Podróż do miejsca, które jest czymś więcej niż snem, do miejsca, w którym rozbieram się z ciemnych błękitów, w doskonałości z wyrzeczeń przechodzę do życia. Nad torfowiskiem dostrajam sierpniowe good morning do materii. Łagodnieję nad brwiami. Roje robaków polują jak dawniej. Czy możemy tak trwać? W ich życiu przechadzać się, wahać. Nasze ciała mogłyby leżeć pod drzewami. Jednak wstajemy i bez lęku dodajemy kolorytu pagórkom, toniemy w oceanie, wypływamy, nabieramy ostrości. Ta sama siła, która zgina konary w locie. Ścigani przez umysł, porywani przez nurt, nikt nas nie chce w raju owadów. Tak się zestarzejmy, wchłaniając zapach, fragmenty rond, kwartałów, mury ogrodów. Nawet sprzedawca precli spokojnie wyrabia ciasto, a ty brzęczysz nad uchem, rozpalasz siatkówkę w oku. Aż w końcu spadnie deszcz. Wyłowią nas razem z żabami i wonnymi kwiatami ze stawów. Nie zmarnowaliśmy swojej szansy.
Nie przypuszczałam, że dziecięce marzenie o podróżach zaprowadzi mnie w miejsce, w którym żyję. Pamiętam czarne, zamszowe buty które dostałam od cioci. Jej zięć pływał na statkach wycieczkowych. Pamiętam radość, kiedy wracał. Zapach perfum towarzyszył mi w każdym wspomnieniu z wakacji. Siedziałam na ławce i wpatrywałam się w czubki pantofli. Pamiętam je do dzisiaj, tak samo jak ten specyficzny dziecięcy sposób machania nogami. Drążyłam myśli. Powtarzałam jak mantrę – kiedy dorosnę, wyjadę stąd, na zawsze. Nie dlatego, że byłam nieszczęśliwa. Zwyczajnie nie czułam się u siebie w żadnym z domów, w których mieszkałam. To irracjonalne uczucie towarzyszyło mi przez większość życia. Czas zmieniał krajobrazy. Przepływałam jeziora, rzeki, wędrowałam po górach. Dziecięce marzenie stopniowo się rozmywało, chociaż jakaś niewidzialna myśl, przylepiona gdzieś tam, wewnątrz głowy, utkwiła we mnie na dobre. Trudno żyć w miejscu, w którym czujesz się jak gość z odległej prowincji. Być cudzoziemcem we własnym kraju albo biegunem z powieści Olgi Tokarczuk. Wyłapywałam z gęstwiny codziennych dźwięków historie o podróżach, drogach i to, jak ludzie wypowiadają imiona w obcym języku. Szczegóły dla innych było oczywiste, dla mnie miały moc symbolu.
W końcu zacierają się pory roku, przestaję odbierać upływ czasu, czuję, że utknęłam. Idę do pracy, wracam do domu, gotuję obiad, karmię dzieci, zmywam naczynia, rozmawiam, szoruję zęby, czytam kilka stron z Maliny Ingeborg Bachmann, zasypiam. Budzę się, biorę prysznic. Wychodzę i z dnia na dzień szarzeję. Pajęczynki na twarzy uwydatniają się i już żadne łykanie rutyny nie pomaga. Kremy nie wystarczają, by odpowiednio nawilżyć skórę i zatrzymać proces pękania. Tracimy z mężem wymarzoną pracę. Tracimy codzienność. Odliczamy grosze na margarynę i chleb. Kręcimy młynki palcami. Wyprzedajemy na Allegro kolekcję komiksów. Rzeczy, które nie mają znaczenia. Wypowiadamy jakieś nazwy, ulegamy złudzeniom, że jutro będzie lepiej. Przeliczamy ziarnka piasku. Odpowiadamy na pytania, zaspokajamy ciekawskich. Każda wiadomość o jakimś miejscu pracy roi w głowach nadzieję. Rozmawiamy coraz rzadziej. Mijamy się, aż bledną nasze cienie. Niedostatek. Spoglądam na zdarte czubki butów. Smutek.
To on knuje w sprawie wyjazdu. Mąż wyjeżdża do Norwegii, ja zapisuję się do chóru. By nie zwariować – śpiewam. A może by podróżować? By nie myśleć, nie siedzieć co wieczór na placu na lekkim wietrze i nie wpatrywać się w wyświetlacz telefonu. Przyznaję się – to zapach ze starych miast Ukrainy i południowej Polski powoduje u mnie odklejanie marzeń wewnątrz głowy. Przemierzam duńskie miasteczka, greckie wyspy, paryskie ulice. W Wenecji przyglądam się ludziom, maskom. Wypowiadam na głos życzenie na moście Westchnień. I wiem, że moja podróż trwa niezależnie od przemykających obok znajomych tras koncertowych, powrotów i kolejnych wypraw. Orientuję się w terenie, w odległych miejscach lepiej niż we własnym życiu. Mamy sobie z mężem tyle do wyjaśnienia, kiedy on w czasie białych nocy poleruje granit, ja wspinam się w górach Montserrat.
