Kto miał na mnie największy wpływ? To pytanie rodzi we mnie lawinę myśli i wspomnień – każde miejsce, w którym przebywam, każde doświadczenie czy potrzeba, kształtuje inną odpowiedź. Mieszkając w Irlandii, chłonę jej krajobrazy, tradycje i literackie dziedzictwo. Nie sposób pominąć Seamusa Heaneya – jego poezja, przesycona ziemią, mrokiem i torfem, a także sięgająca do korzeni mitologii i historii, jest jak zwierciadło tej przestrzeni. To z niej czerpię odniesienia, gdy szukam głębszych zrozumień dla miejsca, które mnie otacza.
Nie mniej istotna jest dla mnie twórczość Eiléan Ní Chuilleanáin – poetki, której wiersze pełne są warstw symboliki, mitologii i subtelności, jakby zaklęte w jej słowach miejsca i historie wciąż żyły, pulsując gdzieś tuż pod powierzchnią. Jej wiersze pozwalają mi na nowo spojrzeć na irlandzkie krajobrazy i kulturę – z jednej strony zakorzenione w tradycji, z drugiej otwarte na nowe interpretacje.
A jednak wpływy te nie ograniczają się do Irlandii. Moim literackim punktem odniesienia pozostaje wciąż Ingeborg Bachmann. Jej poezja, proza i listy są dla mnie nieskończonym źródłem inspiracji, wyzwań i dialogu. Bachmann potrafiła w swoich tekstach łączyć filozoficzną głębię z emocjonalną intensywnością, co sprawia, że jej słowa rezonują ze mną, niezależnie od upływu czasu.
I podkreślę tu jeszcze, że amerykańscy poeci również odcisnęli piętno na mojej wrażliwości. Frank O’Hara i jego wiersz Dlaczego nie jestem malarzem towarzyszy mi od lat. Jest jak poetyckie lustro, w którym przeglądam się, odnajdując własne artystyczne tęsknoty, pytania i wątpliwości. To właśnie z miłości do tego utworu zatytułowałam cykl tekstów w kwartalniku eleWator – Dlaczego nie jestem malarzem. Poetyka O’Hary, pełna codzienności splecionej z niezwykłością, przypomina mi, że sztuka jest w każdym geście i momencie, jeśli tylko potrafimy ją dostrzec.
Elizabeth Bishop fascynuje mnie swoją precyzją, zdolnością wydobycia piękna z detali. Sylvia Plath inspiruje odwagą i emocjonalną szczerością, a John Ashbery – intelektualną złożonością. Charles Simic, łączący surrealizm z codziennością, nauczył mnie, jak uchwycić niesamowitość w pozornie zwykłych rzeczach.
Literatura to dla mnie ciągły dialog, który wciąż ewoluuje. Coś, co przeczytałam wiele lat temu, wraca czasem nieoczekiwanie w nowym kontekście i rzuca światło na rzeczywistość. Trudno więc wskazać jedną osobę czy jedno nazwisko – inspiruje mnie cała różnorodność głosów, które do mnie docierają, splatając się w wielowymiarową opowieść.
Dlaczego nie jestem malarzem
O´Hara Frank
Nie jestem malarzem, jestem poetą.
Dlaczego? Chyba wolałbym być
malarzem, ale nie jestem.
Na przykład Mike'a Goldberga:
zaczyna obraz. Wpadam do niego.
"Siadaj i napij się" – mówi.
Piję. Pijemy obaj. Patrzę,
"Masz na tym SARDYNKI".
"Tak. Brakowało mi tu czegoś".
"Aha". Idę. Mijają dni,
wpadam do niego znowu. Malowanie
się posuwa i ja się posuwam, i dni
także. Wpadam do niego, Obraz
jest skończony. "Gdzie są SARDYNKI?"
Zostały tylko litery.
Zostały tylko litery.
"Było tego za dużo"– mówi Mike.
A ja? Pewnego dnia pomyślałem o
pewnym kolorze. Pomarańczowym. I zaraz
cała strona słow, nie linijek.
Potem następna strona. Powino być
o wiele więcej, nie koloru, ale słów,
A ja? Pewnego dnia pomyślałem o
pewnym kolorze. Pomarańczowym. I zaraz
cała strona słow, nie linijek.
Potem następna strona. Powino być
o wiele więcej, nie koloru, ale słów,
o tym jak straszny jest kolor pomarańczowy
i życie. Dni biegną. Nawet w prozie
jestem prawdziwym poetą. Mój wiersz
jest skończony, a nie wspomniałem dotąd
koloru pomarańczowego. Mam dwanaście wierszy.
nazwałem je POMARAŃCZE. I pewnego dnia w galerii
widzę obraz Mike'a, nazywa się SARDYNKI.
i życie. Dni biegną. Nawet w prozie
jestem prawdziwym poetą. Mój wiersz
jest skończony, a nie wspomniałem dotąd
koloru pomarańczowego. Mam dwanaście wierszy.
nazwałem je POMARAŃCZE. I pewnego dnia w galerii
widzę obraz Mike'a, nazywa się SARDYNKI.
[1956]
przełożya Julia Hartwig
i oryginał
Why I Am Not a Painter
Frank O’Hara
I am not a painter, I am a poet.
Why? I think I would rather be
a painter, but I am not. Well,
for instance, Mike Goldberg
is starting a painting. I drop in.
“Sit down and have a drink” he
says. I drink; we drink. I look
up. “You have SARDINES in it.”
“Yes, it needed something there.”
“Oh.” I go and the days go by
and I drop in again. The painting
is going on, and I go, and the days
go by. I drop in. The painting is
finished. “Where’s SARDINES?”
All that’s left is just
letters, “It was too much,” Mike says.
But me? One day I am thinking of
a color: orange. I write a line
about orange. Pretty soon it is a
whole page of words, not lines.
Then another page. There should be
so much more, not of orange, of
words, of how terrible orange is
and life. Days go by. It is even in
prose, I am a real poet. My poem
is finished and I haven’t mentioned
orange yet. It’s twelve poems, I call
it ORANGES. And one day in a gallery
I see Mike’s painting, called SARDINES.
Frank O’Hara
I am not a painter, I am a poet.
Why? I think I would rather be
a painter, but I am not. Well,
for instance, Mike Goldberg
is starting a painting. I drop in.
“Sit down and have a drink” he
says. I drink; we drink. I look
up. “You have SARDINES in it.”
“Yes, it needed something there.”
“Oh.” I go and the days go by
and I drop in again. The painting
is going on, and I go, and the days
go by. I drop in. The painting is
finished. “Where’s SARDINES?”
All that’s left is just
letters, “It was too much,” Mike says.
But me? One day I am thinking of
a color: orange. I write a line
about orange. Pretty soon it is a
whole page of words, not lines.
Then another page. There should be
so much more, not of orange, of
words, of how terrible orange is
and life. Days go by. It is even in
prose, I am a real poet. My poem
is finished and I haven’t mentioned
orange yet. It’s twelve poems, I call
it ORANGES. And one day in a gallery
I see Mike’s painting, called SARDINES.
Nie jestem malarzem i nie jestem poetą.
OdpowiedzUsuńMyślę, że jestem osobą, która ogląda i stara się zobaczyć te nieistniejące sardynki, myślę, że czasem je widzę. Nie jestem też poetą, ale myślę, że czasem jestem bliska odnalezienia w poezji koloru pomarańczowego. Tak myślę, ale myślę też, że mogę się mylić.
M
Droga M, a widzisz, Twój komentarz to czysta poezja – chociaż piszesz, że poetką nie jesteś, zdaje się, że w Twoich słowach tkwi niezwykła wrażliwość i subtelność, które mogą równać się z talentem wielu poetek. To piękne, że potrafisz dostrzec „nieistniejące sardynki” i szukać w poezji pomarańczowego koloru – bo właśnie w takich chwilach, w tej delikatnej grze wyobraźni, rodzi się sztuka. I nawet jeśli czasem wydaje nam się, że możemy się mylić, to poszukiwania są warte wszystkiego. Ostatecznie, czyż nie w nich kryje się sens tworzenia?
UsuńZauważyć coś czego inni nie widzą. - To jest dopiero coś...
OdpowiedzUsuńDziękuję, za ciekawą odpowiedź. Bardzo mi miło.
Cieszę się, że tak myślisz. Uściski
Usuńa mi się wydaje, że akurat malarzem, to Ty jesteś. choć przede wszystkim poetką.
OdpowiedzUsuń