niedziela, 28 lipca 2024

Aromat suszonych moreli i śliwek





Odbyliśmy kilka rozmów. Później była kawa za kawą.
Dlatego nie powracałeś w snach z ogromnymi sylwetkami,
za przyciemnionymi szybami. Gdzieś wysoko uwięziłam strach.

To był kiepski dowcip o Dolores. Leży w szpitalu w Limerick.
Kłótnia nie zawsze kończy się śmiechem; najczęściej się nie kończy.
Wtłacza nas w kolejne kpiny (po alkoholu). Później już nikt nic nie wie.
Śmieję się otwarcie, głośno, przez łzy.

Jesteśmy dla siebie narkotykiem, światłem,
którego diabli nie wzięli. Czy mamy miejsce na wszystko
co zakwitło? Tęsknimy za letnim deszczem,
za Mullaghmore, lnianymi ubraniami.

O wielu parszywych rzeczach i osobach zapominamy.
Rozmawiamy o liryce, o tym, co zrobiliśmy i zrobimy.
Odbijamy się w oczach, na powierzchniach kieliszków,
skórze. Dzisiaj spoglądam w bezchmurne niebo,
na ślamazarne owce. Opowiadam im o sobie.
Nie palę, nie rozglądam się po spiżarni.


2 komentarze: