piątek, 25 maja 2018

Linie graniczne





Kiedy drzewom podcinają ramiona,
nie potrafię im pomóc, chociaż obok, od zwijania tytoniu,
masz spękaną skórę, pleśń na nogawkach.
Długo pozostaje w powietrzu.

Dlaczego się przejmuję? Ostry zapach z drogi,
wczoraj przeszły tędy krowy i owce. Dla ludzi z miasta
to niewiarygodne. Wątłe pióra w kałużach,
murki ułożone z resztek kurhanu. Podziurawione drzwi baru.

W piecu palimy torfem albo resztkami cedru.
Rzeźbiarz spycha mnie ze schodów. Kolana
miękną. Ciepły pył ostrzega przed zbliżającym się deszczem.
Mnóstwo poetów tędy przejeżdżało. W pobliżu, na Zachód.
Nikogo, to nie obchodzi.

Pisali, trochę pili. Pełno ich
na niekończących się studiach. Znam nazwiska, ale
nie pamiętam głosów, rysów twarzy, grymasów. Emocji.
 

4 komentarze: