niedziela, 26 lutego 2017

Z rozpędu



Patrzysz na bażanta, który mieszkał obok. Bez stada,
śladów, kiedy się odwraca i nic nie wzbiera, nie płacze.
W długie wieczory tkwimy myślami w listach.
W tamtej chwili, lekkiej jak pióra sformułowanych w zdania monologów.
O tym, z czym sobie radzisz najlepiej, a co ciągnie się schodami
na strych.

Pracownia. Przekładam kostki, owoce, grzechotki. Klatkę.
Przez drzwi ucieka ciepło. Wiadomo - poza dziećmi coś
albo nic nas (nie) łączy. Możliwe, że głos zahacza o miejsca.
Skórę, wystające kości. Pieści się z nami, jeszcze chwilę.

Patrzysz na bażanta, który przetrwał zimę. Jesteś ze sobą
jak on. Tracimy i odzyskujemy siły. Układamy dni
według imion, doświadczeń. Wspomnienie dzieciństwa.
Idziesz w tamtym kierunku, drogi się rozchodzą.
Zapisujesz w liście, że czegoś nie zrobiłaś i nie chcesz
tego zakceptować. Nie teraz.



14 komentarzy:

  1. Zadziwiająca lekkość bytu słownego:)

    OdpowiedzUsuń
  2. zapewne pracownia, to magiczne miejsce )) zwłaszcza ceramiczna
    oraz Baśka Trzybulska, to jedyna ceramiczka artystka, która tworzy poezję !!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niezwykła i piękna. I w zasadzie nie da się jednoznacznie podsumować jej twórczej pracy.
      Wciąż coś zauważam, wyławiam, można wręcz powiedzieć, że jej poczynania rozmywają granice artyzmu.
      To umiłowanie ziemi, tkwienie w korzeniach. Nie ma dla mnie bardziej świadomej artystki w tej dziedzinie,
      którą się zajmuje. A ten wiersz, to tylko scena, detal z życia.

      Ucałowania t.

      Usuń
  3. Wiem, że dedykowany, ale jakby uniwersalny...
    I w tym cała magia poezji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też lubię, jak czytelnicy odnajdują w wierszach własne ścieżki. :) dziękuję :)

      Usuń
  4. I przy okazji popatrzyłem sobie na twórczość Pani Basi Trzybulskiej
    Ciekawe, finezyjne, pomyślane, estetyczne prace!
    M.

    OdpowiedzUsuń
  5. A tak, a'propos "pracownia":

    Wiesz, Miła, byłem dzisiaj u swojego
    brata Juliusza. W jego malarskiej pracowni.
    Oglądaliśmy malowane śmiało szpachlą pejzaże
    z końca ostatniej zimy, która była o tyle za długa.
    I słońca nie było. I wszyscy znajomi mówili o jego
    braku. I jak to działa na psychikę człowieka.
    Negatywnie. Jeszcze w czerwcu za chmurami się
    chowało. Do przedwczoraj. A teraz upał i myśli
    lepią się, i słowa. Rozmawiamy o malarstwie
    i trapiących Mistrza chorobach.

    A tu, na obrazach, śnieg sypie. I dymy z
    kominów siwe. Drzewa nagie. Jakiś ptak.

    Wybieram taki bardziej zasypany, że kolorów
    dachów nie widać ani też rozpoznać marek
    samochodów nie można. I jakaś na nim cisza
    namalowana pośnieżna. Wiesz, po takiej zadymce,
    która wiruje płatkami. Z daleka słychać stukot
    kół pociągu. To taki dodatek do tej ciszy. Pociągu
    nie ma na obrazie. Tylko fragment torów po jego
    prawej stronie mówi o podróżach.

    Pozdrowienie i dobre myśli posyłam!
    Marek

    OdpowiedzUsuń