wtorek, 15 października 2024

Wypchane kieszenie

 



Nie wszystko, co zapisałam lubię.
Starannie badam dłonie — lewą i prawą.
Wystukuję obsesyjną miłość do siebie, do Paddy'ego,
dzieci, powietrza, oceanu, nosorożca, łagodnych owiec.

Paddy nie znosi wyliczeń. Przedmioty
zaczynają walczyć o prymat, przybywa epitetów,
kwiaty usychają. Czuję, jak zbliża się śmierć —
intymna, nieznana, a jednak nonszalancka.

Inicjując pęknięcie więzadeł, rzucamy się w otchłań.
Licząc palce z mocą, jakby siła pochodziła z zewnątrz.
Jesteś snem, żywą księgą o ostrych krawędziach —
literacką machiną, która porządkuje świat,
tropi szczegóły, rozszyfrowuje chaos.

I nagle uderza zapach kapuśniaku, pieczonego chleba,
prażonego kminku. Od rana przymusowa praca.
Cisza — ten rodzaj spokoju — przychodzi,
gdy wszystko wydaje się na swoim miejscu,
choćby na chwilę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz