sobota, 25 maja 2019

Grunt





Ciepło wypływa z domów, 
a może przedostaje się do nas, bezwolnie, 
zmienia smaki snów, zbóż, całego tego ustrojstwa, 
które cyklicznie wyrasta, przerasta, snuje się i zapada w siebie.

Czego chcesz, kiedy wzywasz jego imię nadaremno. Z litanii 
układasz parafrazy, twórczość bliska kpiny, jakieś zabawy, 
wciąż nie rozumiem. Kto zamieszkuje wieżę, 
chowa pod kamieniami tytuły piosenek. Późną nocą 

znowu sobie zaprzeczam. We śnie. 
Odwracam od siebie szczęście, 
a przecież raz mogłoby być inaczej. 
Bez pytań o sens, punkty zwrotne. 

Śledzę ślad ścieżki na szybie i widzę ucieczkę. 
Przed brzegiem wody, wypełnionym alienacją, niczym. 
Jeszcze później, kiedy przestanę tonąć, pojawi się dzień 
i cały galimatias zniknie. Wyparuje. 

Mówię na głos, by odwrócić uwagę od tego, co mnie dręczy 
pod stopami. Krawędź coraz bliżej.

3 komentarze:

  1. Zamyśliłaś się Małgosiu... Cokolwiek Cię dręczy, minie. Dobrego dnia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oby dla nas, ludzi, dobrze to się skończyło :) pozdrawiam Adamie.

      Usuń
  2. nie lubię krawędzi, nie lubię się zbliżac do krawędzi.... strachliwa jestem.

    OdpowiedzUsuń