Dawid Jung – Alchemik Gniezna i jego Głosów
Glosy Dawida Junga to opowieść o Gnieźnie – mieście królewskim, miejscu przenikniętym historią i zapachem przeszłości, które staje się bohaterem literackiego dzieła pełnego poezji, refleksji i finezyjnej erudycji. Jung, jak współczesny bard, przywraca miastu jego duszę, nadając ulicom, rzekom i kamienicom nowy wymiar – ożywia je w języku, który jest niczym żywioł, medium pamięci, a jednocześnie narzędziem zachwytu i krytyki.
Gniezno w Glosach nie jest tylko scenerią – to żywa tkanka, pulsująca melodią minionych epok, szmerem rozmów i echami spotkań. Jung, niczym alchemik, łączy sacrum i profanum, historię i współczesność, tworząc dzieło, które jest jednocześnie intymnym wyznaniem miłości i uniwersalnym traktatem o mieście jako organizmie, w którym współistnieją czas, ludzie i architektura. Można dostrzec w jego wierszach echa Norwida, który szukał sensu w codzienności, czy Goethego, którego literackie obrazy często ożywiały przestrzeń miasta, jak w Cierpieniach młodego Wertera. Jung jednak robi krok dalej – nie tylko celebruje Gniezno, ale je analizuje, pozwalając swoim glosom wybrzmieć jako wielowarstwowym opowieściom, które łączą przeszłość z teraźniejszością.
Poetycki mikrokosmos Junga
W wierszu [35] Jung tworzy wizję języka jako istoty transgenicznej – wyjętej z ust martwych poetów i alchemicznych laboratoriów, ale także przemawiającej głosem spalonych za przemyt kupców czy budowniczych świątyń. To język historii, przesiąknięty zapachem cynamonu i wanilii, język pachnideł i wywarów, który w rękach Junga staje się medium dialogu między przeszłością a teraźniejszością.
język transgeniczny, wyjęty z pokładów ziemi,
z ust martwych poetów, miał przestrzegać,
być pochodem, korowodem tańczących,
skradziony z chemicznych laboratoriów, hermetycznych sal,
odebrany kupcom spalonym za przemyt cynamonu i wanilii,
język pachnideł, mielenia i wywaru,
Podsłuchany pośród pokanownyamch z Troi, pośród budowniczych świątyń,
sypkich katedr schnących w słońcu, jałowych jak odkażony bandaż,
język atrium i palatium, taniej służy, uciekających armii,
teraz chłopcy w rzekach śpią nadzy, w mulistym dnie pod kratami.
Obraz kończący – chłopcy śpią w mulistym dnie pod kratami – jest uderzający w swojej brutalności. Kontrastuje z duchową urodą języka, przypominając, że piękno i zniszczenie zawsze idą w parze. To właśnie w takich chwilach Jung objawia się jako piewca codzienności, która – choć często naznaczona cierpieniem – pozostaje niezaprzeczalnie czarujaca.
Język, jak pisze Jung, jest „podsłuchany” – nie tyle stworzony, co przejęty, uchwycony z powietrza, z ziemi, z historii. Pod kratami, kryje się niepokój – brutalna rzeczywistość współczesności kontrastuje z duchowym pięknem języka, które wydaje się być zagrożone.
Glosy jako dialog z miastem
Glosy, które towarzyszą wierszom, są niczym przypisy do historii – pełne intymnych refleksji, literackich aluzji i szczegółów życia codziennego. W jednej z glos narrator opowiada historię kamienicy na gnieźnieńskim rynku, gdzie echo dawnych kramów, żydowskiej dzielnicy i przedwojennego życia wciąż odbija się w murach.
Jarku, przyjdzie po mnie rzeka i muł, posłużę iłom za foremkę. Tak widzę te ciężkie dni nade mną, gdy słońce się pospiesznie wygasza. I cichnie wiatr. I oddech słabnie. Wybacz tę ckliwość, inaczej bać się nie potrafię. Pozwól więc, że zamiast o sobie, opowiem ci historię kamienicy w której mieszkach. Największa na rynku, skąd głośni turyści idą w stronę katedry. Musiała powstać w XIX w., bo nic z tego kwartału miasta po wielkim pożarze nie ocalało, stracone na zawsze jaki rzeźników, kramy antykwariuszy, żydowska dzielnica. Gdyby przyłożyć ucho do ziemi, jak do morskiej muszli, słychać jeszcze czyjś płacz. Twoją kamienicę, gdzie wydawano żołnierzom obiady, wspomina Jan Lechoń, Ja Teuton, ty Tatar, bękarciątka najkochańszej Rzczypospolitej (...).
Pojawiają się w glosach nazwiska wielkich twórców – Lechoń, a winnych również Goethe czy Herbert – jakby Jung zapraszał ich do rozmowy. Jednocześnie glosy mają wymiar osobisty – narrator dzieli się swoimi obawami, emocjami i skrawkami wspomnień, które stają się pomostem między przeszłością a teraźniejszością.
Wielogłosowość Glosów
Glosy są polifoniczne – to nie tylko wiersze, ale też fragmenty rozmów, analizy, historie opowiadane na nowo. Jung przypomina, że miasto nie jest martwym zbiorem budynków – to żywy, oddychający organizm, pełen ludzi, dźwięków i emocji. Jego twórczość można porównać do malarstwa Bruegla, który w codziennych scenach odnajdywał uniwersalne prawdy, czy monumentalności Mickiewicza, który potrafił jednocześnie opisywać małą ojczyznę i całą Rzeczpospolitą.
Jednak to, co wyróżnia Glosy, to ich współczesność – spojrzenie autora, który, choć głęboko zakorzeniony w historii, czerpie z teraźniejszości, z jej języka i rytmów. Oddaje językowi rytm i melodię, dzięki czemu jego wiersze zdają się śpiewać.
Gniezno w nowym świetle
Dawid Jung uczynił Gniezno swoją muzą i bohaterem. W jego twórczości miasto zyskuje nowy głos – mocny, przenikliwy i pełen miłości. Jego Glosy to zaproszenie do spaceru po uliczkach, zakamarkach, do zanurzenia się w czasie, który, choć minął, wciąż żyje w murach, języku i wspomnieniach.
Jung przypomina nam, że historia to nie tylko zapiski w kronikach – to przede wszystkim słowa, które potrafią ożywić dawne życie, nadając mu nowy, nieśmiertelny rytm. Dzięki Glosom Gniezno zyskuje swojego piewcę – alchemika słowa, który zachęca nas, by zakochać się w tym, co nieuchwytne, ale wieczne.
Dawid Jung Glosy Gniezno 2017
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz