niedziela, 15 lipca 2018

O statkach




Ktoś opowiada o ziemi, glinie, o właściwych tropach
w głębokiej wodzie. Mamy tak samo. Zamykamy domy jednym kluczem.
Wypatrujemy czegoś w krzewach. Wsłuchane w muzykę, książki.
Przyglądamy się wierzchołkowi labiryntu, kominom,
które odpływają po wypaleniu. W szczeble wplątane pióra,
dźwięczny głos w oddali. Bażant żyje.

Niezgrabnie naśladuje bieg, może lot? Kaprysy. Przekładam na nasz język.
Z kolejnych domów bliżej do wioski, listy od ludzi, ich życzenia.
Senne opowiadania o znaczkach. Odważniki, precyzyjnie ustawione
na szali, jakby były częścią opowieści. O tym, jak nikt z nas nie wychodzi na swoje.
Jesteśmy wzajemnie pożyteczne. Puszczamy mimo uszu świsty i gwizd.

Dogasa zapałka. Ten moment, kiedy wybiegamy do ogrodu.
Przyciągamy kamienie, klatki, wzrok sąsiadów. Mówimy o tym samym
na innych płaszczyznach. Wzorami z kopert, które zalegają
w szufladach. Wraca podróżowanie w przestrzeni, pamięć ciała.
Za chwilę nie będzie nikogo, kto biega po wodzie.

Stoimy w cieniu wiatru. Dokładnie wiemy, skąd przychodzi zmęczenie.
Jak szybko gęstnieje krew. Black orchid. Będziemy o tym myśleć.
W kółko, w leśnej pętli. I nic z tych rzeczy nie zniknie. Dzwonki.
Domki. Kolaże. Zdania dzielone przecinkami. Suszone owoce
popijane sodówką. Nasz śmiech i brak złudzeń, że dosięgną naszych
rąk. Szkoda. Mamy widok na kawał świata. Lasy, góry, ocean, dom
za domem.


6 komentarzy:

  1. Twój tekst dotknął we mnie tyłu światów, że po prostu, siedzę i wyje... Dziękuję za TO

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale nie wyj, proszę ❤️ Małgoś ściskam i posyłam dobre myśli

      Usuń
  2. Zazdroszczę takiej przyjaźni, super, już naprawdę niewielu potrafi/chce biegać po wodzie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coraz częściej mam wrażenie, że jednak przyjaźń sobie ubzdurałam w głowie, znaleźć kogoś podobnie zainteresowanego i oddanego, to jednak nie jest możliwe w moim przypadku. Zbyt wymagająca jestem wobec siebie, co za tym idzie wielu ludzi mnie zwyczajnie rozczarowuje.

      Usuń
    2. Mam podobnie. Jedną tylko koleżankę nazwałam przyjaciółką w dzieciństwie, a gdy się rozczarowałam stwierdziłam, że ja po prostu nie nadaję się na przyjaciółkę. Tak mi zostało jakoś, jedna z wielu dysfukcji. I nie to, że się nie starałam, bo nie - czasem bardzo się starałam. Ale mam tak jak prosiaczek: "Im bardziej prosiaczek zaglądał do środka, tym bardziej Kubusia tam nie było".

      Usuń