Żyję niezależnie, stwarzam pozory. Obojętnieję. Nurkuję w Morzu Śródziemnym, śpiewam tam i tu. Wypowiadam na głos zdania. Trwam w nie swoich łóżkach, w nie swoich miastach. Wyobrażam sobie odległe dzielnice, wpatruję się w czubki butów i doznaję olśnienia, że to otoczenie, piasek, upał nie napawają mnie szczęściem. Wtedy jeszcze nie przeczuwam, dokąd ta myśl mnie zaprowadzi, gdzie zdoła wepchnąć. Z upływem dni wiem, że takie przechodzenie z miasta do miasta, z góry na górę nie jest dobre. Od siebie uciec nie sposób. Uchylanie się od odpowiedzialności, odwracanie od cząstek, które pozostawiłam w innym człowieku, powoduje nieistnienie. Wracam. Pozbawiam się złudzeń. Pakuję książki i to, co pozostało po dawnym życiu. Opuszczam wynajmowane mieszkanie.
Jadę do córki. Odliczam czas datami. Przygotowuję dokumenty, żegnam się ze znajomymi, rodziną. Z kalendarza wykreślałam sprawy. Niezałatwione przepisuję na kolejny dzień. W końcu ostatnia noc. Krótki, przerywany sen, z boku na bok. Nie wiem, czy chcę zapalić papierosa, czy się napić. Wstaję o szóstej. Włączam komputer, sprawdzam pocztę, odpisuję na listy. I wciąż czuję panikę, którą odsyłałam do łóżka. Do toalety biegam jeszcze kilka razy tego dnia. Kawa, papieros, kawa. Córka wstaje i idzie po świeże bułki. Jemy wspólne śniadanie. Śmiejemy się, staramy nie pokłócić. Czuję, że nie mam dystansu do sytuacji. Poprawiam się w myślach, że okoliczności zmienią się na lepsze, że tutaj rywalizuję o pracę, o znaczenie, o życie. Wyjazd zmieni wszystko.
Pochłonięta myślami, nie wiem, co robię, aż do odjazdu pociągu. Na dworzec przychodzi mój przyjaciel Rafał. Przytulamy się z córką i wyznajemy miłość. Pierwszy raz od miesięcy płaczę. Rafał robi nam zdjęcia. Ula przysyła esemesa z pytaniem „gdzie jesteś?”. Zapomniałam napisać do przyjaciółek z chóru, o której odjeżdża pociąg. Całą drogę mam wyrzuty sumienia. Później panuje już tylko cisza. Tłumaczę sobie, że to jest po prostu wstęp do czegoś większego.
W Poznaniu odbierają mnie z dworca brat i syn, z którym wieczorem lecę do Irlandii. Jedziemy do brata. Jemy późny obiad, jest smaczny. Czytam kolejną książkę Bachmann, której treści za chwilę już nie pamiętam, ale będę do niej wracała, jak do spojrzenia na czubki butów. Rozmawiam, ale nie wiem, co się dzieje. Odbieram połączenia telefoniczne, wiadomości. Już pragnę być w Dublinie. Brat odwozi nas na lotnisko. Odprawiamy bagaże, przechodzimy kontrolę celną. Zawiązuję buty. Przyglądam się czubkom z zamszowej skóry i ten błysk z pamięci, o którym zaraz zapominam. Kupuję wodę. Syn siada z laptopem w kącie. Zadzwonię do rodziców. Ostatnie łzy. Przepraszam Ulę i Martę, że nie dałam znać, o której wyjeżdżam, wciąż i wciąż. Kolejna toaleta. Mam ochotę krzyczeć.
Z drugiej strony tęsknię. Wyobraź sobie więź z mężczyzną, który pracuje na utrzymanie rodziny. Przychodzi do domu, je kolację i myśli tylko o nas. Nie jadę w nieznane, jadę do tego, który jest częścią mnie. Kiedy samolot odrywa koła od pasa startowego, myślę: Malina już tutaj nie mieszka. Nie byłabym szczęśliwa we Włoszech, w Grecji, w Hiszpanii, we Francji. Nie potrafiłabym mieszkać w Norwegii ze względu na język i białe noce, które zacierają dzień.
