środa, 19 grudnia 2018

Skazani na zwierzęta



Jesteśmy spokrewnieni ze zwierzętami i nie rozumiem, dlaczego na nie polujemy i zabijamy, często bez sensu, przekraczając granice reguł, które ktoś wciąż zmienia, by pokonać coś w sobie albo zwyczajnie, aby popisać się przed innymi. Wystarczy wspomnieć słonie i nosorożce. Proceder kwitnie, a winni od zawsze mieszkają w Azji. Zgrabne wytłumaczenie. Nasza skłonność do przerzucania odpowiedzialności, mylenia faktów i totemicznego myślenia, wciąż pozwala jedynie dostrzec ich przydatność w ciągłej antropomorfizacji w literaturze i sztuce. A jakie jest znaczenie zwierząt w ekosystemie? To znaczenie rozmywa się, coraz częściej kochamy je tylko na papierze i w przenośni. Oczami bohaterów z bajek i filmów wręcz ubóstwiamy. Przypomniałam sobie kadry z filmu Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć, kiedy Newt Scamander przemawia do bajecznych gatunków. Ten rodzaj rozmowy wymaga cierpliwości i one, zwierzęta skupione na głosie i gestach, odkrywają się jedno po drugim. Z drugiej strony strach i nienawiść uniemożliwia racjonalne podejście do zwierząt i w łatwy sposób, czasami płytkim cięciem, prowadzi do śmierci.

Jednym z najdłużej żyjących ssaków na ziemi jest nosorożec. Ale możliwe, że współcześnie ludzie przyczynią się do zagłady tego stworzenia. Przez wiarę w zabobony i chciwość. Wielu artystów uosabia nosorożce. W filmie Czas nosorożca z Monicą Bellucci, poetycki i niezwykły obraz wyalienowanych, zagrożonych wrażliwców przenika się wzajemnie i nadzwyczajnie scala, walczy z ponadnaturalną, zdominowaną przez agresywne ssaki historią życia i śmierci. Jak łatwo o unicestwienie delikatnego stworzenia, przekonujemy się dość szybko. Myślę, że masowe mordowanie zwierząt, które są pod ochroną, doprowadzi rasę ludzką do wyginięcia chwilę po nosorożcach. Możliwe, że trochę to potrwa, ale w przyrodzie nic nie uchodzi bezkarnie. Obserwuję, jak zmienia się klimat. Wycinając lasy i puszcze, powodujemy, że tlenu jest coraz mniej. W innym miejscu wypalanie lasów tropikalnych przez producentów oleju palmowego prowadzi do globalnej ekologicznej katastrofy. Wydobywanie węgla kamiennego i przemysł, produkcja gazów ciężkich i pyłów. Topiący się lodowiec. Uważni obserwują, co się dzieje, a przywódcy państw przerzucają odpowiedzialność jeden na drugiego. Próby jądrowe w oceanach, zanieczyszczanie wód, śmierć rafy koralowej, rytualne mordowanie grindwali, mam wymieniać dalej? Trujemy, co się da i ile tylko można. To nam naprawdę nie ujdzie na sucho. Przejmuję się tym i często wspominam w wierszach o współuczestnictwie ludzi w zagładzie świata. Jeżeli nie dojdzie do globalnego zainteresowania ekologią, Ziemia umrze i tyle będzie z naszej sztuki, literatury i muzyki.

