środa, 9 marca 2016

Jedna z wielu






Kap, kap, kap. Cały dzień pogoda była znośna. Bez deszczu i wiatru. Umówiłam się w ostatni czwartek z zaprzyjaźnioną Ukrainką na wspólny sześciokilometrowy walking. O 5.30 po południu przebrałam się w dres, naciągnęłam czapkę, kurtkę do chodzenia. Odczepiłam brelok z nosorożcem od Katrhine. Zamknęłam dom, upchnęłam klucz, ręce w kieszeniach. Idę. Zaczyna padać. Zawsze jest tak, kiedy postanawiam w końcu coś dla siebie zrobić pogoda przypomina mi, że żyję w Irlandii. Kap, kap, kap. Idę i myślę: a niech pada, taki szałerek, nic takiego. Wysyłam do Any smsa, że idę w jej kierunku. Po dziesięciu minutach, to już nie szałerek, tylko najzwyklejsza ulewa. Jeszcze bez wiatru i błyskawic. Na drugim kilometrze dołącza Ana. Śmiejemy się, że nie jest źle, że w sumie co tam deszcz. Idziemy. Rozmawiamy. Już nie kap, kap, kap, tylko zacina w twarz, przymykamy oczy, i toczymy się z górki. Czuję, że deszcz ciurkiem leje się po plecach. Tego mi było potrzeba. Wróciłam do domu, powiesiłam kurtkę na mini kropielnicy, którą zostawił nam Landlord. Rozpaliłam w kozie. Nalałam sobie letniej wody z miodem. Kap, kap, kap, ścieka woda z kurtki, z domowej kropielnicy. Kap, kap.


26 komentarzy:

  1. To był oczyszczający spacer ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to był dobry czas i zapomniałam o tej chrzcielnicy :) do czegoś w końcu się przydała :)

      Usuń
  2. Ale potem jak miło usiąść przy kozie... :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Deszcz może być natchnieniem:)
    Pozdrawiam ciepło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taka refleksja, że nie powinnam się umawiać, tylko iść, kiedy jest na to odpowiedni czas :)
      pozdrawiam

      Usuń
  4. Uwielbiam walking! Z tobą chętnie bym się przeszła (i porozmawiała) w realu. Ściskam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już sobie wyobraziłam Twoje piękne okolice do chodzenia :) no i nie mokniesz przy każdym kroku :)

      Usuń
    2. Nie moknę, to prawda!

      Usuń
  5. kap,kap

    a nie przemarza się po takim zmoknięciu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Było dość ciepło i o dziwio, kurtka okazała się prawdziwie nieprzemakalna :)

      Usuń
    2. Nie pomyślałam, że na pewno przygotowana wyszłaś... :)
      Tak trochę się zmartwiłam, bo ja pewnie przeziębienie bym sobie zafundowała... :)

      Usuń
    3. Już się zahartowałam w tym klimacie :)

      Usuń
  6. mmmm...ach jak ja lubię, lubię deszcz...:-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ha ha ha :) Lubię Cię w takim stylu.

    OdpowiedzUsuń
  8. To jest Super ! zaintrygowała mnie ta kropielnica, przydałoby się zdjęcie... co do wędrowania... polecam Camino Primitivo...dwa tygodnie w głąb siebie.. Pozdrawiam Margarithes

    OdpowiedzUsuń
  9. To jest Super ! zaintrygowała mnie ta kropielnica, przydałoby się zdjęcie... co do wędrowania... polecam Camino Primitivo...dwa tygodnie w głąb siebie.. Pozdrawiam Margarithes

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwotnie miałam chrzcielnica, ale znajoma zwróciła uwagę, że to niezręczne słowo, poszukałam w sieci i to mini mini na wodę święconą nazywa się kropielnica, w wolnej chwili dostaniesz zdjęcie :)

      Usuń
  10. dzielna jesteś czytając, pomyślałam, pewnie skończy się na kawie z koleżanką, a tu patrz...!

    OdpowiedzUsuń
  11. Podziwiam Was, ja bym pewno wróciła do domu. Gdyby to była ciepła wiosna lub lato, to chyba bym się skusiła na dalszy spacer, ale nie zimą Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas jest już wiosna i nie było szczególnie zimno :*

      Usuń