Jestem tutaj od pięciu lat. Dni następują po sobie. Poznaję irlandzkie nazwy, miasta i wioski. Pochłaniam historię tego miejsca i akcent mieszkańców. Rozpoznaję ich rysy i zagnieżdżam się w ich oczach. Witamy się codziennie uśmiechami i życzliwym good morning. Anne wypytuje o zwyczaje w Polsce, uczy mnie miejscowych smaków, pokazuje stare zdjęcia. Jestem u siebie. Z powodu przeszłości i czubków butów. Ludzie patrzą sobie w oczy i są zwyczajnie dobrzy. Oddycham bliskością oceanu i gór, po których wędruję. Urzeczywistnienie marzeń i zapuszczanie korzeni. To wszystko w założeniu było po coś.
klik |
klik |
klik |
klik |
Nie wiem w którym dokładnie punkcie i fazie jestem obecnie ja...chyba najbliżej mi do tych bezdomnych wspinaczek i zanurzeń,wyczuwania obrazów i marzeń poprzez zapachy, melodie, mierzenie intensywności tęsknotą w niedostatku... Tak czy inaczej zdanie po zdaniu, słowo po słowie czuję i rozumiem, jakby były utkane we mnie tylko niewyrażone.Piękne.
OdpowiedzUsuńŚciskam
Przerabiamy w sobie te wszystkie etapy, ale jest dobrze Kasiu :) ściskam ciepło
UsuńTak...choć nie każdy i jednak są tacy, którzy nie rozumieją, że ''od siebie uciec nie sposób" tak, jak i to, że "zwyczajnie nie czułam się u siebie w żadnym z domów, w których mieszkałam." (okropne uczucie wklejenia, ciężaru) Mniejsza o innych, chodziło mi, że przechodzenie tych etapów jest bardzo ważne. Ten tekst jest ważny - dla Ciebie z pewnością, ale chyba i dla każdego, kto nosi w sobie taką bezdomność i albo sie waha, albo szuka, albo utknął...można czytać dosłownie i w przenośni i najważniejsze, że to wszystko jest po ''coś''. Całuję i dziękuję Małgosiu.
UsuńTak, masz rację. Znam ludzi, którzy są starsi ode mnie, a jeszcze do tego miejsca w sobie nie dotarli. Cóż... życie. I również dziękuję :*
UsuńSzczęśliwego, dobrego nowego :*
UsuńWzajemnie Kasiu :) niech Ci się dobrze układają dni :*
UsuńTo piękne, że się z nami tym dzielisz <3
OdpowiedzUsuńKolejny raz przeżywam Twoje "podsumowanie"...
Dziękuję Olu, to jest kolejny etap zrozumienia siebie :*
UsuńSłowo po słowie szłam śladami które wydeptałaś dla swojego czytelnika. Dziękuję. Jak dobrze że można znaleźć w końcu własne miejsce, gdzie nic nie uwiera, nie pali albo nie wyziębia. Nie wygania, nie wypala. Jak dobrze że tak masz Małgosiu ♡ Roma
OdpowiedzUsuńTo są takie detale kochana :* Moc życzliwych myśli posyłam do Ciebie.
UsuńZnalazłaś Twoje miejsce na ziemi:*
OdpowiedzUsuńPięknie..... i to prawda, że wszystko jest po coś...:)
Ściskam Soniu :*
UsuńKim byłam zanim dorosłam, gdzie przeczuwałam swoje miejsce w świecie, dokąd zmierzałam jeszcze zanim rozpoczęłam? - z takimi pytaniami każesz mi się mierzyć☺ dziękuję😚
OdpowiedzUsuńMiej w tym przyjemność Moniko :* Pozdrawiam ciepło
UsuńZdrowiej i wracaj :) pozdrawiam ciepło
OdpowiedzUsuńNiemożliwe byś tu w końcu nie dotarła Dawałam Ci dziesięć lat i więcej, że tu mieszkasz. Ma nadzieję, że jest Wam tam dobrze.
OdpowiedzUsuńCzuję, że jesteś tam u siebie, ten oddech i powietrze, widoki, chmury.
To chyba Stachura napisał: "ciało nasze nielotne a oddech niebieski". Tak mi pasuje.
:-)
Wyemigrowałam zaraz po wydaniu mojej pierwszej książki, można powiedzieć, że jestem poetką emigracyjną :* Jest nam dobrze, bo właśnie te wszystkie widoki...
UsuńPoetka emigracyjna brzmi godnie :-)
Usuń:*
UsuńMargo tekst jest tak gęsty, że go na dwa razy muszę ...
OdpowiedzUsuńi powiedz, czy to kompilacja czy konkretnie Czekając na Malinę? czy inne ??czy pierwsza proza ?
bo ja chcę taka książkę nabyć Twoją. ściskam mocno.
Dobrze, że działa :)
UsuńCzekając na Malinę (2012), to mój debiut, wiersze, które napisałam w latach 2007-2010. Liczby nieparzyste (2014) to cykl z lat 2011-2013, Mullaghmore (2016) z lat 2013-2014 i Pierwsze wspomnienie wielkiego głodu (2017) z lat 2014-2016. Zamów sobie antologię, wydaje mi się, że mogłabyś odkryć tam kilku pisarzy dla siebie. Moje opowiadanie jest krótkie, ale myślę, że propozycja interesująca.
