sobota, 28 września 2019

Za oknem




Nie pokemony, lecz błękitne wieloryby szkodzą na śmierć.
Chociaż synowie spokojnie śpią, do szkoły zabierają kanapki
z chleba razowego.

Zamieniamy pisownię w telefonach jednym przyciskiem.
Z wiadomości o kodach, retrospekcji, głebokim żalu
wybieramy milczenie.

Ludzie nie wiedzą, czym jest śmierć, gdy skaczą z mostu,
albo z dachu. W liście jest coś o świetle otworu, 
o plikach, błyskach i o szkle, które nie wyglądało na szkło.

Poetka opowiada, jak bardzo nie lubi poezji.
Usprawiedliwia pijaństwo. Kłamie. Odwracam płytę
w analogu. Sklejam się, a krew brudzi kąciki ust.
Co mnie obchodzi cudza ulga, przerażenie czy pretensja, 
kiedy wciera krem w cellulit kształtnych ud i bioder.
Nie patrz - mamrocze. Jesteś wolny, jeżeli potrafisz się powstrzymać.
Od szkaradztwa, zmarszczek, narzekania na ból – drętwieję.

Aż w końcu przyszła wyczyścić pamięć, jak wiosną ziemia się odsłania.
Na domiar złego mięknę, mam w sobie ludzką godność.
Staroświecki charakter, zasady wyciekające z kręgosłupa.
Wygląda, jakby wszystko, co go okala, było mięsistym cieniem,
dopóki nie wschodzi słońce. Wymyślną maszyną do znoszenia
wizji i halucynacji. Na jawie nikt nie zwraca uwagi
na ciszę. Różne formy życia.


 


3 komentarze: