. Narodowość? Nie ma znaczenia, liczy się jakość relacji, a nie pochodzenie. A ludzie? Są jacy są. Ani mnie grzeje, ani ziębi, co robią czy mówią. Chyba że mam lato w rytmie disco polo od sąsiada – wtedy pojawia się ochota na emigrację wewnętrzną, najlepiej gdzieś na odludziu. Ale póki co, miejskie peryferie muszą wystarczyć.

Córka często mówi: Mamo, odłóż aparat, to są chwile do zapamiętania dla Ciebie, a nie dla innych. I tak robię coraz częściej. Bywają migawki w moim Insta stories, ale tak jest, że zabieram aparat i w ogóle go nie wyciągam. Z wiekiem robię się nie tyle mniej dostępna, ale więcej zachowuję dla siebie. Może więcej jest wtedy w moich tekstach, tak jakoś.

Życie tutaj to nie manifest o przynależności narodowej, a po prostu krajobraz dla mojej własnej historii. Mam zbyt dużo do zrobienia, by angażować się w sprawy, które nie są dla mnie istotne. Moja przestrzeń, moje zasady, i to wystarczy.

8 komentarzy:

  1. A ja myślę że jest i tak i tak. Ze sa tacy którzy tęsknią i złe się czują na obczyźnie i są tacy którzy czują się dobrze. Bo wszedzie by było im dobrze. Tylko we własnym kraju niekoniecznie. Ze bywaja różne powody emigracji. Bardzo bym chciała emigrować dlatego dociekam i patrze i czytam i słucham co ludzie mówią. Co piszą. Lubiłabym kraj wyspę na której ludzie by się wzajemnie nie zmuszali do życia na jedno kopyto. Pod linijkę. Ale byłyby kontaktowi i życzliwi bez wścibskości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętasz napisałam takiego posta o nielubieniu. Jakie są znaki gdy ktoś ciebie nie lubi potem przeniosłam to wprost na blogownie. Sporo czytaczy sądziło że to moje są dylematy. No nie moje. Nie mam czasu I życia na śledzenie ściganie porównywanie dociekanie i nagonkę ani charakteru. Zemsta jest mi obca. Chciałabym żeby w prawdziwym życiu też tak było można wyjść i już.

      Usuń
    2. Ludzie i ich doświadczenia emigracyjne są różnorodne, a to, jak się czujemy w nowym miejscu, często zależy od tego, ile siebie damy innym. W Irlandii przestrzeń wspólna – puby, kawiarnie czy parki – ułatwia budowanie relacji bez wchodzenia w prywatność. Irlandczycy zapraszają do domu, gdy chcą głębszej więzi, ale szanują granice, co daje poczucie komfortu. To od Ciebie zależy, ile otwartości okażesz innym – tu naturalnie wyważasz dystans, żyjąc w miejscu, które ceni różnorodność i pozwala być sobą. Pewnie też są miejsca ze wścibstwem itd. To tylko ludzie tworzą te wszystkie bariery, które nas drażnia.

      Usuń
    3. Inie chcę się wcinać Monice, ale napiszę Ci, że nie jesteśmy podobni do Irlandczyków, ani ani.

      Irlandczycy mają bardzo specyficzne poczucie humoru – cięte, pełne ironii i czasem z nutą sarkazmu. To humor, który wymaga dystansu do siebie i rzeczywistości. Potrafią żartować na własny temat, ale równie szybko wyczuwają fałsz czy pretensjonalność w innych. Ich reakcje, gdy coś im się nie podoba, bywają bardzo ostre. Są waleczni i nie boją się wyrażać swojego zdania, zwłaszcza gdy czują, że naruszane są ich wartości czy zasady. Co ciekawe, mimo tej waleczności, nie lubią konfrontacji w codziennym życiu. Wolą unikać otwartych konfliktów, a jeśli już coś ich poruszy, potrafią subtelnie dać do zrozumienia, że coś jest nie tak – choć czasem ich reakcja może być zaskakująco dosadna, zwłaszcza w sytuacjach publicznych czy dotyczących spraw społecznych.

      Ta mieszanka humoru, waleczności i niechęci do otwartej konfrontacji tworzy ich unikalny charakter. Polacy, którzy na ogół są bardziej bezpośredni w swoich reakcjach, mogą na początku mieć trudności z odczytywaniem tych niuansów. Jednak z czasem uczą się doceniać tę irlandzką specyfikę, która wynika z długiej historii walki o tożsamość i niezależność, ale także z ich głębokiego przywiązania do wspólnoty i dobrych relacji międzyludzkich.

      Irlandczycy i Polacy, mimo że obie nacje są katolickie, różnią się znacząco pod wieloma względami. Katolicyzm w Irlandii różni się od polskiego. W Irlandii, oprócz katolików, ważną rolę odgrywają protestanci, co wpływa na sposób postrzegania religii i jej miejsca w społeczeństwie. Polska kultura jest natomiast głęboko zakorzeniona w jednolitej, katolickiej tradycji, gdzie Kościół odgrywał szczególną rolę w walce o tożsamość narodową. Nawet w kwestii picia – choć oba narody mają reputację „lubiących” alkohol – w Irlandii dominuje kultura pubów, celebrująca towarzyskie spotkania i spontaniczne rozmowy, podczas gdy w Polsce picie często ma bardziej „domowy” charakter i bywa związane z ważnymi okazjami czy wydarzeniami rodzinnymi. Polacy, to moja opinia oczywiście, wyjeżdżają do Irlandii nie z powodu podobieństw, ale dzięki temu, że Irlandia zapewnia przyjazne warunki do życia, pracy oraz otwartość na różnorodność. To różnice między nami czynią relacje interesującymi i inspirującymi.

      Usuń
    4. o dziękuję ci bardzo Margo, bardzo :-)
      byłam ciekawa, bo skoro zaczęłyście dyskusje na temat stereotypów...to byłam ciekawa ile jest tego w takim pobieżnym :Polacy i Irlandczycy są tacy podobni...no na pierwszy rzut oka i historii oraz podobnych uzależnień, głównie picia. i katolickości. Ale ważne są niuanse. okzaujesie.

      Usuń
    5. a tak mi przyszło do głowy w obliczu Twoich porównań, bo podoba mi się irlandzkie podejście do budowania relacji, stopniowania relacji : Polacy zapraszali Ukraińców do domu w porywie serca ... i to było bardzo wzruszające, na krótką metę. I się narobiło teraz. Z tej wielkiej miłości bratniej przeszło w drugą skrajność. bo mam wrażenie, że robiąc takie rzeczy P. robią trochę na pokaz, bo inni, bo sąsiedzi, bo świat widzi...no i przede wszystkim pisdzielskie państwo z dykty dodatkowo skomplikowało sytuacje. przecież trzeba było tym ludziom pomóc. wiadomo. ale to zapewne temat osobny. bo i sytuacja osobna i bardzo skomplikowana.


      no i bardzo podoba mi się takie irlandzkie poczucie humoru :-) w moim typie.
      dobrej niedzielki Margo.

      Usuń
    6. Oj tak, ich humor bywa specyficzny i czasem potrafi zmrozić – ludzie są różni. Irlandczycy rzeczywiście są bardzo gościnni, ale jak każdy, mają swoje granice cierpliwości. Jeśli ktoś jest stale roszczeniowy i coraz bardziej nieuprzejmy, raczej nie znajdzie tu zrozumienia. Taki sposób bycia ma w sobie coś z postsowieckiej mentalności – stąd może być, jak jest.

      Dobrej niedzieli! 😊

      Usuń
    7. I jeszcze. Polacy lubią opowiadać sobie, że Irlandia „wstała z kolan” i porzuciła katolicyzm. Może faktycznie w Dublinie widać oznaki tej zmiany, ale na prowincji Kościół trzyma się bardzo dobrze. W szkołach regularnie odbywają się msze, a wiele szpitali jest zarządzanych przez zakonnice, co w dużej mierze wynika z braku specjalistów w sektorze medycznym.

      Sama stolica przypomina trochę narcyza – zapatrzona w siebie i z dystansem do reszty kraju. Prowincję określa się tu mianem „Culchies”, co nierzadko przybiera złośliwy ton. Miałam okazję słyszeć, jak z wyższością nabijają się z ludzi mieszkających poza Dublinem. Żenujące, ale niestety nieodosobnione. Ale jak się na tym nie skupiasz, to relaks. No i obsługa w aptekach może doprowadzić do czerwoności, ale ja to zrzucam na ich braki w wykształceniu kierunkowym, nie są tak lotni, jakbyś tego oczekiwała. U nas idziesz zrealizować receptę, i trwa to chwilę, a tu nie, zostawiasz receptę i wracasz po godzinie odebrać lek, wyliczony do tabletki, czasami błędnie, więc musisz wrócić, by powtórzono procedurę wydania. No i cytologię pobiera pielęgniarka w gabinecie GP, co czasami nie jest tak komfortowe, jak do tego przywykłaś. No jest wiele takich procedur, co drażnią, ale w PL pewnie inne rzeczy są nieprzemyślane. Do wszystkiego można przywyknąć, chociaż te apteczne sprawy, to jest czyste lenistwo. No i leniwy ten krajobraz, rozlazły, ale poczta działa świetnie, i jest pyszne masło. Prościej się żyje, bo nie ma wielu wygibasów. Na prowincji jest słabszy asortyment wszystkiego, może i lepiej. Hehe

      Usuń