PS
w nawiasach jest rok wydania.
Tu masz całość http://www.wforma.eu/poludniak-malgorzata.html
a jakbyś coś chciała, to najwygodniej, napisz do Pawła Nowakowskiego
forma.sc@pro.onet.pl
"...Margo tekst jest tak gęsty, że go na dwa razy muszę ..."
OdpowiedzUsuńPodobnie i ja. Nie wiem czy dwa razy wystarczy. Chociaż główny wątek jest jeden.
Wrócę! ):-)
Wracaj Marku :* uściski
UsuńPoruszył mnie ten wpis do szpiku kości. Tak dużo w nim jest o mnie. Czuję się zaszczycona, że chciałaś nas wpuścić do swojego intymnego świata, bo to wymagało dużej odwagi z Twojej strony.
OdpowiedzUsuńDobrze, że jesteś już u siebie, chociaż droga była długa i naznaczona trudnościami.
Teraz jest i będzie dobrze, prawda, Margo ? :)
Tego Ci w każdym razie życzę w Nowym 2018 Roku i każdym następnym ♥
Jest :) dziękuję i ściskam. Miej się wspaniale w nadchodzącym roku :*
UsuńOd siebie uciec nie sposób. Kropka.
OdpowiedzUsuńPiszesz d o s k n a l e, eM ! Ale to już pewnie wiesz :)
Dobrego nowego roku Małgosiu, a w nim wielu dni, w których znajdziesz swoje szczęście :)
P.S.
Znam i znowu odczuwam to niezwykle silne uczucie przynależności i zżycia się z miejscem. Dla mnie takim miejscem jest Stary Żoliborz. Niektórzy mówią, że Żoliborz to nie jest miejsce, tylko stan umysłu :*
Ukochany Żoliborz, coś w tym jest i cieszę się, że jesteś szczęśliwa. To bardzo dobre uczucie. Dobrego Beato :* i głaski dla Twoich małych chłopców.
UsuńDzięcięce i te z czasów młodzieńczych marzenia podróżne moje nigdy się nie spełniły. "Wypłakane" substytuty niekiedy. I ten skrawek Ziemi pośród lasów Łośna. I tak napisałem kiedyś, kiedyś:
OdpowiedzUsuńPodróży nie dano w zestawie
Nie widziałem ośnieżonych szczytów Grenlandii
ani też zachodu słońca na Płaskowyżu Tunguskim
Nie dane mi było wpinanie bomu spinakera
na Morzu Karaibskim
i podziwianie zorzy polarnej z Przylądka Północnego
Tańczę wokół ogniska
rozpalonego na tym skrawku Ziemi który mój
I nawet nie wiem czy to ja
Może to tylko duch mój ogień i Ziemię okrąża
nocą z więzów wyzwolony
Oczekujący
Fajnie, że znalazłaś SWOJE miejsce. I to fizyczne i to mniej fizyczne - mentalno/metafizyczne ):-)
A wyraz "głaski" - rewelkowy jest!!!
Pozdrowienie!m.
Pragnienia, marzenia... przewrotne emocje.
Usuń"głaski" - bardzo lubię. :)
uściski
Jesteś tam już u siebie?
OdpowiedzUsuńJestem :)
UsuńTo wspaniałe, jak ktoś po tylu przeżyciach, marzeniach, znalazł swoje miejsce na ziemi i jest bardzo zadowolony. Bądź zawsze szczęśliwa w kraju, który wybrałaś :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Grażynko, czuję, że jestem u siebie :) Ściskam ciepło
UsuńA teraz? Miejsce już nie uwiera, jest idealnie dopasowane?
OdpowiedzUsuńBałem się zawsze, że podejmując duże decyzje popełniam błąd. Im większa decyzja, tym większy błąd jest możliwy. A najgorszy z tych błędów jest chyba wtedy, gdy decyzja wynika z niewłaściwego rozpoznania siebie samego. Nie wiem, czy to rozpoznanie przychodzi z wiekiem czy też zależy od innych czynników.
Nie uwiera, mam w sobie spokój :)
UsuńMam nadzieję, że odnajdziesz swoje miejsce i rozpoznasz, poczujesz, że to właśnie tu i teraz. Tego Ci życzę :)
Właśnie zdałam sobie sprawę, że mnie poszukiwanie własnego miejsca na ziemi zajęło ponad 20 lat ... Dziękuję Małgosiu za ten wpis, wywołałaś nim moje wspomnienia... Uściski serdeczne :)
OdpowiedzUsuńDobrze jest pamiętać... uściski Moniko
Usuń