Niektórych poezja zbawia, bawi do łez, do podciągania nosem, przenoszona w dłoniach, przez synapsy, bezpośrednio z mózgu do kory nadnerczy, delikatnie.
A mnie drażni, tuż za uchem, w zadrapaniach, w pokrzywce, pod kolanami i w dołkach obojczyków. Do krwi.
Mijam zamki, mury, bramy. Układam historyjki o właścicielach fatalnie zaparkowanych samochodów. Wydostaję się z kręgu słów przeklinających. I nie są to śmieszne nazwy, nie są nawet drwiące, ironiczne.
Zanosi się zimna jesień, wstęp do lodowatej zimy. Porywczej. Gasnących świateł, miast, wąskich dróżek, szos z rozsypanym miałem węglowym. Z drugiej strony poeta. Ten ma łeb.
Cóż "Depczemy tę półkulę stopą nieuważną" i ponosimy tego konsekwencje, a poeta/poetka ma łeb, tylko mur jest już do nieprzebicia.
OdpowiedzUsuńTak się jakoś bardzo smutno porobiło...
UsuńLubię poezję, ale jestem wybredna...albo właśnie nie. :D O dziwo najbardziej lubię poezje dwóch blogerek. :) Wiem, że mało kto cieszy się tym deszczem, potem śniegiem, ale ja tak. Pozdrawiam Cię serdecznie, miej radosne dni. :)
OdpowiedzUsuńSciskam ciepło :) miej dobry czas
UsuńPoezję lubię od kilku twórcow, a poza tym raczej sięgam po prozę :D
OdpowiedzUsuńPoezję lubię od kilku twórców, a poza tym to raczej sięgam po prozę :) Jesień ma swoje uroki czasami, chociaż częściej wysysa enegię :D Dobrego weekendu!
OdpowiedzUsuńU mnie ostatnio więcej prozy, ale bez poezji to już nie potrafię, taka krew moja naznaczona. Uściski i wzajemnie dobrego.
UsuńPoezje czytałam, czytam i będę. niepokojąca i wzruszająca.
OdpowiedzUsuńOby zima była dla nas życzliwa...
OdpowiedzUsuń