To opowieść bez końca. O ciągłych podbojach, mordach i sprzecznych emocjach. O nieustającym, trwającym od jakiegoś czasu nieszczęściu świata, ciągłej walce człowieka z naturą. Czy rzeczywiście wygrywamy? Przy nadprodukcji plastiku, który później wypluwają oceany, wciąż jesteśmy z tyłu. W pewnym sensie nie mamy szans; czy ktoś już to zauważył? Nawet w grze o przetrwanie napotykamy problemy z rozmnażaniem, nikt nas już tu nie chce, ciekawe, ile czasu zajmie ludziom pojęcie przegranej, jak długo będziemy ewoluować, by autoreplikacja była pożyteczna dla wszystkich i nie była jedynie indywidualnym procesem godzenia się z naturą. Kiedy myślę o uciekaniu, zastanawiam się, co to znaczy, skoro na każdym kroku natykam się na cmentarzyska. Ścięte lasy, pozostałości po kopalniach, ścieki spływające do rzek, ludzkie szczątki przenikające do wód gruntowych. Moje wyobrażenie, ile uniesie? Kiedy kilka lat temu rozpoczynałam przygody czytelnicze z powieściami Margaret Atwood, wszystko traktowałam, jakby było na niby, podziwiałam jej wyobraźnię, to, jak fantazja może być nieokiełznana i fascynująca. Dzisiaj widzę, że owe halucynacje, tak wtedy myślałam, mają rację bytu, zmieniają się w rzeczywistość. Margo powinna dostać Nobla za wizjonerstwo, bo przecież nie chodzi tylko o literaturę, ale również o przetrwanie gatunku ludzkiego. Coś w tym jest prawdziwe, kiedy w sensie literackim człowiek walczy z naturą i sytuuje siebie ciut wyżej. Gdzieś na poziomie kultury przegrywamy. Oczywiście literaci wykraczają poza język, potrafią w pięknych słowach chwytać nastrój życia, trzymać go blisko, nazywać i desygnować rzeczy, jednak wciąż nie doceniają tak prostych procesów, jak zmiana klimatu. Może nie wszyscy, bo jednak są tacy, którzy potrafią to ukazać jako dramat. Potrafią przestraszyć, ale i tak nic z tego nie wynika. Przestrzeń wokół nas gęstnieje, smog wypełnia płuca, dostrzegam jego ludzką twarz, kiedy ptaki milkną i już nie rozpoznaję nieśmiałych marzeń. A przecież jest tyle interesujących rzeczy wokół.

Różowy pieprz, jeżówka purpurowa, kredki karminowe, zwinięte liście. Rulony wyblakłego papieru. Układam mozaiki z wyschniętych much, które nagle opadły na parapet. Właściwie istoty żywe wymazują z natury gatunki wydmuchane wiatrem. Zapisują potomków w odpowiednim kodzie, szczęściu i nieszczęściu, zależy od osobliwości. A później stoję z metaforą w dłoni i zastanawiam się, czyje pragnienia odważam, układam na półkach, trwonię cudze wyobrażenie. Wyobraźnię trawię sepią, doświadczeniem, które replikuje się po każdej przespanej nocy.

Jeśli nigdy nie istniała rzeczywistość, to co mają powiedzieć bohaterowie powieści Wioletty Leśków-Cyrulik, którzy na dalekiej Północy starają się wyjść poza marzenia? Z uwikłania, a może z uwięzienia na wyspie odsłania się kwintesencja piękna. Mimo toczonej wewnętrznej walki, ludzie zauważają, jak wypełniają się ich dni. Narodziny, dojrzewanie, śmierć i wszystko w czasie życia, pracy w szkole, zabawy. Intymnych spotkań skorelowanych z niechęcią, bo przecież my, ludzie, nie mamy tylko łatwych dni. Podążamy za głosami, szukając dziurki od klucza, która byłaby idealnie synchronizowana z nami. Wikłamy się w ciała, adekwatne lub mniej. Dopasowujemy się do otoczenia, spotykamy z naturą, życiem zależnym od innych. Obliczamy straty, cierpimy, próbujemy stworzyć coś swojego, adekwatnego i mówiącego coś o świadomości.

Opierając się na istocie życia, w momencie odczłowieczenia, jesteśmy również zagrożonym gatunkiem. Możemy rozsypać się w każdej chwili. W lęku uczłowieczamy się bardziej, dostrzegamy pewną symetrię ze zwierzętami, podążamy za transformacją, która w nas trwa, i bronimy słabszych, podkreślając pokrewieństwo. Czy faktycznie ludzie rozumieją ten rodzaj zależności życia? Ciągłego przechodzenia pomiędzy człowiekiem a zwierzęciem? Wikłania się w kulturę, wyplatanie z natury wianków i wymyślanie, w którą stronę mają odpłynąć? Zmyślam trochę, ale zasadniczo próbuję nas bronić. Wypełniam wyobraźnię, przestrzenną i bezludną, gdzie mieszkają jedynie stworzenia zrodzone z ludzi i zwierząt.

