Nie przyznawaliśmy się do siebie,
do sytuacji, w których każda rzecz
zmieniała się w miarę ilości wypitej wody.
Dlatego zajęłam się wycinaniem zarośniętego ogrodu.
Paddy wrócił, lecz nie pamiętał w jaki sposób otworzył bramę,
później opadał miękko i znowu ulotnił się w poduszki, w objęcia.
Przywykłam do poranków, spojrzeń z pozornie utraconą zdolnością
skupienia. Do postaci o skórze w kolorze kawy. Skurczone mrozem
próbowały oskrobać rdzę. Wołały jak mam iść stąd, dotrzeć dotąd.
Biegłam, a one schodziły się i ukrywały w zaroślach.
Opowiadały swoje historie, drżały im ręce.
Wtedy zatoka pokryła się bezludnymi wydmami.
🤍
OdpowiedzUsuńJestem tak bardzo zmęczona, że źle odczytałam tytuł Twojego tekstu i czytam, i czytam gdzie te listy pełzające.
OdpowiedzUsuńGrafika trochę horrorowata no i taka pełzająca:)
M.
Odpocznij kochana :*
UsuńCz to zdjęcie ogrodu?
OdpowiedzUsuńCzarny bez z ogrodzenia :)
Usuń