czwartek, 31 maja 2018

Już miałam iść





Kładę się, próbuję zasnąć i kiedy zaprzeczasz, że tam byłeś, zginam się. Boleśnie. Książki porzucone w trawie, poza domem, wszędzie. Rozmowy ciągną mowę z myśli, z głowy, z rąk, które wypuszczają, jak obrazy, historie o ludziach, ich dzieciach i pożegnalnych listach. Co mam myśleć, kiedy nie myślę, że ranię stopy, nie smakuję mięsa, nie zabijam, nie odradzam się w zachodzie słońca. Każda miłość wyprzedza rozkosz. Gdybyś widział. Pod spódnicami czeka rozesłana przestrzeń, rozgrzana językiem namiętności radość, głód pulsującej krwi, kolejny motyw. I wtedy wstaję. Nie wiem, czy liczyć cedry, czy iść przed siebie, wzdłuż cieni, na południe. By przeżyć w torfie, w megalitycznych kamieniach, w odciskach spiral materaca. Zalane mlekiem poranne wzgórza kruszą się, łysieją. Budowane z piaskowców opowieści – za nimi tęsknię, za rytmem ziemi, oddechem oceanu, pamięcią pchnięć, do których dostrajam się i faluję tysiącem odbić. Przełamuję świeżo upieczony chleb, słabość do ciepła, owoców utartych w miodzie. Śluz wycieka, rozmazuje się jak jesienią po nocy dzień. 

4 komentarze:

  1. „By przeżyć w torfie, w megalitycznych kamieniach, w odciskach spiral materaca.” Trąci obsesją:).

    OdpowiedzUsuń
  2. ja bym wolała w słowach przeżyć...w obrazach już mi się nie udało, poniosłam porażkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widziałam Twoje obrazy, jesteś w nich i maluj, nie wymyślaj, że poniosłaś porażkę.

      Usuń