Mleczne dziecko

Odpowiadam na ślady. W Europie, poza nią, wszędzie tam,
gdzie wiatr i brak braków. Właściwie nie ma takiego miejsca.
Na skórze nadmiar czekolady – o, tam i tam.
Nie możesz oddychać? Świst.

Później wyciągniesz ze słoika nutellę. Palcem.
Ludzie umierają bezgłośnie. Przynajmniej nie czują
zapachu intensywności powagi, z jaką wypowiadamy
sentencje. Wciskam pięć razy „w”, a powinnam „e”.
Obok siebie. Jesteśmy obce.
Wielkie krainy bydła, znalezisk, dawnych miast. Oni wiedzą,
one widzą, potem zacznę malować. U schyłku. Można wszystko
wymarzyć, zaciekawić przyjaciół, wymazać. Przeciągnąć ręką po białych
grzbietach koni. Pozwoliłam im zatrzymać się w locie, przy hinduskiej
ulicy. Ożywiamy smaki, bez wyrzutów sumienia. I nie mdli cię.

Wciąż myślę, że to unik. Wykwit. Wyciąganie płatków, jednego
po drugim. Wychodzenie zza firanki na śnieg, jakbyś była
zrobiona z pobladłej krwi i tiulu. Bez siły. Przezroczysta.


29 komentarzy:

  1. I wlasnie najdziwniejsze jest to, ze ludzie nie ogarniaja tej zaleznosci: nie musimy chronic ginacych gatunków dla nich samych - musimy je chronic DLA SIEBIE. Ziemia nie potrzebuje orangutanów, tygrysów, kiwi, ani wielorybów. Doskonale poradzi sobie z podwyzszonym poziomem mórz, chocby i o 10 metrów! Bez amazonskiej puszyczy, bez wielkiej rafy koralowej. Bez wielu odmian roslin. Po prostu zmieni forme, przeorganizuje sie. Tyle ze ta nowa wersja nie obejmuje w planach nas, niestety.
    I ci ludzie o wielkiej wladzy - którzy przeciez maja dzieci i czesto juz tez wnuki - nic sobie z tego nie robia... Naprawde nie przeraza ich wizja wlasnych wnuków na jalowej Ziemi?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Politycy i milionerzy myślą tylko o tu i teraz. A nawet nie, bo przecież w Polsce jest smog, a węgiel naszym przyjacielem jest. Utrapienie z tymi ludźmi :(

      Usuń
  2. Nawet nie potrafię się złościć. Próbuję ogarnąć swoje małe życie drapieżnika i złoczyńcy by nie żyć głupio. Nie zmierzamy jednak w kierunku natury czy ochrony. Przekuwamy swoje węglowe algorytmy w krzem. Marginalizujemy siebie nazywając to postępem. Zwierzęta to my.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też nie potrafię. Głupota już mnie tylko smuci. Uściski

      Usuń
  3. Może gdyby nie było ekologów . Właściciele na swojej ziemi a nie złodzieje w postaci wielu , wielu firm pasożytniczych. Może gdyby buty mógł naprawić szewc a kurtkę krawiec czy krawcowa . Może nie napisała by pani tego tekstu a może jednak mimo wszystko też...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie rozumiem, ale widocznie należało mi się.

      Usuń
    2. Nie przychodzę z siekierą. Nie umiem pani kochać ale myślę ,że fajnie bym się kiedyś nauczyła. Mogę dowyjaśnić ? Ekologów mam za bandytów i terrorystów...jakoś nie widzę pozytywów w ich działaniu, szczególnie gdy wynajmują alpinistów do protestów na wysokościach. Fakt jednostkowy (może ) ale prawdziwy. Mam kilkadziesiąt, może kilkaset drzew...juz nie wiem... Są moje, teren i wiele na nim. Nie zetnę wszystkiego i nie zniszczę by wybetonować bo gdzie potem będę żyła ? Jak będę żyła ? dzieci nie mam ale przecież ktoś ... Nie można oddać lasu komuś obcemu bo jemu nie zależy. wytnie i odejdzie. Swój wie ,że jak wytnie będzie musiał odejść a tego nie lubimy by zostawiać swoje pałace od pokoleń budowane. Szewc, krawcowa, miałam na myśli zaprzestanie tandety nienaprawialnej a powrót do rzeczy wartych naprawienia... przy mojej przypadłości zmiany są straszne....ale to na marginesie. Zwierzęta, choć o nich nie wspominam, są i mogą być jeśli nie wybetonuję swojego miejsca na ziemi. Wtedy razem musimy odejść, w końcu w nicość. Rozpisałam się a pisać nie umiem...może jednak wyłuska pani z tego odpowiedź.

