Tytuł powieści Irminy Kosmali, Krótka historia nikczemności, przyciąga uwagę swoją paradoksalną zwięzłością i prowokującą treścią. Z jednej strony sugeruje pewną lakoniczność – opowieść skondensowaną, niemal szkicową. Z drugiej, odwołuje się do wieloznacznego pojęcia „nikczemności”, które może być zarówno moralnym osądem, jak i ironicznym komentarzem wobec ludzkiej natury. Tytuł działa jak zaproszenie do refleksji: czy mówimy o banalności zła, czy o jego wielości i niejednoznaczności? Może także prowokować pytania o granice między tym, co złe, a tym, co zwyczajnie ludzkie.
Jest w nim coś, co zatrzymuje, zmusza do zadumy i wstępnego odczytywania świata, zanim otworzymy książkę. Sama łapię się na tym, że wciąż czytam tytuł na głos, ale jeszcze nie zajrzałam do środka. Może to przez świadomość delikatnej tkanki poezji, a może po prostu potrzebuję chwili, by nacieszyć się samym tytułem – tak pięknym i pełnym obietnic. Irmina, którą miałam okazję poznać, jest dynamiczna, pewna siebie, piękna – i to wszystko zdaje się być obecne między wierszami już na samym progu tej książki. Jestem już jej ogromną fanką, zanim jeszcze rozpoczęłam podróż przez wersy tej prozy.
Piękna zachęta eM, byłaby świetną recenzją.. :)
OdpowiedzUsuńKiedyś pisywałam - mój punkt widzenia o książkach, może do tego wrócę, to dobry trening prozatorski :P
Usuńzachęciłaś kochana, a mię fascynuje słowo : nikczemność, prawie już nieużywanie...
OdpowiedzUsuńTak, zachwycam się.
Usuń