      Usuń
    3. Nie jestem zupą pomidorową, serio. Wyłuskałam odpowiedź, tak mi się wydaje.

      Usuń
    4. Spotykani ludzie rzadko są tymi , których spotkać byśmy chciały. Zupa pomidorowa-a to ładne było.

      Usuń
  4. mówię to moim uczniom bijąc na alarm i ...widzę, że wciąż jestem gatunkiem osobnym, jakimś cudakiem nie jedzącym mięsa.mówiącym o śmieciach, efekcie motyla...
    ja wiem, ze zagłada nadejdzie
    i dobrze nam tak
    jesteśmy najgorszym co się mogło przytrafić tej planecie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. najgorszym zwierzęciem, fakt.

      Usuń
    2. Nie my, a kapitalizm jest najgorszym co się mogło przytrafić tej planecie. Ideologia szarańczy.

      Usuń
    3. A jednak gdyby nie ludzie, kapitalizm nie mógłby się rozwinąć...

      Usuń
    4. To prawda. Mam na myśli to, że niewielu (w skali globu) na tym korzysta, a jeszcze mniejsza ilość tym zarządza. Czyli większość ludzi też jest ofiarami.

      Usuń
  5. a tymczasem żyrafy wymierają po cichu....

    OdpowiedzUsuń
  6. Jesteśmy częścią przyrody, a w przyrodzie już tak jest, że wcześniej czy później gatunki inwazyjne, ekspansywne doprowadzają do zniszczenia żywiciela i do swojej samozagłady. Ziemię uczyniliśmy już wystarczająco toksyczną dla naszego gatunku i patrzymy w gwiazdy, szukając ucieczki. Nasze wielkie samouwielbienie jest jedynym śladem pozostawianym przez pokolenia następnym pokoleniom. Nie chcemy wiedzieć, że jesteśmy tak samo śmiertelni jak mrówka i nosorożec, więc wymyślamy sobie bogów i religie, i całą resztę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie jedynie pociesza fakt, że mieszkam ty na końcu świata i jakoś mniej do mnie dociera, chociaż dociera. Kiepskie ze mnie zwierzę, pewnie w stadzie zginęłabym jako pierwsza, z ludźmi też mi kiepsko idzie. Kisses

      Usuń
  7. Wydaje mi się, że powoli, ale jednak ludzkość zaczyna ogarniać, że podcina gałąź, na której siedzi, a dalsze takie działania zaowocują grzmotnięciem dupą o nieprzyjazny grunt.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Część ogarnia, część nie, niestety Ci, co nie, to podpalają np magazyny odpadów plastikowych we Wrocławiu i trują całą okolicę. Ech...

      Usuń
    2. Przypadki pewnych porażek intelektualnych są zazwyczaj bardziej spektakularne niż szare, sensowne masy, które segregują śmieci i nie potrzebują się nacierać jajami tygrysa, by odnosić sukcesy.

      Usuń
    3. Masz rację oczywiście, wyobraziłam sobie to nacieranie i mnie zatkało :P

      Usuń
  8. To jest chyba za duża sprawa,żeby można było ją po prostu przyjąć do wiadomości. Zmiany klimatu, wymieranie. Niby wiemy, niby zdajemy sobie sprawę, a mimo to nie dopuszczamy do świadomości.

    Powstrzymanie katastrofy wymagałoby zmiany wszystkiego, co znamy. Zaczynając od dominującej ideologii, która mówi, że możliwy jest nieskończony wzrost gospodarczy, na konsumpcjonizmie kończąc.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiemy, że najmniej o zmianie klimatu bierze sobie do serca dobra zmiana....

      Usuń
  9. Bardzo to smutne... Piękny wpis, dziękuję...

    OdpowiedzUsuń